Autor:
Imloth
Pierwsze
wrażenie:
Przyznam się szczerze i bez bicia, że
pierwsze skojarzenie z adresem bloga nie było zbyt pozytywne. Przywodzi mi on
na myśl ckliwe i mdłe opowiadanie o rozterkach butnej nastolatki, która nie wie,
jaką drogę życia obrać. Ale z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że
zazwyczaj pierwsze wrażenie jest mylne i dlatego, niezrażona zupełnie owym
adresem, wchodzę na stronę. Z niezadowoleniem stwierdziłam, iż nic nie wskazuje
na to, z czym będę miała do czynienia.
Po dłuższym zastanowieniu się nad
adresem i próbie odnalezienia w nim jakiegokolwiek głębszego sensu, doszłam do
wniosku, że, mimo iż filozofia jest mi zupełnie obcą dziedziną, może jednak
jakieś ukryte znaczenie tutaj jest. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują,
że „Na rozstajach dróg” odnosi się do sytuacji, gdy, jak to w życiu każdego
człowieka bywa, stajemy przed trudnymi do podjęcia decyzjami. Jednakże nadal nie
domyślam, o czym może być opowiadanie. Chyba że moje czysto teoretyczne
dywagacje są chociaż w pewnym stopniu prawdą. Ale!, nim się rozpędzę,
przeczytam porządnie. Wracając do treści właściwiej...
Właściwie, tak naprawdę to pierwsze
wrażenie jest trzecim. I najlepsze wywarł na mnie szablon poprzedni, a
dokładniej nagłówek... Ale o tym w następnym punkcie.
Podoba mi się bardzo cytat Dantego
Alighieri. Całkiem tu przyjemnie.
8/10
Szata
graficzna:
W związku ze zmianą wystroju,
modyfikacji musiała ulec również i jego ocena. Jak już wspomniałam w poprzednim
punkcie, poprzedni wystrój bardziej mi przypadł do gustu. Jednakże pamięć
człowieka jest ulotna, a moja już w szczególności, więc nie będę się zbytnio
rozwodzić nad tym, co mnie wcześniej urzekło, a czego zabrakło w obecnym
szablonie.
Jest ciemniej, a tak mi się przynajmniej
wydaje. Nagłówek, owszem, ma swój urok, nawet, będąc już po lekturze
opowiadania, jestem w stanie domyśleć się, co on przedstawia. Więc, uważam, że
znajduje się tutaj Idalia, smok (choć mam o nich zgoła inne wyobrażenie), a
także cesarstwo Ostii. Ale napis jest tu naprawdę nie na miejscu, gdyby było to
powtórzenie cytatu z belki – czemu nie. Jednak zamieszczanie w nagłówku adresu
bloga zupełnie mi nie odpowiada.
Pod względem kolorystycznym nie jestem
Ci w stanie nic zarzucić, idealnie wstrzeliłaś się w moje gusta. Nie jest za
ciemno, nie jest za jasno, tło bloga z tłem postów tworzy ładny kontrast.
Czcionka jest czytelna, nie musiałam używać żadnych skrótów klawiszowych, by ją
powiększyć.
Mam drobną uwagę, póki co menu
prezentuje się nieciekawie, dobrze by było, gdybyś drugą linijkę wysunęła na
środek (nawet nie wiem, czy tak się da, uch, ale ze mnie ignorantka), gdyż
teraz po prawej stronie jest trochę pusto. Przydałoby się także trochę
powiększyć tę czcionkę, niby nie jest źle, ale może być zawsze lepiej, prawda?
Podobają mi się nazwy, chociaż te
starocie zamieniłabym na coś innego. Może skoro masz „Kroniki najnowsze” to „Kroniki
najstarsze/starsze”?
Podsumowując, bardzo tu ładnie i
skromnie, a i przejrzyście, także:
8/10
Treść:
Przeczytałam wszystko, wzdłuż i wszerz
(a nawet na wskroś) i mam mieszane uczucia. Ale zacznę może od początku, tak,
jak należy.
Prolog...
...prologiem, który mogę określić tylko
jednym słowem: zwięzły. I ja rozumiem przez to: krótki i treściwy. Taki
powinien być, ktoś powie. Zgadzam się całkowicie, w dodatku tajemniczy...
Tylko, no cóż, taka nieszczęsna rola prologu: powinien zaciekawiać, wciągać.
Gdybym była tylko przypadkowym czytelnikiem, cóż, na wstępie pewnie moja
przygoda z tym opowiadaniem by się z miejsca skończyła. A szkoda. Owszem,
element zaskoczenia na samym końcu był trafny i udany, a i opisy też niczego
sobie, jednakże czegoś mi zabrakło.
Skoro już o opisach wspomniałam – są
one barwne i szczegółowe, a to się chwali. W pewnym momencie stosujesz perspektywę,
którą bardzo lubię, a choć nie jest ona tutaj zbyt rozbudowana, sprawia
wrażenie dobrze wkomponowanej. Budujesz świat przedstawiony w sposób bardzo
ładny i przede wszystkim dokładny, a człowiek z dobrze rozbudowaną wyobraźnią
widzi, czuje i słyszy. Skupiasz się na pozornie nieważnych rzeczach, ale dzięki
temu nadajesz otoczeniu niepowtarzalnego charakteru. Wszystko zdaje się być
dokładnie przemyślane i dopracowane.
Początkowo przedstawiasz obraz
podbitego miasta, gdzie króluje rozpacz i śmierć. Tutaj czytelnik może poczuć
swąd spalenizny, usłyszeć płacz pokonanych, zobaczyć niebywałe okrucieństwo
wobec niewinnych. Natomiast drugi obraz stanowi swoistego rodzaju kontrast, tam
panuje cisza i względny spokój. Bardzo zgrabnie opisujesz postać na klifie i
przede wszystkim sprytnie wplatasz niektóre elementy, jak przykładowo blizna,
która ma swoją odrębną historię. Ale o tym później. Cóż jeszcze? Przede
wszystkim ważny jest element zaskoczenia, który u mnie niestety wywołał grymas
niezadowolenia – ów mężczyzna okazuje się być elfem; cóż, niestety za tymi
przedstawicielami fantastyki, jeśli mogę to tak określić, zbytnio nie
przepadam. Chociaż może się wkrótce przekonam.
Mam tylko jedną, niewielką uwagę i
wiąże się ona z tym, co napisałam wcześniej, a mianowicie, czego mi zabrakło.
Otóż, rozumiem, iż taki był Twój zamiar, by skupić się na samej postaci,
jednakże dobrze by było, gdyby oba prezentowane obrazy były jednakowej
długości. Pierwszą część bym nieznacznie rozbudowała.
Jakie są moje odczucia po tym wstępie?
Mieszane, to dobre słowo. Z jednej strony perspektywa, element zaskoczenia, z
drugiej, tak, jak już wspomniałam – czegoś zabrakło. Spodobał mi się sposób, w
jakim posługujesz się słowem, Twoje opisy są barwne i wiem, że w tej kwestii
raczej nie będę miała się do czego przyczepić. Nie jestem jeszcze w stanie
stwierdzić, czy Twoje słownictwo jest bogate, ale z zadowoleniem mogę
powiedzieć, że na pewno nieubogie.
W
zakątkach pamięci... [1]
Na początku, chciałabym powiedzieć, że
sama nazwa jest szalenie intrygująca, a za tę koncepcję niewątpliwie należą Ci
się pochwały. Pierwszy raz spotykam się z tak świeżym i, uch, muszę użyć tego
słowa, dziewiczym pomysłem. Spodziewałam się, iż tutaj będzie prowadzona
narracja pierwszoosobowa i rzeczywiście, tak jest w następnych zakątkach, ale
nie wybiegajmy tak wprzód.
Cóż mogę powiedzieć, fragment jest
naprawdę krótki, ale z pewnością ważny w całej historii. Nadal otaczasz swoje
postacie nutką tajemnicy, nie ujawniasz ich imion. Zwracasz się również
bezpośrednio do czytelników, dając do zrozumienia, że oni też są częścią tego
opowiadania. Grasz na zmysłach, jeśli wolno mi ująć to w ten sposób, pozwalasz
cieszyć się stworzonym przez Ciebie obrazem, emocjami zakochanych. Wprowadzasz
elementy ze świata elfów sprytnie i z rozwagą, szkoda tylko, iż nie ujawniłaś,
jak się nazywa ta „planeta” (tak mi się wydaje), pojawiająca się za księżycem.
Ta część pozostawia pewien niedosyt,
jest zdecydowanie zbyt mało rozbudowana, w moim odczuciu za szybko się kończy.
Kiedy już zaczęłam czuć zapach jeziora, słyszeć świergot ptaków, słowem:
wczułam się... To wszystko tak nagle zniknęło. Ach, no i ten wieczny wątek
miłości, cóż my byśmy bez niego zrobili.
Sama nie wiem, co o tym fragmencie
sądzić. Jedyna myśl, która mi błądzi po głowie to: za krótko! Tak jak
przypuszczałam, nie zawiodłam się co do opisów, a o dialogach wypowiem się
później, gdyż tutaj, no cóż, dużo ich nie ma.
Rozdział
I
W końcu dotarliśmy do części
najbardziej pożądanej, czyli rozdziału pierwszego. W porównaniu z poprzednimi
fragmentami, ten jest dużo bardziej obszerny, ale dla mnie, miłośniczki tekstów
o niebotycznych długościach, nadal krótki. Jednak długość rozdziału to nie
rzecz najważniejsza, a treść, jaką niesie.
Zaczynasz od rozmyślań bohatera, jego
wspomnień. Tym samym w pewien sposób przybliżasz niedawne wypadki, jednocześnie
tworząc realia swojej historii. Przedstawiasz dwa wrogie obozy, elfów i ludzi,
a tocząca się wojna to tło dla przygód bohaterów, co niestety już nie wieje
świeżością i oryginalnością. Pozwolę sobie zacytować jedno zdanie, które mnie
przeogromnie urzekło: „I wśród elfów, słynących z wysokiego progu moralności,
zaczęło obowiązywać prawo dżungli.” Upodabniasz długouchych do ludzi, a nawet
do zwierząt, nie czynisz z nich stworzeń o nadprzyrodzonych zdolnościach, a to
już, moim zdaniem, niespotykany pomysł.
(Co prawdopodobnie jest wynikiem mojego niezbyt wielkiego
zainteresowania tematem.)
Nie da się nie zauważyć, że w Twojej
twórczości prym wiodą opisy, a to się chwali. Zwłaszcza, jeśli są one na tyle
szczegółowe, by czytelnik mógł sobie wszystko dokładnie wyobrazić, a jednocześnie
nie czuł się przytłoczony nadmiarem informacji. Nie ma niedopowiedzeń, wszystko
jest klarownie napisane.
Podoba mi się sposób, w jaki pozornie
nic nieznaczące rzeczy wplatasz w swoją historię. Mam na myśli scenę, w której
Theo (ach, zapomniałabym, nasz długouchy bohater w końcu przestał być
bezimienny!) przekracza bramy miasta Verdun, gdzie napotyka pijanych
strażników. Dostarczasz czytelnikowi parę informacji o ostijskiej armii, a
wszystko wydaje się być niewymuszone, niesamowicie lekkie!
Nie umknął też mojej uwadze fakt, iż
starasz się do swojej historii wprowadzić humor – co, muszę przyznać, wychodzi
Ci całkiem nieźle. Scena w karczmie, moim zdaniem, jest przekomiczna i w
trakcie jej czytania ubawiłam się do łez.
W końcu doczekałam się dialogów! Aż mi
się ciśnie na usta moje ulubione ostatnimi czasy powiedzenie: szału ni ma, d...
nie urywa, staniki nie latają. Może wydawać się trochę nie na miejscu, ale to
jedyne określenie, jakie przyszło mi na myśl. Nie jest ono w żadnym bądź razie
obraźliwe, chyba każdy mniej więcej rozumie, o co mi chodzi. A jeśli nie, to
spieszę z wyjaśnieniami. Cóż, jestem po lekturze całego opowiadania, więc w
porównaniu z następnymi rozdziałami, dialogi w tym wypadają dość... Sucho? Zabrakło
mi trochę określeń występujących po wypowiedzi bohatera, tych wspaniałych not
odautorskich, ale zdecydowanie tutaj nadrobiłaś opisami i, oczywiście, kreacją
postaci, a w szczególności Reynevana.
