14.11.12

[279] lustro-zludzen.blogspot.com

Edytuj post

Oceniony jest stary szablon ze względu na to, że autorka zmieniła go bez mojej zgody. Hańba ci, Shauu_! :c

*
Blog: lustro-zludzen.blogspot.com
Autorka: Shauu_

Lustro złudzeń – sam adres działa niesamowicie na moją wyobraźnię, zwiastuje coś niezwykłego i niecodziennego. Kiedy głębiej zastanawiam się nad jego treścią, czuję, że w całości palce będzie maczać magia – bo jak lustro może łudzić, skoro z natury jest stworzone do odzwierciedlania rzeczywistości. Może to przypadkowy zabieg, ale nawet jeśli tak, masz u mnie pełne zadowolenie z adresu, który mówi czytelnikowi cokolwiek o charakterze opowiadania, ale jednocześnie nie jest banalny.
Kiedy otwieram bloga, witają mnie nietypowe, chłodne kolory: szarość i róż. Prezentują się ciekawie, kojarzą z czymś szlachetnym, magicznym. Może panuje tu lekki smutek, ale dzięki delikatności różu kolorystyka nabiera delikatnego wyrazu. Postaci w nagłówku potwierdzają moje podejrzenia: zamek, smok, runy, elfy, tajemnicze dziewczęta – czuję się jak w domu, stojąc u wrót opowiadania fantasy.
Spoglądając na belkę, widzę cytat – ku mojej uciesze! – Leonarda da Vinci. Mimo to nie za bardzo wiem, jak ów fragment o nicości tyczy się opowiadania, bo trudno, by był myślą przewodnią. Aczkolwiek brzmi niecodziennie, intrygująco, daje do myślenia i jest nieco tajemniczy, a i przez wzgląd na autora jestem w stanie całym sercem go pokochać. Nie wszystko musi być oczywiste i poukładane, a cytat to przecież ledwie mały procent całego wizerunku bloga.
Skoro już jesteśmy przy porządku, to ten na twoim blogu jest niczego sobie. Mamy czytelne, ułożone menu, do którego miałabym tylko jedną uwagę – zmieniłabym kolor czcionki na ciemniejszy, bo ledwo go widać, a font na taki, jaki jest w pozostałych ramkach, by już nie robić zamieszania. Treść podstron mnie całkowicie zadowala, szczególnie zaś do gustu przypada mi „Lustro Złudzeń”, które we wspaniały sposób wprowadza moje domysły w życie, a mnie samą w świat twojego opowiadania. Dalej nie wiem, o co chodzi, ale sposób, w jaki opisujesz egzystencjalne rozterki na temat  lustra, niemalże mnie zauroczył. Jedno, co moim zdaniem powinnaś zmienić, to wielkie litery po dwukropkach w faktach na samej górze. Fantastyka i lustro napisałabym z małej. Opis O Autorce to po prostu kwintesencja Shauu_, i choć szału nie ma (bo brak mi chomiczych stópek niezmiernie!), dużo mi do szczęścia nie brakuje. Może odrobiny finezji.
Spoglądając w Figury grające, nie do końca wiem, czego mogę się spodziewać, choć obstawiam – i celnie trafiam – opisy bohaterów. Jednak nie wiem do końca, po co ona jest, bo wiek i całą resztę wywnioskować można z opowiadania. A jeśli skreślenie bohatera ma oznaczać, że ów zginął, błagam, nie rób tego. Ktoś może wejść w podstronę zaraz po trafieniu na bloga (bo jej tytuł zachęca i intryguje) i zastać nieprzyjemne, konkretne spoilery, którym  mówię stanowcze NIE. Pędząc dalej – kontynenty  są porządnie i rzeczowo zrobione, podoba mi się to, choć brakuje mi urozmaicenia. Może jakiś obrazek, mapka, ilustracja? Lubisz rysować, tyle wiem, więc spróbuj, bo teraz to kojarzy mi się z nieszczęsną książką do geografii, której z własnej woli raczej bym nie otworzyła. A dalej mamy już tylko standardowe, grzecznie posegregowane linki oraz SPAMownik, więc tutaj wiele do gadania nie mam.
Przechodzę więc, swoim zwyczajem, do ulubionej części oceny – zabieram się za czytanie rozdziałów. Jestem mile zachęcona oprawą bloga, więc mam nadzieję, że dalsza część mnie nie zawiedzie. Swoją drogą, jeśli jesteśmy już przy graficznych ustawieniach bloga – widzę, że w nowych rozdziałach tekst jest wyjustowany, w prologu zaś tego mi mocno brakuje.
Prolog, czyli wstępniak wprowadzający nas w świat bohaterów. Twój czyni to dość gwałtownie, jest swoistym rozdziałem pierwszym, choć dzieje się w znacznym oddaleniu od właściwych odcinków. Opisy, choć ambitne i, zdawałoby się, dopracowane, wymagają jeszcze lekkiego dopieszczenia. Zdania są obrazowe i długie, ale samo to nie wystarcza – momentami gubisz się w nich odrobinę, a pewne słowa nie pasują do reszty. Przeszkadza również zła odmiana słów, która zdarza się sporadycznie, ale mimo to zaburza nieco całokształt. Mówiłaś, bym nie wypisywała ci błędów, więc podam tylko przykład, wyrwany z któregoś z początkowych akapitów:
