17.9.12

[250] na-rozstajach-drog.blogspot.com

Edytuj post

Autor: Imloth


Pierwsze wrażenie:

Przyznam się szczerze i bez bicia, że pierwsze skojarzenie z adresem bloga nie było zbyt pozytywne. Przywodzi mi on na myśl ckliwe i mdłe opowiadanie o rozterkach butnej nastolatki, która nie wie, jaką drogę życia obrać. Ale z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że zazwyczaj pierwsze wrażenie jest mylne i dlatego, niezrażona zupełnie owym adresem, wchodzę na stronę. Z niezadowoleniem stwierdziłam, iż nic nie wskazuje na to, z czym będę miała do czynienia.
Po dłuższym zastanowieniu się nad adresem i próbie odnalezienia w nim jakiegokolwiek głębszego sensu, doszłam do wniosku, że, mimo iż filozofia jest mi zupełnie obcą dziedziną, może jednak jakieś ukryte znaczenie tutaj jest. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że „Na rozstajach dróg” odnosi się do sytuacji, gdy, jak to w życiu każdego człowieka bywa, stajemy przed trudnymi do podjęcia decyzjami. Jednakże nadal nie domyślam, o czym może być opowiadanie. Chyba że moje czysto teoretyczne dywagacje są chociaż w pewnym stopniu prawdą. Ale!, nim się rozpędzę, przeczytam porządnie. Wracając do treści właściwiej...
Właściwie, tak naprawdę to pierwsze wrażenie jest trzecim. I najlepsze wywarł na mnie szablon poprzedni, a dokładniej nagłówek... Ale o tym w następnym punkcie.
Podoba mi się bardzo cytat Dantego Alighieri. Całkiem tu przyjemnie.

8/10

Szata graficzna:

W związku ze zmianą wystroju, modyfikacji musiała ulec również i jego ocena. Jak już wspomniałam w poprzednim punkcie, poprzedni wystrój bardziej mi przypadł do gustu. Jednakże pamięć człowieka jest ulotna, a moja już w szczególności, więc nie będę się zbytnio rozwodzić nad tym, co mnie wcześniej urzekło, a czego zabrakło w obecnym szablonie.
Jest ciemniej, a tak mi się przynajmniej wydaje. Nagłówek, owszem, ma swój urok, nawet, będąc już po lekturze opowiadania, jestem w stanie domyśleć się, co on przedstawia. Więc, uważam, że znajduje się tutaj Idalia, smok (choć mam o nich zgoła inne wyobrażenie), a także cesarstwo Ostii. Ale napis jest tu naprawdę nie na miejscu, gdyby było to powtórzenie cytatu z belki – czemu nie. Jednak zamieszczanie w nagłówku adresu bloga zupełnie mi nie odpowiada.
Pod względem kolorystycznym nie jestem Ci w stanie nic zarzucić, idealnie wstrzeliłaś się w moje gusta. Nie jest za ciemno, nie jest za jasno, tło bloga z tłem postów tworzy ładny kontrast. Czcionka jest czytelna, nie musiałam używać żadnych skrótów klawiszowych, by ją powiększyć.
Mam drobną uwagę, póki co menu prezentuje się nieciekawie, dobrze by było, gdybyś drugą linijkę wysunęła na środek (nawet nie wiem, czy tak się da, uch, ale ze mnie ignorantka), gdyż teraz po prawej stronie jest trochę pusto. Przydałoby się także trochę powiększyć tę czcionkę, niby nie jest źle, ale może być zawsze lepiej, prawda?
Podobają mi się nazwy, chociaż te starocie zamieniłabym na coś innego. Może skoro masz „Kroniki najnowsze” to „Kroniki najstarsze/starsze”?
Podsumowując, bardzo tu ładnie i skromnie, a i przejrzyście, także:

8/10

Treść:

Przeczytałam wszystko, wzdłuż i wszerz (a nawet na wskroś) i mam mieszane uczucia. Ale zacznę może od początku, tak, jak należy.

Prolog...