Twoi bohaterowie zapowiadają się na
nietuzinkowych i oryginalnych. I choć o Theo nie wyrobiłam sobie jeszcze
konkretnego zdania, to Rey od razu przypadł mi do gustu, ten jego
indywidualizm, cięty język... Khm, rozpędziłam się, a przecież mam na to
oddzielny punkt. Idąc dalej...
Jak już wspomniałam na początku,
rozdział jest o wiele dłuższy od tych dwóch poprzednich ogryzków, a ja naprawdę
bardzo lubię obszerne teksty. Jak i w „Zakątkach...” sprytnie wprowadzasz parę
elementów ze świata elfów. Są opisy sytuacji, otoczenia, no i uczuć. Podoba mi
się coraz bardziej Twój styl, a to przecież dopiero początek!
Rozdział
II
Dwa pierwsze zdania wprawiły mnie w
niebywale dobry nastrój, który mniej więcej w połowie odrobinę przygasł. A
czemu? Zaraz do tego dojdę.
Nie mogę się powstrzymać od uśmiechu
podczas czytania wypowiedzi Reynevana, naprawdę! Wzbudza on we mnie tak
pozytywne uczucia, że aż sama się sobie dziwie. Ostatnimi czasy żaden bohater
nie przypadł mi do gustu tak bardzo, jak ten. Znów się rozmarzyłam!
Na początek parę pochwał, w końcu dają
one dużo więcej satysfakcji niż nagany. Przede wszystkim w moim odczuciu ten
rozdział wypadł Ci niesamowicie lekko. Czytałam go z ogromną przyjemnością i
choć może nie należy on do najlepszych, to zdecydowanie zapadł mi w pamięć. Po
raz kolejny zachwycałam się Twoimi opisami, a moja wyobraźnia szalała z radości.
Chcę Ci za to serdecznie podziękować. Dawno już nie czytałam opowiadania o
tematyce niezbyt przeze mnie lubianej, które tak przypadłoby mi do gustu. Są tu
zdania zarówno proste, jak i złożone, a dzięki temu Twój tekst zachowuje
płynność. Powtórzę się po raz któryś tam już z kolei: umiejętnie wprowadzasz
nazwy/elementy ze świata długouchych, a w tym rozdziale jeszcze doszło parę
regionalnych słówek. Och tak! Tego mi właśnie było trzeba.
Podoba mi się to, że wszystkiemu
poświęcasz mniej więcej tyle samo uwagi, opisujesz wszystko bez przesadnej
dokładności, jednocześnie będąc szczegółową i precyzyjną. Czytelnik jest w
stanie poczuć spokój, panującą w domu ciepłą atmosferę (mimo początkowej
niechęci Rosy do elfa). Jednak sielanka jak się szybko zaczyna, tak też szybko kończy.
Przejdę zatem do części mniej
przyjemnej. W tym rozdziale pojawił się jeden, maleńki szkopuł, który przyćmił
moje początkowe zadowolenie. Moim zdaniem niepotrzebnie nadałaś takie tempo, nie
pozwoliłaś czytelnikom nacieszyć się spokojem bohaterów, ich szczęściem.
Rozumiem, taki był Twój zamiar... Jednakże moja pierwsza myśl brzmiała: za
szybko!
Rozdział
III
Dostarczasz czytelnikowi tak dużej
dawki humoru, że ja, podczas czytania, dostałam kociokwiku. Powtórzę się po raz
kolejny: zachwyca mnie indywidualizm Twoich postaci, ich dialogi, a wszystko
dzięki dowcipności i przewrotności. W sprytny sposób kreujesz swoich bohaterów,
nadając im zupełnie różne cechy, a przy okazji pokazujesz, że osoby o pozornie
różnych osobowościach są w stanie się dogadać. Bardzo mi się to podoba,
naprawdę.
Czy już wspominałam, że uwielbiam
narracje trzecioosobową? (Nie wiem, dlaczego mój Word twierdzi, że to się pisze
oddzielnie, głąb jeden.) Nie? To teraz już wiecie. A czemu? Wyjaśnienie jest
dosyć proste (tak, zaraz przejdę do części właściwej). Narrator ma dostęp do
myśli i uczuć bohaterów, a także swobodę ruchu w czasie i miejscu. Możliwości
są naprawdę ogromne, aż się łezka czasem w oku kręci, gdy widzę, że niektórzy
ich nie potrafią wykorzystać.
Na całe szczęście, nie można Ci tego
zarzucić. Podoba mi się przeskok z lasu do domu Rosy, gdyż dzięki temu
dowiadujemy się o tej bohaterce istotnych rzeczy, a także paru o tajemniczych
jeźdźcach z Zakonu.
Tak naprawdę, to mam jedno
zastrzeżenie. Na łamach raptem trzech rozdziałów i prologu przedstawiasz wielu
bohaterów, wprowadzasz dużo wątków, a wiem, że będzie ich jeszcze o wiele,
wiele więcej. Ale o tym może w podsumowaniu, och, będą baty!
Rozdział
IV
Pierwsze, co pomyślałam, to: och nie!,
kolejni bohaterowie. Rozumiem, że są oni drugoplanowi, rozumiem, ale, no
przyznaj szczerze, czy nie jest ich zbyt dużo? Odnoszę dziwne wrażenie, że
wciskasz niektórych po prostu na siłę, ot tak, aby byli. I wiem, że jeszcze
trochę ich będzie. Co ja to miałam... A tak!
Opowieść wydała mi się nieco zbyt
patetyczna, ale w gruncie rzeczy podobała. Ujęłaś w niej wiele cech elfów,
które sama wykreowałaś, pokazałaś ich z tej „gorszej strony”. (Nie wiem, czemu,
ale mi elfy zawsze kojarzyły się z potulnymi istotami, żyjącymi w zgodzie z przyrodą
i innymi rasami.) Cieszę się, że stworzyłaś ich takimi.
Zbił mnie z pantałyku ogromny napis
„rozdział 7” i przez chwilę siedziałam w pewnym skupieniu, czy przypadkiem mi
coś nie umknęło. Całkowicie wybiłaś mnie tym z rytmu.
Scena z Reyem wydała mi się
interesująca i wplotłaś ją w dobrym momencie. Mam tylko jedno zastrzeżenie:
jest trochę zbyt krótka. Wiem, że jestem straszna, ale chciałabym poczytać o
tym, jak nasz żołnierz walczy z tymi wilkami. Przydałoby się trochę rozbudować
ten fragment, a wiem, że zrobiłabyś to porządnie, dzięki czemu moja wyobraźnia
znów by się rozszalała ze szczęścia.
Jeszcze jedna uwaga: zabrakło mi w tym
rozdziale większej ilości dialogów. Wprowadziłaś naraz tyle postaci, że aż się
prosi, by było więcej rozmów. O ile w poprzednich rozdziałach to mi nie
przeszkadzało, o tyle w tym owszem.
Rozdział
V / W zakątkach pamięci [2]
Jedyne zakątki prowadzone narracją
pierwszoosobową. Jak już wcześniej wspomniałam, po tytule spodziewałam się, że
tak będzie we wszystkich, no cóż. Nie twierdzę, że to źle, dla mnie nawet
lepiej, gdyż z niezrozumiałych powodów mam awersję do tejże narracji.
Mimo to, podobał mi się ten rozdział. I
nie, wcale na koniec nie odetchnęłam z ulgą i nie pomyślałam: och, Rey żyje! Z
jakich względów te zakątki przypadły mi do gustu? Ano dlatego, że w końcu
zaczęłaś nawiązywać do napoczętych wcześniej wątków. Wyjaśnia się kwestia
blizny Theo, a także jego ukochanej. Nie powiem, żebym się spodziewała takiego
obrotu sprawy i dziękuję za ten element zaskoczenia.
Urzekła mnie jedna rzecz, a mianowicie:
Twoje opisy sprawiają, że ja, jako czytelnik, odczuwam bardzo silne emocje.
Złość, żal, współczucie. Piszesz w taki sposób, że jestem w stanie
współodczuwać wszystko razem z postaciami. Brawo!
Rozdział
VI
Naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć,
dlaczego naraz wprowadzasz tylu bohaterów. To przytłaczające i wprowadzające
mętlik w głowie czytelnika. I jeszcze gdyby to były epizodyczne postacie, to
jakoś mogłabym to zrozumieć. Za dużo, zdecydowanie za dużo.
Co mi się podobało w tym rozdziale? Ano
zmiany, jakie wprowadziłaś, a dokładniej to, co dodałaś. Ktoś Ci zwrócił na to
uwagę, już nie pamiętam, kto i gdzie, ale cieszę się z tego, że ją
rozpatrzyłaś. To zdecydowanie wyszło Ci na dobre, bo i mi wcześniej wydawało
się dziwne to, że nie opisałaś w najmniejszym stopniu tego, co książę zobaczył.
Nie jestem pewna, ale zdaje mi się, że przed zmianą czytelnik dopiero w
następnym rozdziale dowiadywał się o tym, co się wydarzyło w zamku. To po
pierwsze, a po drugie: urzekł mnie początek, ta krótka charakterystyka obu
postaci jest świetna, te pytania. Widać, że miałaś pomysł na ten rozdział.
Rozdział
VII
Podobają mi się wypowiedzi Twoich
bohaterów. Są zabawne, lekkie i przyjemnie się je czyta. Czy ja się przypadkiem
zbytnio nie powtarzam? Uch, odnoszę takie paskudne wrażenie, naprawdę.
Pomimo początkowej niechęci do Twoich
dwóch, nowych bohaterów, a mianowicie poetki i księcia (małej księżniczki nie
biorę pod uwagę, bo jest przeurocza, a poza tym kocham dzieci!), w końcu się do
nich przekonałam.
Podobały mi się rozmyślania Jofre, a
nawet jego egoizm. Chociaż sama z pewnością nie postąpiłabym tak, jak on (za
swoją siostrę dałabym się pokroić), to postarałam się go zrozumieć i udało mi
się to.
Ale jednego nie mogę pojąć. Szczerze
mówiąc, byłam przekonana, że grupa elfów, którą jako tako nam przedstawiłaś
(skromnie, bo skromnie, ale zawsze jakoś), wcieli swój plan w życie i podbije
to cesarstwo, a tu nagle się okazuje, że jednak zrobił to ktoś inny.
Nie wiem, dlaczego, ale ten rozdział wprowadził
chaos w Twoje opowiadanie. I chyba wszystko zepsuło to, co opisałam w akapicie
poprzednim. Cieszę się, że zaskakujesz czytelnika, ale jednocześnie, moim
zdaniem, wprowadzasz niepotrzebny zamęt.
Rozdział
VIII
Napiszę tyle: załamałam ręce. Na pewno
wiesz, dlaczego. Nie, nie chodzi o wujka. Dla niewtajemniczonych: czytelnik w
tym rozdziale poznaje... (Uwaga, uwaga!, werble proszę...) Kolejną bohaterkę,
mianowicie Marię (pieszczotliwie nazywaną Marynią, czy też Marysieńką), ale
jestem w stanie Ci to wybaczyć ze względu na Reynevana (i tylko dlatego!). No i
może ze względu na to, co się wydarzy później.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się
takiej reakcji księcia. W końcu jakiś obwieś chwycił jego młodszą siostrę!
Odnoszę też dziwne wrażenie, że gdyby nie pozostali bohaterowie, to nasz Jofre
już dawno gryzłby ziemię. (Albo, jak kto woli, wąchał kwiatki od spodu.) Wydaje
mi się on strasznie nieporadny.
Podobają mi się Twoje opisy. Wiem, że
już nie raz, nie dwa o tym wspomniałam, ale skoro robię to po raz kolejny, to
chyba o czymś świadczy. „Małe i mokre jeszcze od porannego deszczu drobinki
ziemi, którymi ubrudzone miała dłonie, zebrały się na kosmykach i zalśniły
ciepłym brązem w słońcu.” To zdanie, nie wiem, czemu, ale mnie niesamowicie
urzekło. Zawsze uwielbiałam grę kolorów, a Ty, zdaję się, też ją lubisz. W
każdym bądź razie, używanie jej wychodzi Ci naprawdę świetnie.