(...) Fakt , faktem tamtejsi alchemicy, wiedźmy leśne i druidzi potrafili tworzyć eliksiry, herbaty, emulsje, balsamy i kremy śmiertelne i trujące, lecz i ratujące nie czasem życie. Być może jestem przewrażliwiona, ale to zdanie nie brzmi perfekcyjnie. Pobijając już dziwny przecinek na początku oraz nadmiar łącznika „i”, co oznacza „nie czasem”? Osobiście (daję to jedynie jako przykład, nie nakaz, w jaki sposób masz to zdanie zmienić – opowiadanie jest twoje i ja narzucać ci nic nie zamierzam) spróbowałabym czegoś takiego:
Fakt faktem, tamtejsi alchemicy, wiedźmy leśne czy druidzi, potrafili tworzyć eliksiry, herbaty, emulsje, balsamy oraz kremy – zarówno te śmiertelnie niebezpieczne i trujące, jak i takie, które czasem mogły uratować życie.
Jeśli chodzi o treść, nie styl – który, jak już wspomniałam, jest dobry, ale wymaga dopracowania – to jestem nią usatysfakcjonowana. Umieściłaś w prologu dużo informacji, ale raczej nie przesadziłaś, bo bez problemu zdołałam wszystko pojąć i zrozumieć. Postaci już tutaj zdają być się barwne, nie oszczędziłaś żadnemu opisów, co chwali się niezmiernie. Mamy młodych giermków, dorosłych rycerzy, nawet elfa, a do tego jasno nakreślony cel. Do dalszego czytania zachęca mnie szczególnie ostatnie zdanie, które brzmi na swój sposób magicznie i tajemniczo, podsyca ciekawość.
Rozdział I wita mnie wspaniałym opisem snu wypełnionego smokami, któremu nie mam zupełnie nic do zarzucenia. Dobrze wyszło ci przeniknięcie ze świata koszmarów prosto do pokoju Aatosa, jak się okazuje – młodego królewicza. Drobne zastrzeżenie, natury czysto językowej, mam do zdania, w którym opisujesz guwernantkę.
(Dalia) Miała na sobie zwykłą, prostą i ciemnobrązową  suknie z wełny, sięgającą do łydek. Była czysta i wyglądała na nową. 
Przy okazji zwrócę uwagę na brak ogonka w słowie „suknię”, ale o to miało chodzić. Przyuważ, że w poprzednim zdaniu podmiotem była owa guwernantka, a w następnym już jest nią sukienka, co zaburza całokształt. Gdybyś napisała „Miała na sobie zwykłą, prostą i ciemnobrązową suknię z wełny, która była czysta i wyglądała na nową”, wszystko byłoby w porządku, tutaj zdania straciły logiczną ciągłość.
Zastanawia mnie, jaki związek z prologiem będą mieć następne wydarzenia, bo kolejnym, co mam okazję obserwować, są przygotowania do ślubu. Barwne opisy, dużo imion i postaci, ale niebiosom dziękuję, że poświęcasz chwilę na opisanie ich, a nie pędzisz dalej, po podaniu danych osobowych, koloru oczu i włosów. Jeśli jesteśmy już przy wątku Ceacilii, wspomnę króciutko o zdaniu, które już kiedyś spędziło mi sen z powiek.
Miejsce dla orkiestry, żonglerów, magików, bardów i minstreli było spore. Prawie, że na początku, tuż przed rodziną królewską i takie, aby każdy gość mógł w spokoju oglądać występy i zabawy przygotowane przez gospodarzy.
Pokazywałam ci je, ale ty nie widzisz w nim nic zdrożnego, mnie zaś dalej męczy. Próbuję dociec, co konkretnie jest z nim nie tak i przychodzi mi do głowy tylko jedno: źle brzmi stylistycznie. Może gramatycznie jest tu wszystko poprawne (może warto by z mojej strony pójść na szybki kurs języka polskiego i zadziwić nauczycielkę), ale nie brzmi to dobrze.
Miejsce dla orkiestry, żonglerów, magików, bardów i minstreli było spore. Znajdowało się z samego przodu, niemal tuż przed rodziną królewską, ale w odpowiedniej odległości od widzów, dzięki czemu każdy gość mógł w spokoju oglądać występy i zabawy przygotowane przez gospodarzy.
Jest dłuższe, ale pełniejsze, bez niedopowiedzeń; to jest właśnie twój błąd, czasem wplatasz do opowiadania słowa, zwroty i skróty myślowe, które zdają się być zupełnie nie na miejscu. Usunięcia „cholernie” w prologu odmówiłaś, a ja to rozumiem, bo każdy autor ma swój własny, specyficzny styl. Ale istnieje pewna etyka słowa i zasady wypowiadania się, której każdy z nas powinien przestrzegać zarówno w życiu codziennym, jak i na łamach książek.
Postać Vilhy zupełnie mnie nie przekonuje, ale o tym rozpiszę się później. Mimo moich zastrzeżeń co do jej oklepanego, szablonowego charakteru, trudno jej nie lubić, a sceny z jej udziałem należą zdecydowanie do najciekawszych. Po pierwszym rozdziale jestem nastrojona pozytywnie, ale jeszcze nie wciągnięta; czekam na to, co znajdę dalej.