...prologiem, który mogę określić tylko jednym słowem: zwięzły. I ja rozumiem przez to: krótki i treściwy. Taki powinien być, ktoś powie. Zgadzam się całkowicie, w dodatku tajemniczy... Tylko, no cóż, taka nieszczęsna rola prologu: powinien zaciekawiać, wciągać. Gdybym była tylko przypadkowym czytelnikiem, cóż, na wstępie pewnie moja przygoda z tym opowiadaniem by się z miejsca skończyła. A szkoda. Owszem, element zaskoczenia na samym końcu był trafny i udany, a i opisy też niczego sobie, jednakże czegoś mi zabrakło.
Skoro już o opisach wspomniałam ­– są one barwne i szczegółowe, a to się chwali. W pewnym momencie stosujesz perspektywę, którą bardzo lubię, a choć nie jest ona tutaj zbyt rozbudowana, sprawia wrażenie dobrze wkomponowanej. Budujesz świat przedstawiony w sposób bardzo ładny i przede wszystkim dokładny, a człowiek z dobrze rozbudowaną wyobraźnią widzi, czuje i słyszy. Skupiasz się na pozornie nieważnych rzeczach, ale dzięki temu nadajesz otoczeniu niepowtarzalnego charakteru. Wszystko zdaje się być dokładnie przemyślane i dopracowane.
Początkowo przedstawiasz obraz podbitego miasta, gdzie króluje rozpacz i śmierć. Tutaj czytelnik może poczuć swąd spalenizny, usłyszeć płacz pokonanych, zobaczyć niebywałe okrucieństwo wobec niewinnych. Natomiast drugi obraz stanowi swoistego rodzaju kontrast, tam panuje cisza i względny spokój. Bardzo zgrabnie opisujesz postać na klifie i przede wszystkim sprytnie wplatasz niektóre elementy, jak przykładowo blizna, która ma swoją odrębną historię. Ale o tym później. Cóż jeszcze? Przede wszystkim ważny jest element zaskoczenia, który u mnie niestety wywołał grymas niezadowolenia – ów mężczyzna okazuje się być elfem; cóż, niestety za tymi przedstawicielami fantastyki, jeśli mogę to tak określić, zbytnio nie przepadam. Chociaż może się wkrótce przekonam.
Mam tylko jedną, niewielką uwagę i wiąże się ona z tym, co napisałam wcześniej, a mianowicie, czego mi zabrakło. Otóż, rozumiem, iż taki był Twój zamiar, by skupić się na samej postaci, jednakże dobrze by było, gdyby oba prezentowane obrazy były jednakowej długości. Pierwszą część bym nieznacznie rozbudowała.
Jakie są moje odczucia po tym wstępie? Mieszane, to dobre słowo. Z jednej strony perspektywa, element zaskoczenia, z drugiej, tak, jak już wspomniałam – czegoś zabrakło. Spodobał mi się sposób, w jakim posługujesz się słowem, Twoje opisy są barwne i wiem, że w tej kwestii raczej nie będę miała się do czego przyczepić. Nie jestem jeszcze w stanie stwierdzić, czy Twoje słownictwo jest bogate, ale z zadowoleniem mogę powiedzieć, że na pewno nieubogie.

W zakątkach pamięci... [1]

Na początku, chciałabym powiedzieć, że sama nazwa jest szalenie intrygująca, a za tę koncepcję niewątpliwie należą Ci się pochwały. Pierwszy raz spotykam się z tak świeżym i, uch, muszę użyć tego słowa, dziewiczym pomysłem. Spodziewałam się, iż tutaj będzie prowadzona narracja pierwszoosobowa i rzeczywiście, tak jest w następnych zakątkach, ale nie wybiegajmy tak wprzód.
Cóż mogę powiedzieć, fragment jest naprawdę krótki, ale z pewnością ważny w całej historii. Nadal otaczasz swoje postacie nutką tajemnicy, nie ujawniasz ich imion. Zwracasz się również bezpośrednio do czytelników, dając do zrozumienia, że oni też są częścią tego opowiadania. Grasz na zmysłach, jeśli wolno mi ująć to w ten sposób, pozwalasz cieszyć się stworzonym przez Ciebie obrazem, emocjami zakochanych. Wprowadzasz elementy ze świata elfów sprytnie i z rozwagą, szkoda tylko, iż nie ujawniłaś, jak się nazywa ta „planeta” (tak mi się wydaje), pojawiająca się za księżycem.
Ta część pozostawia pewien niedosyt, jest zdecydowanie zbyt mało rozbudowana, w moim odczuciu za szybko się kończy. Kiedy już zaczęłam czuć zapach jeziora, słyszeć świergot ptaków, słowem: wczułam się... To wszystko tak nagle zniknęło. Ach, no i ten wieczny wątek miłości, cóż my byśmy bez niego zrobili.
Sama nie wiem, co o tym fragmencie sądzić. Jedyna myśl, która mi błądzi po głowie to: za krótko! Tak jak przypuszczałam, nie zawiodłam się co do opisów, a o dialogach wypowiem się później, gdyż tutaj, no cóż, dużo ich nie ma.