Rozdział
IX
W małych ilościach i rzadko dawkujesz
informacje o swoich bohaterach. Przykładowo: Reynevana poznajemy w rozdziale
drugim i, o ile mi coś nie umknęło, dopiero teraz dowiadujemy się, że był
żołnierzem. Trochę późno, nie uważasz? To jedno z paru zastrzeżeń, jakie mam do
Twojego opowiadania.
Dostarczasz mnóstwo rozrywki,
oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kto, jak kto, ale ja nawet nie
podejrzewałam, że sytuacja ze schwytaniem księżniczki, to zaaranżowana przez pseudoreżysera
próba sprawdzenia, czy książę to dobry aktor. A już wypowiedź księcia powaliła
mnie na kolana: „A możecie już, panie Grellin, się odprzybyć i odmaszerować?”
Cieszę się, że w końcu połączyłaś losy
swoich bohaterów. Gdybym miała tak ciągle skakać od jednego do drugiego, a
zaraz potem do kolejnego, to, autentycznie, dostałabym kręćka. Udało Ci się to,
zgrabnie wszystko skomponowałaś i, przede wszystkim, wydaje się to być takie
oczywiste, jakbyś od początku do tego dążyła.
Rozdział
X
Nie chcę się, po raz kolejny, zbytnio
rozwodzić nad Twoimi opisami, ale myśli bohaterów odgrywają duże znaczenie w
Twoim opowiadaniu. Przybliżają psychikę bohaterów, pozwalają ich lepiej poznać,
krótko mówiąc: wiesz dokładnie, kiedy je zamieścić i to mi się bardzo podoba.
Myślałam, że Rey już do końca będzie
gnił w tym domu na wsi, a tu proszę, taka niespodzianka. Oczywiście dużo
większą było dla mnie zachowanie Marii, a to, co się dzieje później obudziło we
mnie ogromne współczucie względem tej biednej dziewczyny.
Dorzucę jeszcze swoje trzy grosze do
Twojej wypowiedzi pod rozdziałem. Mianowicie, domyślam się, że przekopiowałaś
go z poprzedniej, onetowskiej wersji bloga (na którą nie omieszkałam wstąpić)
razem z rozdziałem i zapomniałaś zmienić. Otóż: rzeczywiście, na początku było
to dwanaście rozdziałów, jednakże fakt faktem, adnotacja jest pod rozdziałem
dziesiątym, gdyż łączyłaś fragmenty w całość prezentowaną na blogspocie (co uważam
za wyjątkowo dobre posunięcie).
Rozdział
XI
Ten rozdział był ciekawy. Podobał mi
się moment z Przeznaczeniem, wiem, że pojawiło się ono już wcześniej, ale nie
wspomniałam o nim. Pozostaje mi tylko nadrobić, prawda? Wprowadzenie go do opowiadania
to dobry pomysł, świeży przede wszystkim (chyba że jestem po prostu
nieoczytana). Jednakże odnoszę wrażenie, że wcisnęłaś je do swojej historii
trochę na siłę, nie odgrywa ono szalenie znaczącej roli (po prostu jest i
kieruje losami bohaterów, ale to naprawdę może pozostać w domyśle).
Zaintrygowało mnie to, jak Theo i
Idalia znaleźli się przy tym samym źródełku, choć poszli w zgoła innych
kierunkach. To... Nielogiczne, któreś z nich musiało w pewnym momencie
zawrócić. Dziwne.
Muszę się przyznać, że mnie niezmiernie
zaciekawiłaś tym rytuałem. Najbardziej jednak spodobało mi się to, że,
przybliżając nieco postać poetki, owiałaś ją dodatkową nutką tajemniczości. To
taki lekki element zaskoczenia, ale na właściwym miejscu.
Scenę nad źródłem opisałaś w tak
magiczny sposób, że jestem dla Ciebie pełna podziwu. I nie chodzi mi o jej
niezwykłość pod względem wydarzeń, ale o sam opis. Gratuluję, naprawdę. Podczas
czytania czułam dreszcze, przebiegające wzdłuż karku raz po raz.
Rozdział
XII
Pomimo scen opisanych w tym rozdziale,
podczas czytania popłakałam się ze śmiechu. Wiem, nie wypada, w końcu jego
powaga wymaga czegoś innego, ale nie mogę. I nie będę ukrywać, że duży wpływ na
to miał Reynevan. Jego teksty, o matko! Chyba nigdy nie przestanę się zachwycać.
Nie ukrywam też, że mnie zaskoczyłaś. Ramón,
co prawda, od początku wydawał mi się nie w porządku, ale nie spodziewałam się
tego, że będzie podwójnym zdrajcą. Właściwie w ogóle przypuszczałam, że tylko
gdzieś mignie parę razy i zniknie, ale niestety.
Zastanawia mnie natomiast jeden fakt:
jak Ty się odnajdujesz w swoich bohaterach, napoczętych wątkach? Ja bym się już
dawno temu pogubiła. Postaci jest dużo, wątków jeszcze więcej. Nie mówię, że to
źle, ale zarzucasz czytelnika wszystkim naraz, tak naprawdę nie próbujesz
naprowadzić na to, co jest najważniejsze. Ja naprawdę nie jestem w stanie
wyłowić tego najważniejszego wątku, och, no może powiedzmy: większość toczy się
wokół postaci Theo, ale tak naprawdę, co jeszcze można uznać za ważniejsze?
W
zakątkach pamięci... [3]
Szczerze mówiąc, nie mogłam się
doczekać, kiedy pojawią się zakątki z Reyem. Chyba już wszystkim wiadomo, że
darzę go ogromną sympatią (jako postać, oczywiście). Cieszę się, że pokazałaś
go z małą Rosą (i muszę napomknąć, że od nadmiaru postaci prawie o niej
zapomniałam). W dobry sposób pokazałaś początki ich relacji (och, czuję romans
w powietrzu!).
Oczywiście, szkoda, że był taki krótki,
ale cóż, nic nie poradzę. Zawarłaś w nim trochę istotnych informacji i dlatego
postanowiłam nie ganić Cię za długość (a raczej jej brak).
Rozdział
XIII
Wstęp mnie rozbawił (zauważyłam, że
ostatnimi czasy wszystko mnie bawi, ale mniejsza z tym). Może nie aż tak
bardzo, jak wypowiedzi Reynevana (chyba trochę przesadzam z nim, ale kij z tym!),
ale jednak.
Cóż mogę powiedzieć, ten rozdział
pozostawił we mnie niedosyt. Zabrakło mi jakiegoś rozwinięcia, oczywiście,
czytając dalej, dostanę je, co i tak nie zmienia faktu. Wprowadziłaś w jednym
rozdziale wiele wątków, ale żadnego z nich nie zakończyłaś. To moim zdaniem,
jedno z niewielu niedociągnięć w Twoim opowiadaniu. Przytłaczasz czytelnika
nadmiarem informacji, podświadomie każesz zapamiętać to i owo, ewentualnie
wrócić i przypomnieć, a to trochę męczące. Dobrze, rozumiem, że nie chcesz tak
od razu wyjawiać wszystkiego, ale – na miłość boską – czytelnik też człowiek.
Mam nadzieję, że zrozumiałaś, co mam na myśli.
Rozdział
XIV
Twoja inspiracja przywołała jakieś
mgliste wspomnienie z młodzieńczych lat, kiedy też słuchałam i zachwycałam się
utworami Comy. Ta faza mi minęła i zapewne nigdy już nie wróci, teraz lubuję
się w zupełnie innym rodzaju muzyki. Po tej małej dygresji przejdę do części
właściwej.
Ten rozdział mnie poruszył.
Zdecydowanie, biorąc pod uwagę całokształt, to on najbardziej zapadł mi w
pamięć. Sceny z lochu, w którym przetrzymywano Reynevana i Marię, uch, trzęsie
mnie na samo wspomnienie o tym.
Nie wiem, ale gdzieś po drodze, kiedyś,
utrwaliłam sobie w głowie wizerunek elfów – istot łagodnych, żyjących w zgodzie
z naturą, którym barbarzyństwo, czy też okrucieństwo, jest całkowicie obce.
Dlatego też naprawdę zszokowała mnie ich brutalność, bezwzględność.
Żal mi jest Marii, zdecydowanie
skrzywdziłaś tę kobietę, ale rozumiem, że miałaś w tym swój cel.
Rozdział
XV
Nie wiem, co mam powiedzieć o tym rozdziale.
Nawet nie wiem, czy mi się podobał. Może to dlatego, że był, jak na to, co
prezentowałaś wcześniej, zbyt spokojny, stateczny? Nie zdziwiłam się, że Avia
chciała pomóc Reyowi. Chociaż spodziewałam się, że jej odmówi, nie przyjmie
pomocnej dłoni. Do tego czasu uważałam go za zbyt dumnego, samodzielnego, a
przede wszystkim silnego mężczyznę. Cóż, pozory mylą, prawda?
Rozdział
XVI
Akcja, czyli coś, co tygryski lubią
najbardziej. Z niecierpliwością wyczekiwałam ponownego pojawienia się smoka.
Nie wiem, czy wspominałam już o tym, ale bardzo lubię te kreatury. A Twój smok
jest nader interesujący – tajemniczy symbol dwóch półksiężyców, postać znad
jeziora, także blizna Idalii. Wszystko to jest naprawdę zdumiewające. Powoli
łączysz wszystko w spójną całość, choć jeszcze nie do końca się w tym
odnajduję, ale z czasem, kto wie?
W
zakątkach pamięci [4]
Szczerze mówiąc, nie rozumiem istoty
tych zakątków. Naprawdę, w odniesieniu do całości, mają sens, ale wyjaśnienie
jest dopiero później, a co ze wcześniejszymi rozdziałami? Dobrze, ma to związek
z Jofre, jego ojcem. Ale, u diabła, nie rozumiem dlaczego umieściłaś je w tym
momencie.
Ten fragment zdecydowanie się różni od
innych. I moim skromnym zdaniem, tutaj nastąpił przełom. Następne rozdziały są
o niebo lepsze od poprzednich, wcześniej miałam wrażenie, że to wszystko
zmierza w nieokreślonym kierunku, a teraz widzę, że ma jakiś cel. Zapewne
wszystko prędzej, czy później, złączy się w całość, ale póki co mogę snuć tylko
domysły.
Rozdział
XVII / W zakątkach pamięci [5]
Moje przypuszczenia odnośnie Twojego
przełomu były całkowicie słuszne. A skąd taki wniosek? Ano, ten rozdział mnie
niesamowicie urzekł, poruszył. Może przyczyniła się do tego śmierć elfa,
którego, mimo jego głupoty, zdążyłam polubić? A może rzecz leży w magii tego
rozdziału, w opisach. A może... Diabeł podobno tkwi w szczegółach.
Nie spodziewałam się, że uśmiercisz
elfa. I nie ukrywam też, że jest mi z tego powodu niezmiernie przykro. Dodawał
on Twojemu opowiadaniu humoru, lekkości – nie twierdzę, że wraz z nim to
wszystko zniknęło. Jednak naprawdę szkoda.
Spodobał mi się element magii, z
którymi zawsze kojarzyłam elfy. Tak, nie podlega wątpliwości, że są to istoty
magiczne. Nie przeszkadzało mi to, że pozbawiłaś ich cech, które się im
zazwyczaj przypisuje, nie przeszkadzało mi też to, że tak nagle obdarzyłaś
swojego bohatera nadprzyrodzonymi zdolnościami.
Wiem, że zabrzmi to głupio, ale
bardziej niż Theo, szkoda mi smoka. Dla mnie te potwory zawsze miały ogromne
znaczenie i darzę je sentymentem. Mi kojarzą się one z wolnością; z mądrymi i
wdzięcznymi zwierzętami. (Ach, za dużo się naczytałam.)
Nie podobał mi się w tym rozdziale
fragment z Przeznaczeniem. O ile sam pomysł wydaje się być ciekawy, o tyle
tutaj... Cóż, przesadzone, to jedyne, co mi przyszło na myśl.