Rozdział II zaczęłam, jak to ja, od zerknięcia na odautorski dopisek i, niezwykła sprawa, czekała mnie tam miła niespodzianka. Dawno temu nie doszłam do tego momentu, bo urwałam w połowie rozdziału, brutalnie porzucając Lustro Złudzeń. Teraz mam zamiar to zmienić i, jakże wspaniałomyślnie!, dopomóc ci w sprawieniu, by nikt nie mógł się oderwać od opowieści od pierwszych słów.
Zaczarowane sklepienie przywodzi mi od razu na myśl Wielką Salę w Hogwarcie, ale czy musi być ono zarezerwowane dla pani Rowling? Niekoniecznie, bo twoje przedstawia się olśniewająco i pobudza moją wyobraźnię, choć i tutaj wkradł się niewielki błąd. Pomyliłaś bowiem odmianę słów i choć nie jest to nic strasznego, po raz kolejny ten mały, uparty błąd przeszkadza mi w czytaniu. Pełnym błądzącymi chmurami, delikatnymi i zwiewnymi jak letni wiatr – bładzących chmur i tak dalej.
Kimkolwiek będzie Tamir w tej historii, udało mu się zyskać moją sympatię od pierwszych słów. Młody czarodziej zajmujący się upartą księżniczką? Czyż może być coś wspanialszego?
Opis sali, w której odbywał się ślub, wyszedł ci nad wyraz dobrze. Mimo to radziłabym ci przeczytać go przy poprawianiu jeszcze raz, a nuż zwrócisz uwagę na coś, co wcześniej ci umknęło. Z opisami postaci jest nieco gorzej, bo masz dziwny zwyczaj odwracania szyku zdania i zamieniania miejsc przymiotników czy rzeczowników, co teoretycznie powinno nadawać tekstowi jakiejś oryginalności, ale tylko utrudnia czytanie i brzmi tak, jakbyś nie potrafiła pisać poprawnie. A potrafisz – co udowodniłaś nieco wyżej. Przy opisie Amarylis nieco rozbawiło mnie ostatnie zdanie o oczach: (...) Niebieskie i śliczne. Jak ona cała. Brzmi to tak, jakby Amarylis była nie tylko  śliczna, ale i niebieska. Warto to zdanie jakoś przebudować.
Kolejnym elementem, który nie podoba mi się ze strony stylistycznej, jest ten fragment:
Była młoda, gdzieś w wieku Amarylis, ale w żaden sposób nie przypominała jego siostry. Całkiem przeciętna o brązowych oczach i włosach. Jedyne co mogło ją wyróżniać był jej uśmiech.”
Po pierwsze – piszesz jego siostry a dużo wyżej wymieniłaś imię Aatosa, teraz nijak to tu nie pasuje. W drugim zdaniu brak mi orzeczenia, a trzecie jest właściwie niepotrzebnie wyodrębnione, łącznik nadałby płynności, chyba żeby zdanie przedłużyć. Oprócz tego brakuje mi przecinków, więc po raz kolejny zaproponuję drobne zmiany:
„Była młoda, gdzieś w wieku Amarylis, ale w żaden sposób nie przypominała (uroczej) siostry Aatosa. Zdawała się całkiem przeciętną dziewczyną, o brązowych oczach i włosach w tym samym kolorze. Jedynym, co mogło ją wyróżniać, był uśmiech.”
Opis Vihageara był, o dziwo, dużo lepszy, więc po raz kolejny zadziwia mnie nierówność, z jaką piszesz. Raz jest nieziemsko, innym razem zastanawiam się, czy to naprawdę wyszło spod twojego pióra. Drobna sugestia: piszesz  (...) Stanęli obydwoje na samym środeczku. Ów „środeczek” brzmi bardzo po twojemu, Shauu_, ale burzy mi nieco klimat, jaki chwilę wcześniej wprowadziłaś. Za to pochwalić cię mogę za elementy pieśni i tradycji, jakie wprowadzasz: nadaje to niepowtarzalności temu, co piszesz, buduje świat nadzwyczaj realistyczny i niemalże namacalny.
A potem już się tylko rozpływałam. Opis dań sprawił, że zrobiłam się głodna, właściwie wszystko, co pisałaś z perspektywy Symona podobało mi się najbardziej z całego rozdziału. Może nieco niepotrzebnie dwa razy powtórzyłaś imiona i nazwiska tańczących osobistości (i tak ich nie zapamiętałam), ale wynagrodziłaś mi to końcówką. Która sprawiła, że z radością czytam dalej!
Rozdział III
Czwarty raz był najprzyjemniejszy, jak stwierdziła z rozkoszą, gdy z niej wyszedł. Powtarzała to jednak od drugiego stosunku tej nocy. 
Co. Co? CO?
Shauu_, przyznam ci szczerze, że ostatni raz z tak „niezwykłym” opisem scen łóżkowych spotkałam się ostatnio przy czytaniu analizy fanfiction Tokio Hotel. Po kim jak po kim, ale po tobie spodziewałam się więcej finezji – nie wymagam nie wiadomo jakich opisów, ale choćby te dwa zdania można było ubrać w ładniejsze słowa, które pasowałyby do przeżyć królowej Ceacilii.
Kiedy już to przebolałam, zaskoczyłaś mnie tekstem z księgi, który został napisany naprawdę fantazyjnie, choć nie pojęłam, co tak zaskoczyło Ceacilię – ale to był, jak sądzę, element celowy. W chwilii, gdy wparowuje do komnaty Tamira, znów mam wielką ochotę przekręcić cię przez maszynkę do mięsa (pozdrawiam z tego miejsca moją babcię, jej maszynkę oraz powiedzenia!), żebyś się wzięła za siebie.