Rozdział I

W końcu dotarliśmy do części najbardziej pożądanej, czyli rozdziału pierwszego. W porównaniu z poprzednimi fragmentami, ten jest dużo bardziej obszerny, ale dla mnie, miłośniczki tekstów o niebotycznych długościach, nadal krótki. Jednak długość rozdziału to nie rzecz najważniejsza, a treść, jaką niesie.
Zaczynasz od rozmyślań bohatera, jego wspomnień. Tym samym w pewien sposób przybliżasz niedawne wypadki, jednocześnie tworząc realia swojej historii. Przedstawiasz dwa wrogie obozy, elfów i ludzi, a tocząca się wojna to tło dla przygód bohaterów, co niestety już nie wieje świeżością i oryginalnością. Pozwolę sobie zacytować jedno zdanie, które mnie przeogromnie urzekło: „I wśród elfów, słynących z wysokiego progu moralności, zaczęło obowiązywać prawo dżungli.” Upodabniasz długouchych do ludzi, a nawet do zwierząt, nie czynisz z nich stworzeń o nadprzyrodzonych zdolnościach, a to już, moim zdaniem, niespotykany pomysł.  (Co prawdopodobnie jest wynikiem mojego niezbyt wielkiego zainteresowania tematem.)
Nie da się nie zauważyć, że w Twojej twórczości prym wiodą opisy, a to się chwali. Zwłaszcza, jeśli są one na tyle szczegółowe, by czytelnik mógł sobie wszystko dokładnie wyobrazić, a jednocześnie nie czuł się przytłoczony nadmiarem informacji. Nie ma niedopowiedzeń, wszystko jest klarownie napisane.
Podoba mi się sposób, w jaki pozornie nic nieznaczące rzeczy wplatasz w swoją historię. Mam na myśli scenę, w której Theo (ach, zapomniałabym, nasz długouchy bohater w końcu przestał być bezimienny!) przekracza bramy miasta Verdun, gdzie napotyka pijanych strażników. Dostarczasz czytelnikowi parę informacji o ostijskiej armii, a wszystko wydaje się być niewymuszone, niesamowicie lekkie!
Nie umknął też mojej uwadze fakt, iż starasz się do swojej historii wprowadzić humor – co, muszę przyznać, wychodzi Ci całkiem nieźle. Scena w karczmie, moim zdaniem, jest przekomiczna i w trakcie jej czytania ubawiłam się do łez.
W końcu doczekałam się dialogów! Aż mi się ciśnie na usta moje ulubione ostatnimi czasy powiedzenie: szału ni ma, d... nie urywa, staniki nie latają. Może wydawać się trochę nie na miejscu, ale to jedyne określenie, jakie przyszło mi na myśl. Nie jest ono w żadnym bądź razie obraźliwe, chyba każdy mniej więcej rozumie, o co mi chodzi. A jeśli nie, to spieszę z wyjaśnieniami. Cóż, jestem po lekturze całego opowiadania, więc w porównaniu z następnymi rozdziałami, dialogi w tym wypadają dość... Sucho? Zabrakło mi trochę określeń występujących po wypowiedzi bohatera, tych wspaniałych not odautorskich, ale zdecydowanie tutaj nadrobiłaś opisami i, oczywiście, kreacją postaci, a w szczególności Reynevana.
Twoi bohaterowie zapowiadają się na nietuzinkowych i oryginalnych. I choć o Theo nie wyrobiłam sobie jeszcze konkretnego zdania, to Rey od razu przypadł mi do gustu, ten jego indywidualizm, cięty język... Khm, rozpędziłam się, a przecież mam na to oddzielny punkt. Idąc dalej...
Jak już wspomniałam na początku, rozdział jest o wiele dłuższy od tych dwóch poprzednich ogryzków, a ja naprawdę bardzo lubię obszerne teksty. Jak i w „Zakątkach...” sprytnie wprowadzasz parę elementów ze świata elfów. Są opisy sytuacji, otoczenia, no i uczuć. Podoba mi się coraz bardziej Twój styl, a to przecież dopiero początek!