Uch, wprowadziłaś poprawkę w tym
rozdziale, a tak mnie intrygowało to słówko „ponoć”, spędzało mi sen z powiek.
Tamto zakończenie bardziej mi pasowało, zdecydowanie.
Rozdział
XVIII
Ten rozdział, w moim odczuciu, był
najzabawniejszy ze wszystkich. A to wszystko przez słowa: „Jofre, sukinsynu.”
Nie wiem, dlaczego, ale scena, w której Reynevan najpierw przywala księciu, a
potem chce się mu przedstawić, sprawiła, że popłakałam się ze śmiechu.
Ten fragment, w porównaniu z
poprzednim, był dosyć spokojny. I dobrze, bo co a dużo, to niezdrowo.
Odpoczynek przyda się zarówno bohaterom, jak i czytelnikowi (który, przy
okazji, będzie w stanie oswoić się z brakiem Theo).
Takie rozplanowanie fabuły bardzo mi
się podoba, raz szybko, potem trochę wolniej, wszystko na swoim miejscu. Lubię
akcję, to prawda, tylko, no właśnie, bez przesady. Czułabym się przytłoczona,
gdyby w tym rozdziale wydarzyło się coś niespodziewanego, gdybym musiała tak,
jak przy czytaniu poprzedniego, siedzieć z zapartym tchem.
W
zakątkach pamięci... [6]
W poprzedniej wersji oceny treści
napisałam, o ile dobrze pamiętam, że te Zakątki
podobały mi się najbardziej. Kreowałaś księcia na, za przeproszeniem,
skurwysyna. Cóż, a przynajmniej na bezdusznego, pozbawionego wszelkich uczuć.
Nie przeszkadzała mi taka wizja, ba!, nawet mi się podobała, tylko nie za
bardzo rozumiałam, co nim kieruje. Owszem, powodem mogło być pochodzenie, w
końcu książę to książę, ale u niego brakowało mi tej wyniosłości,
szlachetności. Swoim zachowaniem pokazywał, że nie jest dobrze wychowany, tylko
po prostu chamski.
Cóż, teraz wszystko wyszło na jaw.
Każdy człowiek przybiera maskę, robi dobrą minę do złej gry. Zdarzają się,
oczywiście, wyjątki. Żal mi księcia, nie będę tego ukrywać. Stracił osobę,
którą kochał (później pojawia się pewna informacja, która mną wstrząsnęła).
Jest nieakceptowany, ignorowany przez ojca i rodzeństwo. Nic dziwnego, że po
tym wszystkim, co przeszedł, stał się taki, a nie inny.
Rozdział
XIX
Zastanawia mnie tajemnicze zniknięcie
księżniczki i pseudo-reżysera. Czyżby Grellin (nie wiem czemu, ale kojarzy mi
się on z małym, paskudnym i wrednym goblinem) był złym charakterem? A także co
się dzieje z Ramónem i Shemarem?
Tworzysz – świadomie, bądź też nie –
mnóstwo zagadek, dzięki czemu wciągasz czytelnika w swoją historię. Każesz
czytelnikowi zastanawiać się, dajesz możliwość wyciągania wniosków. To
pozytywny aspekt.
Jak wiadomo, każdy medal ma dwie
strony, dobrą i złą. Pozytywną opisałam wcześniej, czas na negatywną. Jak już
wspomniałam, wprowadzasz mnóstwo tajemnic. Właśnie, jest ich za dużo. Gdzie
Shemar i Ramón, co się dzieje z Leithe i Homarem? Co to za symbol? Jakie jest
pochodzenie Idalli i jaką tajemnice skrywa? Już wymieniłam ich dużo, a znajdzie
się jeszcze więcej. Jednych to może ciekawić, drugich przytłaczać. Ja należę do
tej pierwszej grupy, ale co, jeśli znajdzie się ktoś, kto nie będzie w stanie
się połapać o co chodzi? O kolejnej bohaterce już nie wspominając...
Rozdział
XX / W zakątkach pamięci [7]
Shemar się znalazł, ale co z Ramónem? Najpierw
połączyłaś losy bohaterów, teraz ich rozdzielasz. Nie twierdzę, że to źle. W
końcu więcej zabawy dla mnie, czyż nie?
Wydaje mi się, że pałac księżniczki
Andrei jest kreowany na kształt utopijnego. Wszystko idealne, zadbane, pory
roku nie mają wpływu na to miejsce. Między innymi dlatego zaczęłam mieć
podejrzenia co do, że tak to ujmę, gospodyni.
No i ta jej uprzejmość, uch!
Zdecydowanie jej nie polubiłam.
Naprawdę szkoda mi jest księcia. To, co
opisałaś, było wstrząsające. Jestem w stanie zrozumieć jego postawę, wszystko.
Przykre jest też to, że ma swoją łatkę – chłodnego, bezdusznego.
Rozdział
XXI / W zakątkach pamięci [8]
Kolejne tajemnice, oznaczają kolejne
pytania. W moim odczuciu ten rozdział był naprawdę ciekawy. Nabrałam większych
podejrzeń do księżniczki, a także utwierdziłam się w przekonaniu, że Maria jest
jedną z tych najsympatyczniejszych bohaterek – prosta i ciepła, a i w miarę
dobrze wychowana.
Cóż mam powiedzieć, to jak na razie,
koniec. Wielu wątków nie rozwinęłaś, choć zaczęłaś je w połowie i przydałoby
się o nich przypomnieć czytelnikowi. Jest wiele pytań, które mam ochotę zadać,
ale wierzę, że wszystko z czasem się wyjaśni.
Summa
summarum, piszesz bardzo obrazowo, zgrabnie i z pomyślunkiem. Nie
popełniasz rażących błędów, Twój styl niekiedy jest trochę przyciężki, ale mimo
to czyta się bardzo przyjemnie i lekko. Ważnym spostrzeżeniem będzie to, że
wprowadzasz strasznie dużo bohaterów i bardzo dużo wątków, życzę Ci z całego
serca, żebyś się w nich nie pogubiła, co wbrew pozorom nie jest wcale takie
trudne. Akcja w Twoim opowiadaniu rozwija się swoim tempem, w niektórych
momentach za szybko, w innych zbyt wolno. Zmuszasz czytelnika do myślenia i
łączenia faktów, zawsze uważałam to za bardzo dobry zabieg i w tej kwestii
niewątpliwe należą Ci się brawa.
Muszę też powiedzieć, że jestem bardzo
ciekawa finału tej historii. Jak się potoczą dalsze losy bohaterów, jak
rozwiniesz napoczęte wątki.
Jeśli chodzi o sprawy techniczne...
Kompozycji wprawdzie nie mam nic do
zarzucenie: są akapity, tekst wyjustowany. Przyczepiłabym się tylko do
nieszczęsnych dywizów, ale o tym więcej w następnym podpunkcie.
Braku pomysłu nie mogę Ci zarzucić, bo
go masz. Jednakże mam problem z wyodrębnieniem głównego wątku, po prostu w moim
odczuciu wszystkie wydają się być istotne, a to nie wróży dobrze. Nie wiem,
może to wynika z mojej winy, że nie potrafię go odnaleźć, ale w nawale informacji
gdzieś się zgubiłam.
Opisów jest zdecydowanie dużo i nie
odniosłam wrażenia, że zbyt. Po prostu one tworzą wykreowany przez Ciebie
świat. Nie masz problemów z opisywaniem wydarzeń, miejsc, czy uczuć. Wszystko
zdaje się być dokładnie wyważone – nie przesadzasz ze szczegółami, ale też nie
ma ich zbyt mało. W tej kwestii nie mam Ci nic do zarzucenia.
Rzecz ma się tak samo, jeśli idzie o
dialogi. Budujesz je poprawnie i chociaż początkowo miałam pewne zarzuty w
kwestii not odautorskich, to z czasem moje wątpliwości odeszły. Cechuje je
przede wszystkim naturalność, a i najczęściej w nich pojawia się humor, którym
mnie po prostu kupiłaś.
Każdy kolejny rozdział coraz bardziej
mnie wciągał w Twój magiczny świat, a jak napisałam już wcześniej, parę z nich
zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na
barwne opisy, niewybredne dialogi i indywidualizm postaci. To wszystko
skomponowane w całość, daje mi, jako czytelnikowi, satysfakcję i przyjemność
podczas czytania. Nie boisz się używać metafor, zdań złożonych, pobudzasz
wyobraźnię czytelnika, a to moim zdaniem jest kwintesencja dobrego opowiadania.
26/30
Poprawność
języka:
Zacznę od tego, iż tekst sprawdzałam
dwa (w przypadkach niektórych rozdziałów nawet trzy) razy, mimo to nie jestem w
stanie stwierdzić, czy wyłapałam wszystkie błędy (lata już nie te, wzrok się
pogorszył, a wrodzona zdolność do zauważania niewielkich potknięć odeszła w
niepamięć). Nieomylna też nie jestem, więc może się zdarzyć tak, że coś, co ja
uważałam za błąd, wcale nim nie jest.
Uświadomiłam sobie w pewnym momencie,
że w niektórych przypadkach miałam niemały dylemat odnośnie przecinków. W
szczególności przed imiesłowami przymiotnikowymi, gdyż nadal tajniki zasad,
dotyczące oddzielania ich bądź też wyodrębniania, są niezgłębione (przynajmniej
dla mnie). Wynika to może z racji tego, iż większość spornych fragmentów
osobiście potraktowałabym jako wtrącenia, mające na celu ubarwienie tekstu, bez
których sens zdań byłby całkowicie zachowany. Zostawiam jednak tę kwestię do
skomentowania przez bardziej doświadczone osoby.
No dobra!, sama sobie na to zasłużyłam.
Gdy skończyłam sprawdzać Twoje rozdziały, Ty zaczęłaś je poprawiać, a ja mogłam
uniknąć ponownej korekty, gdybym tylko skończyła tę ocenę szybciej. Cóż, taki
mój nieszczęsny los.
Prolog:
„Nieliczne, bielsze chmurki[…]” – przecinek;
„[...]Ruiny miasta - spalone,
pokruszone i nie posiadające nic z dawnego piękna –piętrzyły się pod wysokim, stromym
wzgórzem.” – nieposiadające; nie z
imiesłowami przymiotnikowymi piszemy razem; pauza miast dywizu
„Odłamki kamieni, będących materiałem
wyrzucanym podczas oblężenia z katapult, wciskały się w czarne pnie[...]” – brakujący
przecinek;
Zatrzymam się na chwilę przy akapicie czwartym.
„Jednak to nie zgliszcza czy martwy
krajobraz były najgorsze.” – tak kończysz poprzedni, wskazując na to, iż dalej
będzie o tym co było najgorsze. Czytając, doszłam do wniosku, że chodzi o ową
ciszę na górze, a zdaję mi się, że nie to miałaś na myśli. Osobiście od „Mimo
to na samym szczycie[...]” zaczęłabym od nowego akapitu.
„[…]całe oblicze zaś sprawiało wrażenie
wściekłego, przy okazji będąc pełnym smutku obrazem.” – nie pasuje mi coś w tym
fragmencie, nie jestem jednak pewna co;
„Przez lewe oko, od brwi aż do żuchwy,
biegła długa, nierówna i głęboka ledwo gojąca się rana od niewprawionego miecza
lub noża.” – „nierówna, głęboka i ledwo gojąca się...”.
Zwrócę jeszcze uwagę na to, co kiedyś
zostało Ci wytknięte. Chodzi o „popiel”, „popiołów” i „spopielonymi”. Może i
nie jest to rażące powtórzenie, ale skoro już parę osób zwróciło Ci na to
uwagę, wypadałoby poprawić. Zamiast „spopielonymi” mogłoby być „zwęglonymi”, a
te pierwsze dwa można wybaczyć. No, to tyle w tym temacie.