Pierwszy raz mam okazję zobaczyć dialogi w pełnej okazałości i zdumiewa mnie to, że po żadnej wypowiedzi nie ma komentarza do niej. Pojawia się dopiero pod sam koniec, i to tak skromnie, że zastanawiam się, czy to zamierzone? Czy tak chciałaś podkreślić tempo wydarzeń? I dlaczego Caecillia nadużywa ochów, echów oraz achów? Radzę przebudować nieco tę rozmowę.
Pochwalić cię mogę za fragmenty takie jak ten:  (...)  Machnął niedbale dłonią i wyczarował tacę owocowych i czekoladowo-miętowych ciasteczek. Pachniały intensywnie i były ciepłe w dotyku. Chociaż powtarza się i, podoba mi się namacalność tych smakołyków, to, że pobudziłaś wszystkie moje zmysły. Poczułam ich smak, zapach, wiedziałam, że po dotknięciu byłyby jeszcze gorące. Oby wraz z rozwojem opowiadania było coraz więcej tego typu miejsc!
Końcówka mówi mi, że Vihaegar odegra jeszcze znaczną rolę w opowiadaniu... czyżby jako ów smok?
Rozdział IV był pierwszym, przez który przebrnęłam bez szwanku. Najmniej podobała mi się scena z Amarylis (której charakterek jest dla mnie nieodgadniony – wszędzie piszesz, że jest miła i słodka, a gdy się odzywa, jest w stosunku do Tamira dość nieuprzejma), choć wreszcie zaczęłaś szerzej opisywać emocje bohaterów. Intryguje mnie teraz, czego naprawdę chce cesarz i o co chodzi z tą całą zamkową intrygą, dlaczego bliźniaki nie mogą ze sobą rozmawiać, odebrano im konie i całe rodzeństwo otrzymało swoją straż?
Lekkim błędem było to, że wprowadziłaś tutaj ponownie bohaterów z prologu. Nie przypominałaś o nich (za wyjątkiem Symona, który zapadł mi w pamięć) w poprzednich rozdziałach, dlatego jedynie kojarzyłam ich imiona, ale nie potrafiłam sobie dobrze przypomnieć, jaką rolę odegrali. Spróbuj dodać coś wcześniej, jakąkolwiek wzmiankę o Jerze i Ealennie lub opisz ich lepiej w tym rozdziale.
Podobała mi się scena w kuchni, i choć i tak nieco pogubiłam się w tamtejszych bohaterach, nie poskąpiłaś mi ich – mniejszych czy większych – opisów. Również zakończenie było intrygujące, wreszcie sprawiło, że miałam ochotę czytać dalej. Smoki? Połączone sny rodzeństwa? Nareszcie coś zaczyna się wyjaśniać, ciekawi mnie bardziej niż przeciętnie!  I mała Vilka sprawiła, że ją polubiłam, brakowało mi tego rozwydrzonego dzieciaka w poprzednim rozdziale. A Aatos to klasa sama w sobie, jedynie dalej intryguje mnie Vihaegar, który nic nie mówi, uprzejmie się uśmiecha i posiada swoją dziwną małżonkę.
Ach, mała uwaga – kiedy odmieniasz „Vilha”, prawidłowa forma w w dopełniaczu (kogo? czego?) to „Vilhy”, nie „Vilhi”.
Rozdział V
Tutaj będzie krótko, bo podczas czytania nawet nie zorientowałam się, kiedy nadszedł koniec i nie notowałam w trakcie czytania. Mea culpa!, ale to chyba o czymś świadczy.
Symon nie mówił nic, chociaż chciał powiedzieć wiele. Nie wiem czemu akurat to zdanie ujęło mnie za serce i sprawiło, że sympatia do cesarskiego gwardzisty wzrosła, choć mocno zaniepokoiło mnie jego oddanie cesarzowi, którego postać emanuje niezwykle negatywną aurą. Czyżbym wreszcie poznała głównego antagonistę?
Sceny ze strony Vilhy i Vihaegara były tajemnicze, naprawdę dobre. Co prawda przydałoby się odrobinę więcej opisów, dla urozmaicenia ich dialogów, ale i tak fragment przypadł mi do gustu. Czasami nasza mała wojowniczka ma dziwny, zbyt poważny jak na dziecko język, którego zabarwienie nijak mi do niej nie pasuje – mogłabyś spróbować odrobinę to przerobić, chyba że Vilha z zasady miała być dziewczęciem nazbyt poważnie się wysławiającym z racji swojego pochodzenia? Drobna uwaga do końcówki ich wątki:
 - Potem nic już nie będzie takie same. – takie samo. Mamy zaimek w rodzaju nijakim, więc końcówka musi być o.
Amarylis jest dla mnie dość niemrawa, brak mi u niej charakteru, jaki posiada reszta jej rodzeństwa. Vilha jest, kolokwialnie mówiąc, wyszczekana; Aatos ma wiele wspólnego z bliźniaczką, ale zdaje się być bardziej stabilny emocjonalnie; Vihaegar to nadzwyczajna postać, tajemnicza i niecodzienna, która musi pojawić się w każdym opowiadaniu fantasy. A Amarylis? Uwielbiana przez wszystkich, raz cichutka i strachliwa, innym razem (jak już wspominałam wyżej) potrafiąca się upomnieć o swoje. I teraz nie potrafiłam do końca określić jej charakteru, ale chyba determinację ma we krwi, bo w końcu zgodziła się przyjąć pomoc Symona. Cóż, tam był elf. Też bym poszła za elfem.