Rozdział II

Dwa pierwsze zdania wprawiły mnie w niebywale dobry nastrój, który mniej więcej w połowie odrobinę przygasł. A czemu? Zaraz do tego dojdę.
Nie mogę się powstrzymać od uśmiechu podczas czytania wypowiedzi Reynevana, naprawdę! Wzbudza on we mnie tak pozytywne uczucia, że aż sama się sobie dziwie. Ostatnimi czasy żaden bohater nie przypadł mi do gustu tak bardzo, jak ten. Znów się rozmarzyłam!
Na początek parę pochwał, w końcu dają one dużo więcej satysfakcji niż nagany. Przede wszystkim w moim odczuciu ten rozdział wypadł Ci niesamowicie lekko. Czytałam go z ogromną przyjemnością i choć może nie należy on do najlepszych, to zdecydowanie zapadł mi w pamięć. Po raz kolejny zachwycałam się Twoimi opisami, a moja wyobraźnia szalała z radości. Chcę Ci za to serdecznie podziękować. Dawno już nie czytałam opowiadania o tematyce niezbyt przeze mnie lubianej, które tak przypadłoby mi do gustu. Są tu zdania zarówno proste, jak i złożone, a dzięki temu Twój tekst zachowuje płynność. Powtórzę się po raz któryś tam już z kolei: umiejętnie wprowadzasz nazwy/elementy ze świata długouchych, a w tym rozdziale jeszcze doszło parę regionalnych słówek. Och tak! Tego mi właśnie było trzeba.
Podoba mi się to, że wszystkiemu poświęcasz mniej więcej tyle samo uwagi, opisujesz wszystko bez przesadnej dokładności, jednocześnie będąc szczegółową i precyzyjną. Czytelnik jest w stanie poczuć spokój, panującą w domu ciepłą atmosferę (mimo początkowej niechęci Rosy do elfa). Jednak sielanka jak się szybko zaczyna, tak też szybko kończy.
Przejdę zatem do części mniej przyjemnej. W tym rozdziale pojawił się jeden, maleńki szkopuł, który przyćmił moje początkowe zadowolenie. Moim zdaniem niepotrzebnie nadałaś takie tempo, nie pozwoliłaś czytelnikom nacieszyć się spokojem bohaterów, ich szczęściem. Rozumiem, taki był Twój zamiar... Jednakże moja pierwsza myśl brzmiała: za szybko!

Rozdział III

Dostarczasz czytelnikowi tak dużej dawki humoru, że ja, podczas czytania, dostałam kociokwiku. Powtórzę się po raz kolejny: zachwyca mnie indywidualizm Twoich postaci, ich dialogi, a wszystko dzięki dowcipności i przewrotności. W sprytny sposób kreujesz swoich bohaterów, nadając im zupełnie różne cechy, a przy okazji pokazujesz, że osoby o pozornie różnych osobowościach są w stanie się dogadać. Bardzo mi się to podoba, naprawdę.
Czy już wspominałam, że uwielbiam narracje trzecioosobową? (Nie wiem, dlaczego mój Word twierdzi, że to się pisze oddzielnie, głąb jeden.) Nie? To teraz już wiecie. A czemu? Wyjaśnienie jest dosyć proste (tak, zaraz przejdę do części właściwej). Narrator ma dostęp do myśli i uczuć bohaterów, a także swobodę ruchu w czasie i miejscu. Możliwości są naprawdę ogromne, aż się łezka czasem w oku kręci, gdy widzę, że niektórzy ich nie potrafią wykorzystać.
Na całe szczęście, nie można Ci tego zarzucić. Podoba mi się przeskok z lasu do domu Rosy, gdyż dzięki temu dowiadujemy się o tej bohaterce istotnych rzeczy, a także paru o tajemniczych jeźdźcach z Zakonu.
Tak naprawdę, to mam jedno zastrzeżenie. Na łamach raptem trzech rozdziałów i prologu przedstawiasz wielu bohaterów, wprowadzasz dużo wątków, a wiem, że będzie ich jeszcze o wiele, wiele więcej. Ale o tym może w podsumowaniu, och, będą baty!