W
zakątkach pamięci.../1:
„Tej nocy od Przesilenia mijały już
trzy miesiące. Był lipiec.” – jeżeli w elfim świecie pierwszy dzień wiosny
wypada tego dnia, co w „normalnym” – że tak to ujmę – to wdarł Ci się tutaj
drobny błąd formalny, mianowicie: gdyby minęły trzy miesiące byłby czerwiec;
Rozdział
I:
„Ci, którzy przeżyli ich ciche napaści, godne
skrytobójców[...] –przecinek;
„Piekła niemiłosiernie- dopiero[...] – zamiast
myślnika powinnaś użyć półpauzy, bądź też pauzy;
„Cisza była wręcz nienaturalna- w
miarę[...] – znów, półpauza lub pauza;
„[...]uda mu się dostać do karczmy, to
czegokolwiek się napije.” – „to napije się czegokolwiek” lepiej by brzmiało;
„ Krajobraz raczej typowy- szlajający
się od ściany do ściany pijani, dający jeszcze radę iść [...] – zgubiony
przecinek;
„Nagle jednak, tuż przed swoją głową, ujrzał
wysokie[...]” - dwa zgubione przecinki, wtrącenie;
„Niebieskie rękawy tuniki w cieńsze, białe
paski[...]” - przecinek;
„[...]które teraz, wcale nie tak cicho,
pobrzękiwało u pasa.” – jako wtrącenie wygląda to o wiele lepiej;
„[...]powtórzył z trudem, i bardziej
przypominało to przeciągły jęk niż pytanie. – przed „i” w tym przypadku nie
powinno być przecinka, ewentualnie można się tego łącznika pozbyć;
„[…]Kiedy zabrał się za siodłanie
dużego, smukłego,
bułanego[…]” – przecinek;
„[...]wyróżniać się z tłumu i
przyłączył do śpiących strażników.” – w tym przypadku drugie „się” nie
zaszkodzi;
„[…]ruszył w stronę powoli i chwiejnie
podnoszącego się cienia[…]” – coś mi nie pasuje w tym zdaniu;
Rozdział
II:
„[...]czując jak resztki kompotu
chlupoczą pomiędzy czereśniami.” – słysząc?;
„Żołnierze nie krążyli po domach,
poszukując domniemanych wiedźm[...]” – zastąpiłabym „poszukując” na „w
poszukiwaniu”;
„Jednak tu, na cudownym odludziu, w
maleńkiej wiosce Haleybae, różnicy prawie się nie czuło.” – partykuła
„jednak” wskazuje na odmienność, więc użycie jej w tym przypadku jest błędne;
zgubiony przecinek po wtrąceniu;
„Nagle jednak Rosa uniosła rękę,
prostując się.” – „jednak” jest całkowicie zbędne;
„[...]chłopiec ściskał wystraszonego, burego
kota.” – brakujący przecinek;
Rozdział
III:
„[...]a strumień na największe krople z
możliwych.” – jest poprawnie, ale czy nie lepiej by było „strumień na
największy z możliwych”?;
„Kiedy błyskawice i pioruny przecinały
niebo[...]” – istnieje wiele spekulacji na temat czy błyskawica i piorun są tym
samym zjawiskiem; zajrzałam do wszechwiedzącej (lecz czasem omylnej) Wikipedii,
gdzie jest napisane, iż (definicja pioruna): „Piorunowi często towarzyszy grom
dźwiękowy oraz zjawisko świetlne zwane błyskawicą.” oraz (definicja błyskawicy)
„Piorun, inaczej "błyskawica", zjawisko meteorologiczne”; wnioskując:
jedno albo drugie, nigdy oba;
„Theo stan towarzysza był mu obecnie
tak obojętny jak los rozpaćkanej muchy.” – niepotrzebny zaimek rzeczowy;
Znów się zatrzymam przy akapicie
zaczynającym się od słów: „Theo stan towarzysza[...]”, a kończącym na „[...]
jeśli chciał przeżyć kilka dni”. Mianowicie – nie rozumiem tego akapitu – Theo
„stawał się bardziej naburmuszony” i dlaczego „Reynevan musiał cierpliwie to
znosić, jeśli chciał przeżyć choć kilka dni.”? Wydawało mi się od samego
początku, że ze strony elfa mu nic nie groziło, może się mylę. Mimo wszystko
poprosiłabym o wytłumaczenie.
„[...]oboje trochę się zdziwili[...]” –
obaj!
„[...]przypomnieć sobie, czym może być
owa przygrywka.” – kwestia sporna, lecz ja przed „czym” nie stawiałabym w tym
przypadku przecinka;
Rozdział
IV:
„[...]jego wzrok stopniał.” –
topniejący wzrok? Niby źle nie brzmi, ale pasowałoby tu bardziej „jego
spojrzenie złagodniało.”;
„[...]niech zobaczą, jak sobie na niej
radzimy… Więc teraz widzą. Radzimy sobie doskonale[...]” – jest powtórzenie,
ale jak to zwykle bywa w wypowiedziach bohaterów, można sobie na to pozwolić,
więc nie traktuję tego jako błędu jako takiego. Przy okazji mam wrażenie, że
jest to raczej zabieg celowy, więc to wytknięcie jest czysto teoretyczne;
„[...]z długim ziewem[...]” – raczej
ziewnięciem;
Nie rozumiem zbytnio dlaczego po
fragmencie o Reynevanie pokazuje się duży, wytłuszczony „Rozdział 7”.
„ale tego swojego kom pana raczej już nie zobaczysz.” – wdarły
się Ci niepotrzebne spacje;
„[...]ale staram się przemówić ci do
rozsądku!” – nie podoba mi się szyk tego zdania;
„[...]że wyglądał poeta.” – zgubiony
spójnik „jak”
„[...]Ostatni raz przez taki zryw o
mało nie stracił życia. A potem twarzy.” – moim zdaniem powinno być odwrotnie,
najpierw twarzy, potem życia.
Rozdział
V / W zakątkach pamięci [2]:
„Kręta ścieżka wiodąca do wioski, w
której mieszkała Malena była wyjątkowo błotnista[...]” – potraktowałabym „w
której mieszkała Malena” jako wtrącenie i przed „była” postawiłabym przecinek;
„[...]chłód ogarnął rozgrzaną na
króciutką minutę ziemię.” – również „rozgrzaną na króciutką minutę” uznałabym
za wtrącenie;
„[...]bym już miał ją w swoich
objęciach[...]” – trochę patetycznie to brzmi, może „bym miał ją już w swoich
objęciach”;
„drewniane domostwa, odgrodzone od siebie krzywymi
płotkami.” – przecinek;
„W którymś momencie ścieżka się
urywała, i tylko dzięki dobrej znajomości tych okolic wiedziałem, jak dojść do
celu.” – [...]urywała i, tylko dzięki dobrej znajomości tych okolic,
wiedziałem, jak dojść do celu.”
„Słońce znów na krótki moment ukazało
się zza chmur[...]” – „wyjrzało” bardziej by pasowało;
„Zostały zmęczenie, niecierpliwość i
chłód.” – ogólnie rzecz biorąc zdanie jest poprawne, ale na Twoim miejscu po
„zostały” postawiłabym dwukropek. Poza tym, „zmęczenie” oraz „niecierpliwość”
są opisem emocji, a chłód nijak ma się do tego. Może zamiast „i chłód” – „a
także (dokuczliwy) chłód”; nie chcę ingerować w Twój tekst, zatem pozostawiam
Ci (błogosławioną) wolną wolę;
„Dwoje mężczyzn, idących w moją stronę, rozpoznałem
bez omyłki[...] – przecinki;
„To,
co teraz okazujesz to zwykła, elfia pycha!” – przecinek;
„Krzyk rozdarł całą przestrzeń. Tafla
jeziora zadrżała.” – w kontekście, w którym to zdanie występuje, wygląda to tak
jakbyś przeszła z narracji pierwszo- do trzecioosobowej, a to poważny błąd.
Drobny zaimek „mój” na początku nie wyglądałby źle i z pewnością uchroniłby
tekst od błędu.
„Ale tylko tyle udało mi się zrobić;
próbowałem odepchnąć napastnika, ale ten już był blisko[...] – powtórzenie,
drugie „ale” możesz spokojnie zastąpić „lecz”;
„całkowicie zamroczonego bólem, i w
locie przejechał wbitym na dobry cal nożem w dół[...]” – bez przecinka przed
„i”; „wbitym na dobry cal” można potraktować jako wtrącenie, ale nie trzeba;
„ostrze prześliznęło się po żuchwie i,
wypuszczone z drżącej ręki, upadło na ziemię.” – znów, mogłoby być
wtrącenie;
„Była ubrana w luźną, lnianą sukienkę.
Sukienka była beżowa, a dziewczyna piękna.” – dwa powtórzenia w dwóch zdaniach;
chwilę później mamy „Były jak bezchmurne niebo” – kolejne powtórzenie
(oczywiście, można tego absolutnie nie brać pod uwagę, jako że jest to
retrospekcja – rządząca się własnymi prawami);
„Poczułem cichy ruch na kamieniach i
wyczułem[...] – „poczułem”, „wyczułem” to również powtórzenie; zamiast
„poczułem” bardziej pasowałoby „usłyszałem” zwłaszcza, że po tym słowie
występuję słowo „cichy” odnoszący się do zmysłu słuchu;
Na końcu rozdziału zmieniłaś kolor
czcionki, ale to tylko taka drobna uwaga.
Rozdział
VI:
„[...]niesamowicie
miękkich, przywodzących na myśl atłas, brązowych oczach.” – zgubiony przecinek po
wtrąceniu;
„[...]jaki czekał każdą niemal
dziewczynę w jej wieku?” – błędny szyk: „jaki czekał niemal każdą dziewczynę w
jej wieku?”;
„[...]przepychu czy złota- przypominała
raczej cygankę czy zwyczajną wiejską dziewczynę[...]” – nieszczęsny dywiz oraz
powtórzenie „czy” – nierażące, co prawda, ale jest;
„Od wieśniaczek różniło ją to, że owe
marzenia mogła spełniać.” – „owe marzenia” to znaczy które? Coś mi umknęło?
„Ale nikomu nie powiedział, czego.” –
przecinek jest tutaj absolutnie zbędny;
„Ogołocone drzewa o fantastycznie
wygiętych gałęziach straszyły[...]” – znów „o fantastycznie wygiętych
gałęziach” potraktowałabym jako wtrącenie;
„Podczas
jednego z takich przyjęć, nie przepadający za jakąkolwiek formą zabaw Jofre
został zmuszony[...]” –, zastanawiam się też, czy przed „Jofre” nie powinno być
przecinka, bądź też można by to zdanie trochę przekształcić, mianowicie:
„Podczas jednego z takich przyjęć, Jofre, nieprzepadający za jakąkolwiek formą
zabaw, został zmuszony[...]”;
„[...]a że musiał się jakoś
prezentować- siedział nieruchomo[...]” pomijając to, że jest owy dywiz zamiast
półpauzy czy też pauzy, użycie którejkolwiek z nich byłoby błędne; po
„prezentować” postawiłabym wielokropek a „siedział” zaczęłabym z wielkiej
litery; ewentualnie przed „siedział” wstawiłabym „więc” – wtedy półpauza/pauza
(do wyboru, do koloru, byleby nie łącznik) byłaby całkowicie na miejsc;
„Dziewczyna
wstała z trawy, wyprostowała się i, patrząc prosto w oczy synowi władcy, ukłoniła
się nisko[...]” – przecinki;
„[…]i
z dość niemrawą miną odwrócił się, i powoli odszedł.” – przecinek;
„Spoglądając za siebie przez ramię,
dostrzegł wyprostowaną już dziewczynę, która spoglądała [...] – przecinek,
powtórzenie;
Rozdział
VII:
W pierwszym zdaniu masz nadprogramową
spację.
„To nie honorowe potyczki, jeźdźcy z
kopiami, półki pod dowództwem[...] – domyślam się, że na myśli miałaś „pułki”;
„Właśnie się tego dowiedział, i
to[...]” – bez przecinka;
„Na
wysokiej huśtawce, stojącej na placyku pośrodku, siedziała dziewczynka[...]” –poza
tym nie powinno być „pośrodku placyku” bez „na”?;
„[...]swoim typowo dziecięcym
filozoficznym głosem.” – albo „[...]swoim, typowo dziecięcym, filozoficznym
głosem.”, albo „swoim typowo dziecięcym, filozoficznym głosem.”