Rozdział VI
(...) i pracowniami o szpiczastych daszkach i dachach. – Jeśli chcesz podkreślić różnorodność w rozmiarach pracowni, lepiej dodaj tu więcej epitetów, bo ten opis nie powala na kolana, a przed moimi oczami aktualnie plasuje się dziwaczna konstrukcja daszku na dachu, co chyba nie jest specjalnie oczekiwanym efektem.
Nie pasuje mi początkowy dysonans w słowach, jakimi określasz mieszkańców. Najpierw mówisz o nich jako o sympatycznych opijusach, potem przechodzisz nagle na pysznych złośników – zbyt nagły przeskok, coś tu nie gra. Poza tym mówisz o rzezi mającej miejsce „trzy tygodnie” – czyżbyś zgubiła „temu”?
Och, magio plotki, stworzyłaś widzę karzełkowate dzieci króla Vincentusa i uprowadzoną przez cesarza Amarylis! I teraz biedny czytelnik patrzy i myśli, co z tego prawdą? Kto naprawdę umarł, kto nie? Shauu_, doprawdy, nie spodziewałam się po tobie tak okrutnego zagrania. Ale doskonałego z punktu widzenia fabuły, więc należy ci się za to solidna pochwała.
Wprowadzasz nową bohaterkę? Nie jestem pewna, czy to odpowiednie posunięcie, ale dam jej szansę. Szczególnie, że ma imię jakże tajemniczego miasta, w którym była świątynia Melitele. Przypadek czy celowy zabieg?
Były brzydkie, wyblakłe, a patrzenie na nie powodowały zawroty głowy – powodowało, znowu niemalże to samo co w poprzednim rozdziale.
Nie dzieliła jej z mężem, wcześniej wyrażając sprzeciw, by jej córka dostała własną izbę, niedaleko ich – Znowu coś jest nie tak z tym zdaniem, brak logicznej ciągłości. To, że Ella nie dzieli komnaty z mężem, zdaje się nie mieć najmniejszego związku z jej córką, więc radziłabym odpowiednio to przebudować.
Sceny u Tywisa były wspaniałe. Naprawdę, nie mam im nic do zarzucenia – podobały mi się na całej linii, a Vihaegar... ech, Vihaegar. Udowodniłaś mi tutaj swój kunszt, opisałaś wszystko w taki sposób, że aż mnie serce ścisnęło ze wzruszenia. Nil, biedna, cicha Nil, do której do tej pory nie zdążyłam nawet zapałać sympatią, wreszcie zrobiła coś dobrego. I podobało mi się to, o tak!
Końcówka mi odrobinę kuleje, to znaczy samo zakończenie sceny z punktu widzenia Amarylis i spółki. Chyba za bardzo je skróciłaś, dodałabym parę klimatycznych zdań, pomyśl nad tym.
W tym rozdziale pochwalić cię mogę za bardzo dobre rozplanowanie akcji – trzymałaś w niepewności odpowiedni czas, ani za długo, ani za krótko, wyjaśniłaś tyle, by nie mieć dość wyczekiwania, i jednocześnie tyle, by chcieć czytać dalej.
Rozdział VII rozpoczynam z jak najlepszymi rokowaniami, jednak od początku coś mi nie gra.
Nie rozumiem zupełnie w tym rozdziale przejść pomiędzy przeszłością i teraźniejszością, snem a jawą. Jest to tak chaotyczne i pomieszane, że z trudem wyobrażam sobie poszczególne sytuacje – rozumiem, że Vilha jest dziewczęciem zagubionym i zmęczonym jak siedem nieszczęść, ale możesz przekazać to czytelnikowi w inny sposób. Teraz to całe zamotanie odbiera mi przyjemność z czytania, nie potrafię skupić się na tym odpowiednio, by cieszyć się dobrymi opisami wydarzeń i emocji. Spróbuj oddzielić to chociaż kursywą czy gwiazdkami pomiędzy akapitami, bo teraz naprawdę nie podoba mi się ta forma. Oprócz tego czasami nie pasuje mi zdrobniałość wyrazów, jaką stosujesz. Mówisz o słoneczku, dla przykładu, a nie pasuje to zupełnie do kompozycji, jaką tworzysz. Rozumiem, że to Vilha jest tutaj uczestniczką wydarzeń, ale to nie jej myśli – to twoje słowa, którymi jej czyny opisujesz.
Pierwsze co potem zrobiła było podbiegnięcie do Aatosa i złapanie go mocno za rękę. – Pierwszym, co potem zrobiła, było podbiegnięcie do Aatosa i złapanie go mocno za rękę. Nie co było, tylko czym było to, co zrobiła.
Gdybym powiedziała, że końcówka powaliła mnie na kolana, mogłoby to być lekką przesadą, ale naprawdę mi się podobała i było tu wszystko, czego wymagam od opisu akcji. I emocje bohaterów, i odpowiednie tempo, jednym słowem – robisz ogromne postępy.
Pomijając ten misz-masz w rozdziale, jest dużo, dużo lepiej i ciekawiej. Akcja się klaruje, bohaterowie nabierają wyrazu. W tym rozdziale szczególnie dużą sympatię zyskał u mnie Aatos, którego nie podejrzewałam o taką odwagę. Roztrzepane myśli Vilhy też były niczego sobie, ale ta dziewczynka chyba nigdy mnie do siebie w stu procentach nie przekona.
(A budyń to koniecznie czekoladowy, podeślij pocztą, dziecię drogie!)