Rozdział IV

Pierwsze, co pomyślałam, to: och nie!, kolejni bohaterowie. Rozumiem, że są oni drugoplanowi, rozumiem, ale, no przyznaj szczerze, czy nie jest ich zbyt dużo? Odnoszę dziwne wrażenie, że wciskasz niektórych po prostu na siłę, ot tak, aby byli. I wiem, że jeszcze trochę ich będzie. Co ja to miałam... A tak!
Opowieść wydała mi się nieco zbyt patetyczna, ale w gruncie rzeczy podobała. Ujęłaś w niej wiele cech elfów, które sama wykreowałaś, pokazałaś ich z tej „gorszej strony”. (Nie wiem, czemu, ale mi elfy zawsze kojarzyły się z potulnymi istotami, żyjącymi w zgodzie z przyrodą i innymi rasami.) Cieszę się, że stworzyłaś ich takimi.
Zbił mnie z pantałyku ogromny napis „rozdział 7” i przez chwilę siedziałam w pewnym skupieniu, czy przypadkiem mi coś nie umknęło. Całkowicie wybiłaś mnie tym z rytmu.
Scena z Reyem wydała mi się interesująca i wplotłaś ją w dobrym momencie. Mam tylko jedno zastrzeżenie: jest trochę zbyt krótka. Wiem, że jestem straszna, ale chciałabym poczytać o tym, jak nasz żołnierz walczy z tymi wilkami. Przydałoby się trochę rozbudować ten fragment, a wiem, że zrobiłabyś to porządnie, dzięki czemu moja wyobraźnia znów by się rozszalała ze szczęścia.
Jeszcze jedna uwaga: zabrakło mi w tym rozdziale większej ilości dialogów. Wprowadziłaś naraz tyle postaci, że aż się prosi, by było więcej rozmów. O ile w poprzednich rozdziałach to mi nie przeszkadzało, o tyle w tym owszem.

Rozdział V / W zakątkach pamięci [2]

Jedyne zakątki prowadzone narracją pierwszoosobową. Jak już wcześniej wspomniałam, po tytule spodziewałam się, że tak będzie we wszystkich, no cóż. Nie twierdzę, że to źle, dla mnie nawet lepiej, gdyż z niezrozumiałych powodów mam awersję do tejże narracji.
Mimo to, podobał mi się ten rozdział. I nie, wcale na koniec nie odetchnęłam z ulgą i nie pomyślałam: och, Rey żyje! Z jakich względów te zakątki przypadły mi do gustu? Ano dlatego, że w końcu zaczęłaś nawiązywać do napoczętych wcześniej wątków. Wyjaśnia się kwestia blizny Theo, a także jego ukochanej. Nie powiem, żebym się spodziewała takiego obrotu sprawy i dziękuję za ten element zaskoczenia.
Urzekła mnie jedna rzecz, a mianowicie: Twoje opisy sprawiają, że ja, jako czytelnik, odczuwam bardzo silne emocje. Złość, żal, współczucie. Piszesz w taki sposób, że jestem w stanie współodczuwać wszystko razem z postaciami. Brawo!

Rozdział VI

Naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego naraz wprowadzasz tylu bohaterów. To przytłaczające i wprowadzające mętlik w głowie czytelnika. I jeszcze gdyby to były epizodyczne postacie, to jakoś mogłabym to zrozumieć. Za dużo, zdecydowanie za dużo.
Co mi się podobało w tym rozdziale? Ano zmiany, jakie wprowadziłaś, a dokładniej to, co dodałaś. Ktoś Ci zwrócił na to uwagę, już nie pamiętam, kto i gdzie, ale cieszę się z tego, że ją rozpatrzyłaś. To zdecydowanie wyszło Ci na dobre, bo i mi wcześniej wydawało się dziwne to, że nie opisałaś w najmniejszym stopniu tego, co książę zobaczył. Nie jestem pewna, ale zdaje mi się, że przed zmianą czytelnik dopiero w następnym rozdziale dowiadywał się o tym, co się wydarzyło w zamku. To po pierwsze, a po drugie: urzekł mnie początek, ta krótka charakterystyka obu postaci jest świetna, te pytania. Widać, że miałaś pomysł na ten rozdział.