„[...]zakończyła z uśmiechem, z
samozadowoleniem zauważając świecące z zainteresowania oczy dziewczynki.” –
trochę niefortunnie brzmi to zdanie, zamiast przecinka postawiłabym „i”;
„[...]znajomego wierzchowca, przy
okazji z pyska wypadło mu parę źdźbeł zmiętoszonej trawy.” – nie ma tu błędu,
jednakże przed „przy okazji” mogłoby być „a”;
„Jofre przewalił oczami i spojrzał
poważnie w granatowe oczy siostry.” – „przewalił oczami”?; powtórzenie „oczami”
i „oczy”;
„Nieprzyjemną ciszę przerwał jeszcze
gorszy,
metaliczny szczęk płytowej zbroi.” – przecinek;
Rozdział
VIII:
„[...]spiętych w warkocza[...] –
„warkocz” (!!!);
„[...]niebezpiecznie pachniał głupotą.”
– jakoś to „pachniał” mi tutaj nie pasuje, może „trącał”;
„[...]od suchych gałązek, nad
którymi klęczał[...] – przecinek;
„Mimo zakrytych ust, książę wyczytał z oczu[...]” –
przecinek;
„[...]i, wytężając wzrok,
dojrzał szarpiącą się postać swojej siostry.” – przecinki;
„Nie wiedział, dlaczego pomyślał taką
durną rzecz, ani dlaczego właściwie pomyślał. Przecież powinien teraz leżeć
sobie spokojnie na chmurce i wreszcie nie musieć myśleć.” – „pomyślał” i
„pomyślał”, a także „myśleć” – powtórzenia;
„[...]brązowych włosów, których
właściciel musiał być wspólny z właścicielem głosu, który go powitał.” –
„właściciel” powtórzone, a także „których”, „który” też nieładnie wygląda;
Rozdział
IX:
„[...]gdy woda, w postawionym nad paleniskiem
garnku,
zaczynała wrzeć.” – tu powinno być to traktowane jako wtrącenie;
„Odkąd wydoroślał, dobrych parę lat spędził[...]” – przecinek;
„[...]dobiegł stłumiony głos,
dochodzący gdzieś ze spiżarni.” – „[...]dobiegł go/do niego[...]”;
„Zza
jego pleców odbiegł cichutki jęk zachwytu.” – „dobiegł”;
„[...]spoglądając
na,
zachodzące powoli, jesienne słońce.” – znów uznałabym to za wtrącenie;
„[...]bardzo dużo, bardzo nieprzyjemnych rzeczy
prosto w twarz.” – domyślam się, że powtórzenie jest zamierzone, niemniej
jednak brakuje tam przecinka;
„A wy mi łaskawie opowiecie” – zabrakło
kropki na końcu zdania.
„[...]oboje byli kretynami, tylko każdy
na swój sposób.” – obaj;
Rozdział
X:
„[...]na to, by człowiek miał
jakikolwiek wpływ na to, co się z nim stanie?” – powtórzenie „na to” nieładnie
wygląda;
„Czwórka kotów: puchaty rudzielec, dwa
nieodstępujące się na krok bure, kudłate kocury i jedna cicha, czarna kocica
towarzyszyła mężczyźnie całe dnie.” – wiem, że chodzi o to, że owa „czwórka
kotów [...] towarzyszyła mężczyźnie całe dnie.”, lecz tak się składa
niefortunnie, iż czytelnik może wywnioskować, że tylko „czarna kocica”; osobiście
zamiast dwukropka wstawiłabym półpauzę (czy też pauzę, jak kto woli), a także
przed „kocica”;
„[...]kiedy przyjeżdżał odpocząć do
Haleybay, musiał coś robić.” – wydawało mi się na początku, że nazwa tej wioski
brzmi „Haleybae”;
„Poczuła wiatr w grzywie. Maria poczuła
go w długich, prostych włosach. Poczuła go w sercu. Wszędzie.” – „poczuła” i
„poczuła” – o ile to trzecie powtórzenie jest jak najbardziej na miejscu, o
tyle lepiej by było, gdybyś pierwsze słowo „poczuła” zastąpiła jakimś innym.
Rozdział
XI:
„Alenie potrafiła płakać. Nie
wiedziała, czym było to spowodowane- po prostu nie potrafiła.” – zgubiona
spacja, powtórzenie, ale nie razi w oczy;
„[...]poważnym wzrokiem[...] –
zauważyłam, że bardzo lubisz używać słowa „wzrok”, zamiast, jak powinnaś,
„spojrzenie”;
„[...]gawędząc i, na obszernych zwojach pożółkłego
papieru,
zapisując coś, co uparcie nazywali „scenariuszem”.” – przecinki;
„[...]chronologiczny
ciąg wspomnień, nie dając o sobie zapomnieć.” – nie rozumiem, co nie dawało o
sobie zapomnieć? Chodzi Ci o „ciąg” czy o „wspomnienia”?;
„[...]jego biedne, wrażliwe, elfie
serce.” – przecinek;
„Uśmiechała się delikatnie, z
zauroczeniem wypisanym w błękitnych oczach, przemierzając ścieżkę lekkim krokiem.” –
przecinek;
„Szybko
mu się to jednak znudziło.” – niby jest poprawnie, ale uważam, że lepiej
brzmiałoby to tak: „Jednak szybko mu się to znudziło.”
Rozdział
XII:
„Wiedza ta jednak na nic mu się
przydała[...]” – przed „przydała” powinno być „nie”, nieprawdaż?;
„[...]krwi. Jej metaliczny zapach dotarł
do nozdrzy[...]” – specjalistką nie jestem, ale z tego, co wiem, krew może mieć
metaliczny posmak, zapachu natomiast nie ma;
„Granatowy płaszcz, okrywający szczelnie ciało wroga, zdawał
się idealnie wtapiać w nocną scenerię[...]” – przecinki;
„Mimo to ustał na nogach, spierając się
mocno o zakapturzoną postać.” – „wspierając”;
„źrenice błysnęły złowrogim ognikiem.”
– ten „ognik” wydaje mi się tutaj nie na miejscu, może „błysnęły złowrogim
ogniem”?;
„[...]wyjąć z jego pochwy długą, lecz
zużytą już i cienką od wielokrotnego ostrzenia szablę.” – przed „szablę”
postawiłabym przecinek;
„[…]krtań wroga drga pod naciskiem
zimnej stali. […]syk, który wydobył się z gardła wroga.” – powtórzenie;
„Żołnierz
splunął w bok, a ślina zmieszała się z krwią.” – dodałabym „jego”;
„Po krótkiej szamotaninie i wiązance
przekleństw niespodziewanie odpuścił i, z niemalże uprzejmym wyrazem, spojrzał przeciwnikowi w twarz.” –
przecinki;
„Biedne dziecko nie specjalnie
potrafiło pojąć[…]” – niespecjalnie, nie z przysłówkami w stopniu równym
piszemy łącznie;
„[...]byle by tylko zająć się czymś.” –
„[...]byleby tylko się czymś zająć.” (Wiem, że to kwestia sporna, ale moim
zdaniem „byleby” pisze się łącznie.)
„Głośny wydech dodawał, że razem z
cebulkami.” – głośny wydech?;
„Zastanawiał się, jak to jest, że ludzi
poznaje się tak naprawdę dopiero po długim czasie przebywania ze sobą, ale
naprawdę razem – nie obok siebie.” – nie rozumiem tej części od „ale”;
„[...]poruszając mięciutką, dolną
wargą, pokrytą pojedynczymi, dłuższymi włoskami.” – przecinki;
„Reynevan po raz kolejny zaskoczył się
samego[…]” – siebie samego;
W
zakątkach pamięci... [3]:
„Kilkuletni chłopiec o ciemnych,
rozczochranych włosach, brodząc po kolana w śniegu, biegał po ogrodzie.”
– przecinek;
„Rudowłosa wybuchła śmiechem[...]” –
forma „wybuchła” jest poprawna, jednakże w tym przypadku powinno być
„wybuchnęła”;
Rozdział
XIII:
„Zrobiło się nieprzyjemnie. Temperatura
w lesie co prawda wciąż była bliska zeru, ale bez wahania można rzec – zrobiło
się gorąco.” – wiem, że może to już podchodzić pod czepianie się, ale
powtórzenie „zrobiło się” w tym przypadku jest, przynajmniej według mnie,
odrobinę rażące;
„[...]nie uraczył spojrzeniem,
zdającej się trwać w osowiałej bierności, siostry.” – przecinki;
„Theo zmierzył ją oschłym
spojrzeniem[...]” – jakoś to „oschłe spojrzenie” mi nie pasuje, może „chłodne”
albo „beznamiętne”;
„Przerwał jej zdecydowany ruch dłoni
żołnierza, i – ku własnemu zdziwieniu – zamilkła.” – zbędny przecinek;
„[...]wyrzucenia z siebie negatywnych
emocji. — wysyczała[...]” – niepotrzebna kropka;
„[...]niemal proszący wzrokiem.” –
zgubiona literka m;
Rozdział
XIV:
„[...]tracili nadzieję, zrywali włosy z
głowy i kłócili się bez przerwy.” – „z głów”;
„Bez trudu można było zauważyć, że nie
raz i nie dwa to niepozorne miejsce było siedzibą spotkań i biesiad – liczne
ślady w postaci pustych kufli, kielichów i mis dostrzegało się niemal wszędzie.
Księcia, nie bez trudu, przeniesiono i
zabandażowano, ale jego tętno wciąż zwalniało.” – mimo iż poprzednie zdanie, kończące
akapit, jest rozbudowane, pojawia się powtórzenie „bez trudu”, któreś można
spokojnie zastąpić słowem „wysiłek”;
„[...]pragnąć najwyraźniej dodać innym
otuchy.” – pragnąc;
„Chłodny wzrok zmierzył rozjuszoną
Idalię, usta wygięły się w lekkim uśmiechu.” – przeredagowałabym to zdanie:
„Chłodnym spojrzeniem zmierzył rozjuszoną Idalię, a jego usta wygięły się w
lekkim uśmiechu.”; znów ten nieszczęsny wzrok;
„Obecnie odpowiadała za to, by Maria
siedziała cicho i nie była zbyt zadowolona ze swego położenia.” – ze zdania
wnioskuję, że Maria miała nie być zadowolona ze swojego położenia, ale na
upartego można wywnioskować, że chodzi o Belę (dobrze myślę, że chodzi o
Belaque?), wtedy przed „i” trzeba postawić przecinek;
„Reynevan chciał, by wyraz jego wzroku przybrał
coś na kształt współczucia, ale wciąż był tam tylko ból.” – może „by jego
spojrzenie wyrażało współczucie”?; nie jest źle, ale jakoś mi ten! wzrok nie pasuje, znowu;
„[...]nie
zakrawał się szczególnie kolorowo.” – słowo „zakrawał” zostało użyte w złym
znaczeniu, „zapowiadał się” – może i prościej, ale i bardziej adekwatne;
„Ułamek sekundy łapał on równowagę.” – bez
zaimka osobowego byłoby lepiej
Rozdział
XV:
Błędem to raczej nie jest, ale
wytłuszczony i powiększony tytuł piosenki Louisa Armstronga (bogowie!, co za
cudo!) trochę razi w oczy.