Rozdział VIII wita mnie sylwetką Tamira, czarodzieja, którego z niewiadomych przyczyn polubiłam od pierwszego momentu. Nieszczęśnik zszedł na złą drogę opijustwa, wobec czego czeka nas kolejna solidna dawka retrospekcji połączonych ze smutnymi przemyśleniami. Póki co – podoba mi się to, ale jeszcze jeden taki rozdział i nie wytrzymam.
Zacznę może od błędów czysto fabularnych czy też związanych z twoim stylem, bo niespodziewanie się tu ich naroiło.
Deszcz wciąż padał, a więc widząc przestraszone miny mieszkańców, uśmiechał się tylko. – Deszcz się nam uśmiechał czy Tamir? Bo podmiotem jest tu ów deszcz, a chyba miał być czarodziej.
Tamir nie wiedział co robić, zdając sobie sprawę z tego, że iluzja nie zda się na wiele. Ale spróbował i wyczarował tyle niebiesko-czarnych żołnierzy, na ile pozwalała mu to jego moc, a było ich mnóstwo. Tamir sam się zdziwił skąd miał tyle siły, ale w końcu był prawie mistrzem iluzji. I na przeciwników ruszyło ponad dobre tysiąc mężczyzn, którzy w bojowym okrzyku zagłuszali szczęk mieczy – Shauu_, najmilsza, cóż to jest. Czytam te zdania i zastanawiam się, jak późno było, gdy je kleciłaś, bo to nijak pasuje do twojego stylu. Odnoszę zadziwiające wrażenie, jakby napisał to ktoś dużo młodszy od ciebie – gdzie tu polot, gdzie gramatyka, gdzie spójność? Dobry tysiąc mężczyzn, przecież to rodzaj męski.
Nie znał go, choć Tamir mógłby przysiąść, że gdyby się uśmiechnął to wiedziałby kim jest – odwróciłabym miejsce podmiotu, dając „Tamir” na początek.
Przypominał mu  strony jego dziadka, który sam nazywał się Merczyński, a który później poślubił figeryjkę i szlachetne nazwisko przepadło. – Obowiązują u ciebie inne zasady przekazywania nazwisk podczas zawierania małżeństwa? U nas jest przecież tak, że to nazwisko męża jest zachowywane, nie żony.
Przechodząc do treści: od połowy (mniej więcej odkąd pojawił się Rhyn) zaczęło być dobrze, wcześniej co i rusz coś mi zgrzytało, może wyłączając początek w karczmie. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że nasz mały Aatos umarł, a Vilha przecież czołga się gdzieś po lasach, smoczątka z pewnością żyją, a na pal nabili podpuchy, o. Ja tak myślę.
Rhyn to postać ciekawa, całkiem sympatyczna, wybuchowa, ale od pierwszego momentu widać, że jednocześnie inteligentna. Podoba mi się między innymi dlatego, że jest szpiegiem, ale to tylko taki drobny szczególik i jedna z moich dziwnych cech. Mam nadzieję, że jeszcze się pojawi, i to nie raz, bo w duecie z Tamirem tworzą postaci, które mają szansę stać się moimi ulubionymi.
Ciekawa jestem, jak naprawdę działają te amulety Tamira? Nie do końca pojmuję, co mają symbolizować: magię, zdrowie, przyjaciół? I dlaczego te rzemyczki odpadają? Moja dedukcja coś tam wymyśliła, ale nie tworzy to szczególnie sensownego ciągu.
Rozdział IX  i ostatni, który zapewne zaważy na ocenie. Zaznaczyć już teraz mogę, że ów początkowy Monolog Boga jest naprawdę świetną rzeczą, wybitnie napisaną i znacznie polepszającą moje spojrzenie na bloga. Podobają mi się wszystkie wstawki książkowe twojego autorstwa – wychodzą ci naprawdę, naprawdę wyśmienicie.
(...) gdzie miłość rodzi nienawidzi, a nienawiść potrafi kochać.rodzi nienawiść lub nienawidzi, bo nie wiem do końca, jaki sens powinno mieć w twoim mniemaniu to zdanie.
(...) a przez to powstał Wojna i Pokój – powstali, bo to bracia, tak? Mamy podmiot szeregowy.
Barwna kompania, która przygarnęła Aatosa (WIEDZIAŁAM, że smoczątko nie umarło, wiedziałam!), pomimo pierwszego skojarzenia z wiedźminowymi Szczurami, chyba zdobyła moje serce, Słodka nieco upierdliwa (ale chyba taka musi być), Irys póki co bezpłciowa, ale za to dwaj panowie – cud, miód i tak dalej. Ardeo i Rhedar to dwóch paniczów, którzy zyskali moją największą sympatię, choć pozostali niewątpliwie wprowadzają urozmaicenie do opowiadania.
Masakryczne (z punktu widzenia... moich nerwów...) zakończenie udowodniło mi, że medycyna nie jest mi pisana. Mimo całej swojej makabryczności przypadło mi do gustu ze względu na warsztat, jakim tu się pochwaliłaś. Umiesz tworzyć opisy, więc rób je jak najlepiej. Jak nie masz ochoty – nie pisz!, bo potem wychodzą różne dziwne bazgroły, które nijak oddają twój talent.
I teraz pozostaje pytanie – co, kto, jak i dlaczego zaatakował znowu to biedne Amourblanc. Czy przypadkiem nie tam właśnie zmierzała Amarylis...?