Rozdział VII

Podobają mi się wypowiedzi Twoich bohaterów. Są zabawne, lekkie i przyjemnie się je czyta. Czy ja się przypadkiem zbytnio nie powtarzam? Uch, odnoszę takie paskudne wrażenie, naprawdę.
Pomimo początkowej niechęci do Twoich dwóch, nowych bohaterów, a mianowicie poetki i księcia (małej księżniczki nie biorę pod uwagę, bo jest przeurocza, a poza tym kocham dzieci!), w końcu się do nich przekonałam.
Podobały mi się rozmyślania Jofre, a nawet jego egoizm. Chociaż sama z pewnością nie postąpiłabym tak, jak on (za swoją siostrę dałabym się pokroić), to postarałam się go zrozumieć i udało mi się to.
Ale jednego nie mogę pojąć. Szczerze mówiąc, byłam przekonana, że grupa elfów, którą jako tako nam przedstawiłaś (skromnie, bo skromnie, ale zawsze jakoś), wcieli swój plan w życie i podbije to cesarstwo, a tu nagle się okazuje, że jednak zrobił to ktoś inny.
Nie wiem, dlaczego, ale ten rozdział wprowadził chaos w Twoje opowiadanie. I chyba wszystko zepsuło to, co opisałam w akapicie poprzednim. Cieszę się, że zaskakujesz czytelnika, ale jednocześnie, moim zdaniem, wprowadzasz niepotrzebny zamęt.

Rozdział VIII

Napiszę tyle: załamałam ręce. Na pewno wiesz, dlaczego. Nie, nie chodzi o wujka. Dla niewtajemniczonych: czytelnik w tym rozdziale poznaje... (Uwaga, uwaga!, werble proszę...) Kolejną bohaterkę, mianowicie Marię (pieszczotliwie nazywaną Marynią, czy też Marysieńką), ale jestem w stanie Ci to wybaczyć ze względu na Reynevana (i tylko dlatego!). No i może ze względu na to, co się wydarzy później.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się takiej reakcji księcia. W końcu jakiś obwieś chwycił jego młodszą siostrę! Odnoszę też dziwne wrażenie, że gdyby nie pozostali bohaterowie, to nasz Jofre już dawno gryzłby ziemię. (Albo, jak kto woli, wąchał kwiatki od spodu.) Wydaje mi się on strasznie nieporadny.
Podobają mi się Twoje opisy. Wiem, że już nie raz, nie dwa o tym wspomniałam, ale skoro robię to po raz kolejny, to chyba o czymś świadczy. „Małe i mokre jeszcze od porannego deszczu drobinki ziemi, którymi ubrudzone miała dłonie, zebrały się na kosmykach i zalśniły ciepłym brązem w słońcu.” To zdanie, nie wiem, czemu, ale mnie niesamowicie urzekło. Zawsze uwielbiałam grę kolorów, a Ty, zdaję się, też ją lubisz. W każdym bądź razie, używanie jej wychodzi Ci naprawdę świetnie.

Rozdział IX

W małych ilościach i rzadko dawkujesz informacje o swoich bohaterach. Przykładowo: Reynevana poznajemy w rozdziale drugim i, o ile mi coś nie umknęło, dopiero teraz dowiadujemy się, że był żołnierzem. Trochę późno, nie uważasz? To jedno z paru zastrzeżeń, jakie mam do Twojego opowiadania.
Dostarczasz mnóstwo rozrywki, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kto, jak kto, ale ja nawet nie podejrzewałam, że sytuacja ze schwytaniem księżniczki, to zaaranżowana przez pseudoreżysera próba sprawdzenia, czy książę to dobry aktor. A już wypowiedź księcia powaliła mnie na kolana: „A możecie już, panie Grellin, się odprzybyć i odmaszerować?”
Cieszę się, że w końcu połączyłaś losy swoich bohaterów. Gdybym miała tak ciągle skakać od jednego do drugiego, a zaraz potem do kolejnego, to, autentycznie, dostałabym kręćka. Udało Ci się to, zgrabnie wszystko skomponowałaś i, przede wszystkim, wydaje się to być takie oczywiste, jakbyś od początku do tego dążyła.