„[...]głośno sapał. Nikt jednak nie[...]” – spacje;
„[...]ze wszelkich uczuć.” – zastrzeżeń
nie mam, ale „emocji” według mnie brzmiałoby lepiej;
„Co miał jej wówczas powiedzieć poetce
o Ramónie?” – nie rozumiem; znaczy się, domyślam o co chodzi, ale nie mogę się
dopatrzeć jakiegoś sensu w tym zdaniu;
Rozdział
XVI:
„[...]rzekła dziewczyna bardzo
nieszczęśliwym donem.” – drobna literówka – „tonem”;
„elfa,
usiłując niego nie podpalić.” – „go”;
„Theo westchnął głęboko, wstając i
przypadkiem potrącając leżąc[...]” – urwane zdanie;
„[...]były
prawdziwe. Ucieczka, której mężczyzna się podjął, była dla niego upokarzająca,
ale konieczna.” – powtórzenie;
„[...]cała
mimika twarzy jego towarzyszki drży.” – twarz może drżeć, ale mimika? – nie
wydaję mi się;
„W tym momencie wierzchowiec przeszedł
do kłusa, wyraźnie już zmęczony.” – przyspieszył, „wyraźnie już zmęczony”? Może
„choć był już wyraźnie zmęczony”;
„bardzo trudno było określić — kiedy
kobieta załatwia swoje potrzeby?!” – po „określić” powinna być kropka;
„[...]moc zdecydowanie bladła.” – nie
wiem, czy moc może zblednąć, mimo wszystko to określenie mi nie pasuje,
natomiast słowo „malała” byłoby odpowiedniejsze;
„Theo
w tym momencie stracił pojęcie, co może robić.” – zamieniłabym „może robić” na
„mógłby zrobić”;
„Każdy normalny zorientowałby się, że
coś, co zieje ogniem i zrzuca konary drzew jak zapałki, to jest smok.” – przecinek, to
raz; dwa, nie podoba mi się „to jest smok”, po pierwsze „coś [...] to jest smok”
nieładnie brzmi, prawda? Albo „jest smokiem” bez „to” albo „to smok”;
„Srebrne
łuski szeleściły, a rozbiegane oczy inwigilowały wszystko wokoło[...]” – błąd
leksykalny, „inwigilować” nie znaczy obserwować, a przynajmniej nie w tym
sensie, w jakim zostało użyte;
W
zakątkach pamięci [4]:
„[...]talentu w wątku śpiewu[...]” –
zupełnie nie pasuje mi tutaj „w wątku”;
Rozdział
XVII/W zakątkach pamięci [5]:
„[…]zdumiał się nad tym[…] – albo
„zadumał się nad tym”, albo „zdumiał się tym”;
„[…]tylko z tym przerażającą
poczwarą[…]” – „z tą”;
„[…]rozigranym wzrokiem.” –
spojrzeniem;
„[…]pomyślał jeszcze, nim
pęd odebrał mu zmysły[…]” – przecinek;
Rozdział
XVIII:
„Spokój, lecz nie śmiertelna cisza.” –
nieśmiertelna, czytając ten rozdział po raz drugi doszłam do wniosku, iż chyba
się pomyliłam, jednakże zdanie nadal niefortunnie brzmi, gdyż przynajmniej ja
cały czas mam ochotę połączyć „nie śmiertelna” w jedno słowo;
„Jego umorusana twarz wreszcie
doświadczyła szczęścia[…] – twarz nie może „doświadczyć szczęścia”;
„Śmiech, dotąd tłumiony, wyrwał się na
powierzchnię ze zdwojoną siłą.” – na powierzchnię? Może „z gardła”?;
„Deszcz, który nie tak dawko był[…] –
dawno;
„[…]niebo wzrokiem tak mocnym i
niezłomnym[…]” – spojrzeniem;
„W drodze ostateczności w grę wchodziło
zakrzykiwanie bojowe hasła[…]” – albo „bojowego hasła”, albo „bojowych haseł”;
„Wstrząs, jaki przed chwilą poczuł[…]”
– może doznał?;
W
zakątkach pamięci [6]:
„[…]dotknięcia kielicha w różnych
wysokościach.” – pasowałoby mi bardziej „na różnych wysokościach”;
„[…]męczyło ją wyjście po schodach, a
bladości jej twarzy nie skrywał nawet makijaż.” – wejście i nie mógł
skryć/ukryć;
„[…]uniesionymi wysoko brwiami – nawet
ledwie roczna Leithe[…]” – nie podoba mi się; szczerze wątpię w to, że takie
dziecko mogło cokolwiek zrozumieć, a tym bardziej „unosić wysoko brwi”;
„Ona, cesarzowa, roczyła drogą
powoli[…]” – kroczyła;
„Z pozoru niewinne i miękkie[…]” – może
łagodne?;
Rozdział
XIX:
„Trudno powiedzieć, jak wpłynęło na to
ich rozeznanie w terenie, a jak szczęście, ale raczej to drugie miało większy
skutek.” – ujęłabym to tak: „Trudno powiedzieć, jakie znaczenie miało ich
rozeznanie w terenie, a jakie szczęście, ale raczej to drugie odniosło większy
skutek.”
„[…]katar cieknący z nosów zdawał się
zamarzać na skórze twarzy.” – nie pasuje mi określenie „katar cieknący z
nosów”, katar może być „cieknącym”, ale w tym przypadku nie pasuje mi tutaj ten
„katar”; może wodnista wydzielina? Wiem, że to brzmi niesmacznie… Z resztą,
sama nie wiem, o co mi dzisiaj chodzi…;
Gdzieś zauważyłam (nie pamiętam już
gdzie), że ktoś wytknął Ci jako błąd zdanie „Lecz choć trochę miarowo.” Powiem
tak, sprzeczałabym się, ponieważ w tym przypadku „lecz” pełni funkcję spójnika,
natomiast „choć” partykuły, która ma na celu zaakcentowanie treści…;
„[…]i
splotła zgrabnie ręce na piersi.” – „zgrabnie splotła”;
„[…]szczerze oburzonym wzrokiem.” –
spojrzeniem;
„[…]okażesz chociaż najmniejsze,
rozumiesz, najmniejsze ślady wdzięczności.” – nie pasują mi te „ślady”, nie
wiem może „oznaki”, „przejaw”;
„[…]rozedrgane brwi Idalii[…]” – może
usta?;
„Reynevan zdecydowanie potrzebował
długiego snu przy ciepłym kominku, najlepiej przy gorącym wiśniowym kompocie
serwowanym przez Rosę.” – z tego zdania można wywnioskować, że potrzebował snu
przy kompocie, trochę to nielogiczne, prawda? Może po wypiciu?;
„W
przekomicznym ruchu powoli oderwał każdy z osobna palec[…]” – „z osobna każdy
palec”/ „każdy palec z osobna”;
„Odsunął powoli skałkę, która osłaniała
wejście i skrzywił się na dźwięk głuchego szurania, które towarzyszyło
czynności.” – powtórzenie;
Rozdział
XX / W zakątkach pamięci [7]:
„[...]gdzie nikt nigdy nie zazna ani
odrobiny szczęścia.” – zaznał;
„[...]jej ciało martwo podskakiwało[...]”
– może bezwładnie?;
„[...]rozszerzył oczy w akcie
zszokowania i osłupiał.” – może zamiast „w akcie zszokowania” po prostu
„zszokowany”?;
„Mimo wszystko, kiedy tylko podano[...]” –
przecinek;
„[...]puścił mimo uszu już niezliczony
raz dziwny dialekt księżniczki.” – nie podoba mi się budowa tego zdania, ale
nie mam koncepcji, jak mogłoby brzmieć.
Rozdział
XXI / W zakątkach pamięci [8]:
„Jak się wywrócisz, to ja zbierać nie
będę[...]” – może „cię zbierać”?;
„[...]głośno i ciężko oddychając.” –
lepiej by brzmiało „oddychając głośno i ciężko”;
„Znów mógł odpocząć, poukładać panujący
w zoranym ostatnimi wydarzeniami umyśle chaos.” – to zdanie przyprawiło mnie o
palpitacje; wiem, że chciałaś, by brzmiało ono ładnie, ale osobiście „chaos”
postawiłabym po „poukładać”;
„[...]dojmująca trwogę.” – „dojmującą”;
„Idalia jakby opadła bez, próbując
pozbierać myśli.” – chyba zgubiłaś słówko „sił”;
„[...]to coś, przypominającego zwinięte
naleśniki wypełnione przepysznym, mięsnym farszem, smakowało wspaniale.” –
zgubiony przecinek; powinno być „przypominające”;
Podsumowując: popełniasz naprawdę
drobne błędy (nie zważaj na to, iż wypisałam ich aż tyle), które da się
wybaczyć. Na Twoim miejscu zastąpiłabym tylko wszystkie dywizy półpauzami bądź
pauzami z racji tego, że łącznik pełni zupełnie odrębną funkcję (używany jest,
gdy przenosimy jedną część wyrazu do następnego wiersza, a także do łączenia
wyrazów). Gubisz czasami przecinki, w szczególności przy wtrąceniach, ale
każdemu się to przecież może zdarzyć. (W trakcie wypisywania błędów, wiedziona
mą naturalną ciekawością, zajrzałam na inną ocenialnię i uraczyłam się
wypowiedzią na temat Twojego bloga. Jakież było moje zdziwienie, gdy ujrzałam
tam wypisany błąd w jednym z pierwszych rozdziałów, a wersja sugerowana brzmiała
tak samo, jak moja!; niemniej jednak, mimo wytknięcia, nie zmieniłaś go.)
3/7
Kreacje
bohaterów:
Przez Twoje opowiadanie przewinęło się –
moim zdaniem – zbyt dużo bohaterów. Nie masz też o nich podstrony (co mnie
bardzo cieszy), więc opinię o nich trzeba sobie wyrobić w trakcie czytania.
Każda postać w Twoim opowiadaniu ma zarówno te dobre, jak i złe cechy, a to się
chwali. W jedną i drugą stronę łatwo jest przegiąć, ale znaleźć złoty środek –
to jest dopiero sztuka.
Zacznę ogólnie. O ile charakter
poszczególnych postaci pozostał mi w pamięci, to z wyglądem jest już gorzej.
Dopiero teraz to sobie uświadomiłam, będąc po lekturze wszystkich
opublikowanych rozdziałów, że tak naprawdę mam mgliste pojęcie o tym, jak Twoi
bohaterzy wyglądają. Przebąkujesz o kolorach oczu, włosów, ale jest tego za
mało. Przynajmniej teraz towarzyszy mi takie wrażenie. I nawet jeśli z początku
opisywałaś ich wygląd dokładnie, to tak później o tym zapomniałaś. Warto
wspomnieć o takich rzeczach raz, czy dwa, tak by w czytelniku pozostał jakiś
obraz.
Kolejnym problemem jest to, że mam
problem ze sklasyfikowaniem Twoich bohaterów. Pierwszoplanowy, drugo-, a może trzecio-?
O ile w przypadku niektórych sprawa rozwiązuje się sama, tak, przykładowo, z
Idalią, czy Jofre, mam problem. To taki drobny mankament, który nie daje mi
spokoju.
Uważam, że Twoi bohaterowie są na tyle
różni, że przestępstwem byłoby nieopisanie ich oddzielnie. Cieszę się z tego,
że każdy z nich ma swoje cechy, zachowania. To naprawdę umila czytanie, a
przede wszystkim ułatwia spamiętanie ich wszystkich.
Zacznę może od Theo. W moim odczuciu to
bardzo sympatyczna postać. To porywczy, czasem naiwny elf. Podoba mi się to, że
otoczyłaś go nutką humoru. Nie da się ukryć, że zrobiłaś z niego ofiarę losu, w
końcu ginie śmiercią tragiczną acz szlachetną (i może trochę głupią), ale
wspominam go z uśmiechem na twarzy i żałuję, że już więcej nie pojawi się w
Twoim opowiadaniu. Do gustu niezmiernie przypadła mi scena w karczmie, gdzie poznajemy
inne oblicze tego bohatera. Co jeszcze mnie urzekło? Ano to, że był w stanie
się poświęcić dla innych. A za Theo jako arbuz otrzymujesz owacje na stojąco.
Następnie pojawia się Reynevan.
Inteligentny, skrzywdzony przez życie mężczyzna. Moim zdaniem to najbardziej
charakterystyczna postać. Cechuje go cięty język, zdrowe spojrzenie na świat,
odwaga. W moim odczuciu jest to bohater pozytywny, mimo jego niezbyt uprzejmego
usposobienia. Jednakże uważam go za tchórza: ucieka cały czas, choć tak
naprawdę chyba sam nie wie, przed czym. Nie podoba mi się to, że zostawił Rosę
samą, wiem, że zrobił to z troski, ale i tak, w moim mniemaniu, to jego
największy błąd.