Podsumowując! Twój styl znacząco się poprawił, nabrał swoistej płynności i sprawił, że – o ile, szczerze powiedziawszy, do pierwszych rozdziałów odrobinę się zmuszałam – ostatnie czytałam z zapartym tchem. Pióro masz lekkie, wymagające jeszcze doszlifowania, ale z pewnością posiadające duży potencjał. Opisy tworzysz barwne i plastyczne (nie zapomnę tych czekoladowo-mietowych ciasteczek Tamira!), postaci również. Są zróżnicowane, jedne przypadają mi do gustu bardziej, inne mniej, ale cóż by to musieli być za bohaterowie, by każdy jeden należał do moich ulubieńców. Nie będę ich opisywać z osobna, warto chyba wspomnieć, że nie zapomniałaś starannie opisać tak drugo-, jak i pierwszoplanowych, co niezmiernie przypadło mi do gustu. Zdarzał się ich nadmiar, jak podczas wesela, gdy nie mogłam ich do końca ogarnąć, ale zazwyczaj ich przestawianie wychodziło ci dobrze. Nie zapomnij teraz skupić swojej uwagi na Grupce Przetrzymywania Aatosa, by nie pozostali oni bohaterami ledwo tkniętymi, gdy mają ogromne możliwości zostania niezwykłymi kompanami młodocianego księcia! Czasem widać inspiracje (mniej lub bardziej celowe) innymi dziełami fantasy, ale to zrozumiałe i normalne, sama borykam się nieraz z tym, że ktoś zarzuca mi wzorowanie się na innych.
Myślę, że to wszystko, co chciałam powiedzieć. Życzę ci dużo weny, pomysłów i cierpliwości do opisów, naturalności dialogów i wyczucia. A  na dzień dzisiejszy mój werdykt to:
bardzo dobry z minusem, co chyba adekwatnie oddaje to, co nam zaprezentowałaś. Zastanawiałam się przez chwilę nad czwórką plus (z racji nierówności w pierwszych, pięciu bodajże, rozdziałach), ale po przypomnieniu sobie wszystkiego, co było dalej, stwierdziłam, że tak będzie najlepiej.
Pracuj dalej, a kiedyś minus zamieni się na plus, a potem piąteczka ewoluuje w coś lepszego :)
*
Wreeeeszcie to zrobiłam! Mój egzamin mnie zmotywował chyba, bo prawdopodobnie poszedł lepiej, niż myślałam, przynajmniej część humanistyczna. Shauu_, wybacz, że musiałaś tyle czekać, ale mam nadzieję, że było warto? :3