Rozdział X

Nie chcę się, po raz kolejny, zbytnio rozwodzić nad Twoimi opisami, ale myśli bohaterów odgrywają duże znaczenie w Twoim opowiadaniu. Przybliżają psychikę bohaterów, pozwalają ich lepiej poznać, krótko mówiąc: wiesz dokładnie, kiedy je zamieścić i to mi się bardzo podoba.
Myślałam, że Rey już do końca będzie gnił w tym domu na wsi, a tu proszę, taka niespodzianka. Oczywiście dużo większą było dla mnie zachowanie Marii, a to, co się dzieje później obudziło we mnie ogromne współczucie względem tej biednej dziewczyny.
Dorzucę jeszcze swoje trzy grosze do Twojej wypowiedzi pod rozdziałem. Mianowicie, domyślam się, że przekopiowałaś go z poprzedniej, onetowskiej wersji bloga (na którą nie omieszkałam wstąpić) razem z rozdziałem i zapomniałaś zmienić. Otóż: rzeczywiście, na początku było to dwanaście rozdziałów, jednakże fakt faktem, adnotacja jest pod rozdziałem dziesiątym, gdyż łączyłaś fragmenty w całość prezentowaną na blogspocie (co uważam za wyjątkowo dobre posunięcie).

Rozdział XI

Ten rozdział był ciekawy. Podobał mi się moment z Przeznaczeniem, wiem, że pojawiło się ono już wcześniej, ale nie wspomniałam o nim. Pozostaje mi tylko nadrobić, prawda? Wprowadzenie go do opowiadania to dobry pomysł, świeży przede wszystkim (chyba że jestem po prostu nieoczytana). Jednakże odnoszę wrażenie, że wcisnęłaś je do swojej historii trochę na siłę, nie odgrywa ono szalenie znaczącej roli (po prostu jest i kieruje losami bohaterów, ale to naprawdę może pozostać w domyśle).
Zaintrygowało mnie to, jak Theo i Idalia znaleźli się przy tym samym źródełku, choć poszli w zgoła innych kierunkach. To... Nielogiczne, któreś z nich musiało w pewnym momencie zawrócić. Dziwne.
Muszę się przyznać, że mnie niezmiernie zaciekawiłaś tym rytuałem. Najbardziej jednak spodobało mi się to, że, przybliżając nieco postać poetki, owiałaś ją dodatkową nutką tajemniczości. To taki lekki element zaskoczenia, ale na właściwym miejscu.
Scenę nad źródłem opisałaś w tak magiczny sposób, że jestem dla Ciebie pełna podziwu. I nie chodzi mi o jej niezwykłość pod względem wydarzeń, ale o sam opis. Gratuluję, naprawdę. Podczas czytania czułam dreszcze, przebiegające wzdłuż karku raz po raz.

Rozdział XII

Pomimo scen opisanych w tym rozdziale, podczas czytania popłakałam się ze śmiechu. Wiem, nie wypada, w końcu jego powaga wymaga czegoś innego, ale nie mogę. I nie będę ukrywać, że duży wpływ na to miał Reynevan. Jego teksty, o matko! Chyba nigdy nie przestanę się zachwycać.
Nie ukrywam też, że mnie zaskoczyłaś. Ramón, co prawda, od początku wydawał mi się nie w porządku, ale nie spodziewałam się tego, że będzie podwójnym zdrajcą. Właściwie w ogóle przypuszczałam, że tylko gdzieś mignie parę razy i zniknie, ale niestety.
Zastanawia mnie natomiast jeden fakt: jak Ty się odnajdujesz w swoich bohaterach, napoczętych wątkach? Ja bym się już dawno temu pogubiła. Postaci jest dużo, wątków jeszcze więcej. Nie mówię, że to źle, ale zarzucasz czytelnika wszystkim naraz, tak naprawdę nie próbujesz naprowadzić na to, co jest najważniejsze. Ja naprawdę nie jestem w stanie wyłowić tego najważniejszego wątku, och, no może powiedzmy: większość toczy się wokół postaci Theo, ale tak naprawdę, co jeszcze można uznać za ważniejsze?

W zakątkach pamięci... [3]

Szczerze mówiąc, nie mogłam się doczekać, kiedy pojawią się zakątki z Reyem. Chyba już wszystkim wiadomo, że darzę go ogromną sympatią (jako postać, oczywiście). Cieszę się, że pokazałaś go z małą Rosą (i muszę napomknąć, że od nadmiaru postaci prawie o niej zapomniałam). W dobry sposób pokazałaś początki ich relacji (och, czuję romans w powietrzu!).
Oczywiście, szkoda, że był taki krótki, ale cóż, nic nie poradzę. Zawarłaś w nim trochę istotnych informacji i dlatego postanowiłam nie ganić Cię za długość (a raczej jej brak).