Rosa, mimo początkowej niechęci,
przyjęła Theo ciepło. Nieszczęśliwie (chyba?) zakochana w Reynevanie, wiadomo,
że on odwzajemnia jej uczucie, a mimo wszystko ją zostawia. Bardzo bym się
ucieszyła, gdyby się jeszcze z dwa razy ukazała, może w otoczeniu jeźdźców ze
Świątyni, którzy mnie niezmiernie zaintrygowali. Brakuje mi jej w Twoim
opowiadaniu. Tak naprawdę to byłam w stanie o niej zapomnieć, bo tak mało o niej wspominałaś w późniejszych rozdziałach.
Idalia, wspaniała poetka, owiana
tajemnicą. Skąd pochodzi: nie wiadomo. W jaki sposób jest powiązana ze smokiem
i postacią znad rzeki: też nie. Przez to Twoja bohaterka dla mnie jest bardzo
intrygująca i to ją najbardziej chciałabym poznać (drobna sugestia: może jakieś
„Zakątki” związane z Idalią?). Podoba mi się jej podejście do Jofre, filozofia,
jaką, może nieświadomie, głosi. Także ciepłe serce i siła, którą w sobie ma.
Książę, ach, książę. Jofre, moim
zdaniem, jest mężczyzną, który dużo przeszedł w życiu. Wspominałam o tym już
raz, ale nie omieszkam po raz kolejny: w młodości stracił matkę, pragnął uwagi
ojca, odrzucony i wyśmiewany przez starsze siostry. Wszystko to sprawiło, iż
zamknął się w sobie, stał się taki, a nie inny. Kryje się pod maską obojętności
i cynizmu. Tchórzy, ale kto tego nie robi? Jest mi go bardzo szkoda, naprawdę.
I cieszę się, że nadałaś mu taki charakter, a nie inny.
Maria – uch, muszę Ci przyznać, że
skrzywdziłaś biedną kobietę. Bardzo mnie poruszyła scena w lochu, do dziś nie
mogę się jej wyzbyć z pamięci. Wychowywała się na wsi, jej jedyną bliską osobą
jest wuj. Zawsze spragniona przygody, w końcu w nią wyrusza. Za co dostała
niemiłą nauczkę. Nie da się ukryć, że ma wybujałą wyobraźnię, a także, że jest
bardzo odważna.
Andrea... Czy ja już wspominałam, że
bardzo jej nie lubię? Nie mam wcale na myśli jej sposobu wysławiania się, ba!,
uważam, że to dodaje jej uroku, ale kiedy tylko się pojawiła, nabrałam w
stosunku do niej podejrzeń. Jest taka niewinna, słodka i dobroduszna, że aż
trudno w to uwierzyć. Ciekawe jaka się okaże tak naprawdę.
Avia, jedna z wielu elfów, jakich
ukazałaś w tym opowiadaniu. Przyjaciółka Theo, członkini grupy rebeliantów pod
dowództwem Zawieji. O dobrym usposobieniu, w końcu pomaga w ucieczce Reya i
Marii, nieprawdaż? Niestety jednak, nie przypadła mi do gustu w momencie, w
którym odwiodła Theo od poszukiwania Reynevana.
Belaqua – bardzo nie jej nie lubię, ale
to bardzo. Za pojmanie Reya i Marii, za jej bezduszność. Według mnie to ona
jest czarnym charakterem w tej historii.
Zawieja – mało go, mało, ale trochę
jest. Wrażenia: niezbyt pozytywne. Ma jakąś misję do spełnienia i to robi, a to
ważne.
Ramón to ciekawa postać, podwójny
zdrajca – to się nie zdarza często. W moim wyobrażeniu to wysoki, smukły elf, o
przyjemnym, melodyjnym głosie i, nie wiem, czemu, brązowych oczach (jeśli
wspominałaś jaki ma kolor oczu, to przepraszam, ale nie pamiętam). Mimo zdrady,
lubię go. Jest ciepły, przynajmniej dla mnie.
Leithe – małe, niewinne dziewczę, z
którym niewiadomo co się obecnie dzieje. Słodka Ci wyszła, bardzo. Poza tym
bardzo lubię dzieci, więc chyba stąd ta moja sympatia. Poza tym mam ochotę ją
wziąć w ramiona i mocno utulić. Trochę to dziwne, prawda? Ale odzywa się mój
instynkt macierzyński.
Shemar i Grellin. Tego pierwszego
kojarzę dobrze, drugi natomiast przywodzi mi na myśl małego i upierdliwego
gnoma. Ale fajny jest jego szaliczek, o tak.
I jeszcze paru elfów, ach tak, i
zniewieściały Alessandro.
Podoba mi się Twoja nietypowa kreacja
elfów – brak większych zdolności magicznych, upodobnienie ich w pewnym stopniu
do ludzi. Podoba mi się ich barbarzyństwo, ta typowo zwierzęca cecha (w sumie
to człowiek jest najgorszym potworem).
Wachlarz postaci jest duży, niektórym
poświęcasz strasznie mało uwagi, a jednak jakoś wszystkich (tak myślę) udało mi
się spamiętać. Jeśli kogoś pominęłam, to przepraszam. Twoi bohaterowie
wzbudzają mieszane uczucia, jest paru dobrych, paru złych. Mimo wszystko czuję
się trochę tym wszystkim przytłoczona, dlatego ujmę Ci jeden punkt.
6/7
Pomysł:
Jeśli o tę kwestię idzie, pod względem
tematyki nie wyróżniasz się niczym. Moda na elfy była, jest i będzie, ale muszę
Ci przyznać, że jest to pierwsze takie opowiadanie, które przeczytałam z chęcią
i uśmiechem. Według mnie wyróżnia Cię Twój sposób kreowania postaci, każda z
nich ma swój niepowtarzalny charakter i pod tym względem nie mogę Ci zarzucić
braku oryginalności. Nie miałam też zbytnio pomysłu gdzie mogłabym Ci przyznać
punkty za „W zakątkach pamięci”, ostatecznie padło na to kryterium. Jedyna moja
drobna uwaga jest taka, iż powinnaś dodawać je trochę częściej, zwłaszcza, gdy
wprowadzasz nowych bohaterów.
4/5
Podstrony:
Wydawać by się mogło, że wszystko jest
w porządku. Podstrony masz rozbudowane, opisy ciekawe, jest też miejsce na
spam, ku Twej chwale, co by nie zaśmiecać niepotrzebnie bloga. „Portretownia”,
w której są tylko dwa obrazki, ten drugi jest niezwykle urokliwy, linki są
bardzo ładnie pogrupowane. Z boku informacje i archiwum bloga. No właśnie,
nieszczęsne archiwum. Nie chcę Ci niczego narzucać, ale moim zdaniem każde
opowiadanie powinno mieć spis treści. Nigdy nie rozumiałam też zbytnio
przeznaczenia zakładek typu „Informuję” – moim zdaniem powinnaś zostawić to na
komentarze, gdzie ktoś ewentualnie mógłby wyrazić ochotę na bycie informowanym,
ale wypisywanie, kogo zawiadamiasz o nowych postach – hm, dla mnie to podchodzi
trochę pod chwalenie się.
5/6
Dodatkowe
punkty:
Zawsze staram się znaleźć w opowiadaniu
coś, co je wyróżnia na tle pozostałych, niekiedy, niestety, na siłę. Z
przyjemnością mogę powiedzieć, że w Twoim przypadku tych plusów nie musiałam
się dopatrywać. Dodatkowe punkty przyznaję Ci za:
-
teksty Reynevana – jeszcze nigdy
indywidualizm postaci mnie tak nie bawił podczas czytania;
-
porównanie Theo do arbuza;
-
barwne słownictwo i pobudzające
wyobraźnię opisy;
-
podstronę o Autorce;
-
„W zakątkach pamięci [4]”.
5/5
Podsumowanie:
Twój blog wyróżnia się na
tle innych i z całą pewnością będę dalej śledzić losy Twoich bohaterów. Jak już
wcześniej napisałam, bardzo jestem ciekawa tego, jak się to wszystko rozwinie. Na
Twoim miejscu zredukowałabym ilość postaci, bądź też poświęcała co ważniejszym
więcej uwagi. Zdobywasz w sumie 65 punktów, co daje Ci ocenę bardzo dobrą. Gratuluję!
O rany, rany! Opłacało się tyle czekać. Po pierwsze niezmiernie dziękuję ci za ocenę, za wytknięcie błędów, za wszystko generalnie. Dzięki tobie mam teraz swój szlachetny notesik zapełniony całymi czternastoma punktami w których napisałam sobie, co też muszę zmienić w drodze ku upragnionej doskonałości. XD
OdpowiedzUsuńHumor? Matko jedyna, ja i humor?! Szczerze powiedziawszy, komiczne kwestie wychodzą spod mojego pióra (czy raczej klawiatury) całkowicie... hm, naturalnie, przypadkowo. Nigdy nie miałam specjalnie wyrafinowanego poczucia humoru, ale miło, że wstawki przypadły ci do gustu :)
Idąc dalej, co to ja miałam... a! Naprawdę, jesteś pierwszą oceniającą, która wytknęła mi tak solidnie wszystkie moje błędy i potknięcia i wreszcie powiedziała otwarcie, że nawtykałam tam krocie bohaterów, a potem ich porzuciłam. Tak, to prawda, jestem złym człowiekiem. A to wszystko wzięło się z tego, że pierwsze rozdziały opowiadania pisałam w sumie dla siebie, dla zabawy, bez jakiegokolwiek planu. I nie wiem jak to zrobiłaś, ale wspaniale wyczułaś moment, w którym wszystko zaczęło nabierać kształtów w mojej głowie.
Ale czemuś nie dała znać, że sobie spokojnie czytasz czy oceniasz i żebym dała sobie spokój z tym całym remontem? :) Przecież bym ci życia nie uprzykrzała!
Wydaje mi się, że w prologu błędy wzięły się z tego, że nie przeczytałam go dokładnie po przepisaniu i chyba zapomniałam o kilku zdaniach, które miały być w osobnym akapicie właśnie po słowach "ale nie to było najgorsze".
Rozpiszę się, wiem, ale chcę odpowiedzieć na wszystko. Wydaje mi się, iż o zawodzie Reynevana pisałam już wcześniej, jeśli nie - z pewnością uzupełnię braki. Wygląd bohaterów też opiszę częściej, bo najzwyczajniej w świecie nie pomyślałam o tym.
Różne dziwne błędy pauzowo-dywizowe na początkach to wina mojej beznadziejnej wiedzy na temat poprawnego zapisu, którą mogłam się wówczas poszczycić. Znaczną część już zmieniłam, ale jeszcze nie wszystko zdołałam. Tak się jeszcze "pochwalę", że na początku ani tekstu nie justowałam, ani akapitów nie używałam... ech. A co do niepoprawienia któregoś z wytkniętych mi błędów - istnieje duże prawdopodbieństwo, że po prostu nie przeoczyłam jeden fz iluśtam. :P
Dobra! Nie rozpisuję się jeszcze bardziej, bo dostaniesz oczopląsu. Ogromnie dziękuję za wkład włożony w ocenę i możesz być pewna, że się do rad zastosuję! :)
Piękny debiut, Psinko! :3
A, jeszcze mi się przypomniało - moje "informuję" służy do tego, żebym ja sama pamiętała, komu o nowych rozdziałach mówić. Zrobiłam sobie już listę na gg, ale niektórych informuję na blogach, więc to po prostu kwestia tego, że jest mi wygodniej. :P Choć w sumie prawda jest taka, że kto ma wejść to wejdzie. XD
UsuńAmen.
Bardzo się cieszę, że jesteś zadowolona z oceny, starałam się, jak mogłam :) Trochę dziwnym mi się wydało, że nikt wcześniej nie zwrócił Ci uwagi na ilość, a dokładniej na nadmiar bohaterów. Reynevan był żołnierzem, to pamiętam i, bodajże tajnym agentem, jeśli mnie pamięć nie zawodzi.
UsuńŚcielę się,
Psia Gwiazda.
W razie gdyby mój blog [wiecej-niz-slowa] uległ przeterminowaniu, to proszę o ocenę pomimo to.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło! :)
Oczywiście, że zostanie oceniony :)
UsuńŚcielę się,
Psia Gwiazda.
No, to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko wyczekiwać oceny :D
Usuń