10 komentarzy:

  1. "przekręcić cię przez maszynkę do mięsa" kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  2. podobno nie oceniacie blogów po znajomości? administratorka znowu nagina pod siebie regulamin? miło, niezły burdelik tu macie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po znajomości? Tak, znam Imloth już długo, ale ona przed oceną nie czytała mojego bloga, a więc jaka znajomość? Bo 5 z minusem? Czy to już komuś nie może się podobać czyjeś opowiadanie?
      Poza tym, drogi anonimie, mógłbyś już przestać czepiać się Imloth, ewentualnie ładnie się przedstawić i porozmawiać z nami o wszystkich problemach, które masz do ocenialni?
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Zdaję się, że używanie takich słów powszechnie uważane jest za niestosowne. Autorka zgłosiła bloga, zanim została przyjęta na staż. Tyle mam w tej kwestii do powiedzenia. Pozdrawiam serdecznie i bardzo gorąco, również pozostając anonimowym.

    OdpowiedzUsuń
  4. ale teraz już się znają, więc tak czy siak regulamin jednak złamany

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dla mnie znajomość jest tylko wtedy, kiedy dana oceniająca czyta i komentuje bloga na bieżąco, a jednocześnie zabiera się za ocenę.
      Czy gdyby ocena była dopuszczająca, szanowny anonim byłby usatysfakcjonowany i regulaminu się nie czepiał? Bo takie mam wrażenie.
      Pozdrawiam,

      Usuń
    2. Nie, wynik nie ma żadnego znaczenia. Po prostu jeśli stworzyłyście taki regulamin, wszyscy oceniający powinni go przestrzegać. Czy się przedstawię czy nie, to nie ma żadnego znaczeniu. I tak, nawiązując do poprzednich komentarzy, nie mam co robić, dlatego "się czepiam". Sądziłam jednak, że mam do czynienia z dojrzałymi ludźmi, którzy traktują regulamin na serio. Bo coś w końcu musi wyznaczać zasady na ocenialniach, prawda?

      Usuń
    3. Raz jeszcze dziękujemy za Twoje cenne rady, Anonimie. A teraz przejdę może do rzeczy.
      Ocenianie "po znajomości" nie oznacza, że kiedy znam danego internautę, nie mogę ocenić jego bloga. Pewien czas temu mojego bloga oceniała Psia Gwiazda, dawno temu Kazu, który również tu oceniał - i z każdej z tych ocen jestem zadowolona, gdyż wytknięto mi krytykę i potraktowano jak każdego innego. Tu chodzi o obiektywność; o to, by ocena była taka sama w wypadku każdego, nie o to, czy ja znam autora czy nie.
      A o tym, że Shauu_ zgłaszała się już dawno, chyba wspominać nie muszę? Nie wystawię jej odmowy dlatego, że dołączyła do załogi.
      Źle zinterpretowałaś regulamin i nazwałaś naszą ocenialnię burdelem, łamiąc tym samym jednen z jego punktów (zapraszam do zajrzenia). Proszę więc uprzejmie, przemyśl dwa razy, nim zaczniesz obrażać innych.
      A pozostałych gości Ery i oceniających proszę o nie kontynuowanie tematu, bo wszystko tu wyjaśniłam.

      Usuń
    4. Nazwałam ocenialnię burdelikiem, racja, nie powinnam używać wulgaryzmów i na swoje usprawiedliwienie nic nie mam. Zauważ jednak, że wcześniej, kiedy mówiłam, że nie oceniasz, a powinnaś - regulamin wszakże dotyczy wszystkich, czyż nie? - potraktowałaś mnie ironicznie i najzwyczajniej w świecie mnie zbyłaś. Rozumiem, że każdy ma swoje życie, jednak, dla jasności powtórzę to po raz n-ty, jeśli wchodzę na ocenialnię, czytam jej regulamin i przeglądam oceny, oczekuję, że oceniajace, że szefowa, będą się do niego stosowały, bo w końcu - na boga! - same go stworzyły. Ty mnie zbyłaś, nie przyjęłaś krytyki i potraktowałaś jak gówniarę, to ja pozwoliłam sobie przekląć. Przepraszam za wulgaryzm, ale, ty też nie jesteś bez winy - jako szefowa ocenialni powinnaś odnosić się większym szacunkiem do czytelników. To czy podpisuję się jakimś tam imieniem czy nie, nie ma żadnego znaczenia. Jesteście ocenialnią - oceniacie blogi innych, a jednak same, mam wrażenie, krytyki nie potraficie przyjąć. Więcej dystansu i pokory dziewczyny, przyda się na przyszłość.

      Usuń
    5. Szczerze mówiąc, nie jestem specjalnie zainteresowana tą dyskusją. Zgadzam się, masz prawo do wyrażania swojego zdania, w końcu żyjemy w wolnym kraju. Odnosząc się jednak do dwóch ostatnich zdań: proszę, nie uogólniaj. Każdemu zdarza się tak czy inaczej zareagować, nie zawsze tak samo.

      Ścielę się,
      Psia Gwiazda.

      Usuń

Skomentuj

Credits crazykira-resources | LeMex ShedYourSkin | ferretmalfoy masterjinn | colourlovers FallingIntoCreation