Rozdział XIII

Wstęp mnie rozbawił (zauważyłam, że ostatnimi czasy wszystko mnie bawi, ale mniejsza z tym). Może nie aż tak bardzo, jak wypowiedzi Reynevana (chyba trochę przesadzam z nim, ale kij z tym!), ale jednak.
Cóż mogę powiedzieć, ten rozdział pozostawił we mnie niedosyt. Zabrakło mi jakiegoś rozwinięcia, oczywiście, czytając dalej, dostanę je, co i tak nie zmienia faktu. Wprowadziłaś w jednym rozdziale wiele wątków, ale żadnego z nich nie zakończyłaś. To moim zdaniem, jedno z niewielu niedociągnięć w Twoim opowiadaniu. Przytłaczasz czytelnika nadmiarem informacji, podświadomie każesz zapamiętać to i owo, ewentualnie wrócić i przypomnieć, a to trochę męczące. Dobrze, rozumiem, że nie chcesz tak od razu wyjawiać wszystkiego, ale – na miłość boską – czytelnik też człowiek. Mam nadzieję, że zrozumiałaś, co mam na myśli.

Rozdział XIV

Twoja inspiracja przywołała jakieś mgliste wspomnienie z młodzieńczych lat, kiedy też słuchałam i zachwycałam się utworami Comy. Ta faza mi minęła i zapewne nigdy już nie wróci, teraz lubuję się w zupełnie innym rodzaju muzyki. Po tej małej dygresji przejdę do części właściwej.
Ten rozdział mnie poruszył. Zdecydowanie, biorąc pod uwagę całokształt, to on najbardziej zapadł mi w pamięć. Sceny z lochu, w którym przetrzymywano Reynevana i Marię, uch, trzęsie mnie na samo wspomnienie o tym.
Nie wiem, ale gdzieś po drodze, kiedyś, utrwaliłam sobie w głowie wizerunek elfów – istot łagodnych, żyjących w zgodzie z naturą, którym barbarzyństwo, czy też okrucieństwo, jest całkowicie obce. Dlatego też naprawdę zszokowała mnie ich brutalność, bezwzględność.
Żal mi jest Marii, zdecydowanie skrzywdziłaś tę kobietę, ale rozumiem, że miałaś w tym swój cel.

Rozdział XV

Nie wiem, co mam powiedzieć o tym rozdziale. Nawet nie wiem, czy mi się podobał. Może to dlatego, że był, jak na to, co prezentowałaś wcześniej, zbyt spokojny, stateczny? Nie zdziwiłam się, że Avia chciała pomóc Reyowi. Chociaż spodziewałam się, że jej odmówi, nie przyjmie pomocnej dłoni. Do tego czasu uważałam go za zbyt dumnego, samodzielnego, a przede wszystkim silnego mężczyznę. Cóż, pozory mylą, prawda?

Rozdział XVI

Akcja, czyli coś, co tygryski lubią najbardziej. Z niecierpliwością wyczekiwałam ponownego pojawienia się smoka. Nie wiem, czy wspominałam już o tym, ale bardzo lubię te kreatury. A Twój smok jest nader interesujący – tajemniczy symbol dwóch półksiężyców, postać znad jeziora, także blizna Idalii. Wszystko to jest naprawdę zdumiewające. Powoli łączysz wszystko w spójną całość, choć jeszcze nie do końca się w tym odnajduję, ale z czasem, kto wie?

W zakątkach pamięci [4]

Szczerze mówiąc, nie rozumiem istoty tych zakątków. Naprawdę, w odniesieniu do całości, mają sens, ale wyjaśnienie jest dopiero później, a co ze wcześniejszymi rozdziałami? Dobrze, ma to związek z Jofre, jego ojcem. Ale, u diabła, nie rozumiem dlaczego umieściłaś je w tym momencie.
Ten fragment zdecydowanie się różni od innych. I moim skromnym zdaniem, tutaj nastąpił przełom. Następne rozdziały są o niebo lepsze od poprzednich, wcześniej miałam wrażenie, że to wszystko zmierza w nieokreślonym kierunku, a teraz widzę, że ma jakiś cel. Zapewne wszystko prędzej, czy później, złączy się w całość, ale póki co mogę snuć tylko domysły.

Rozdział XVII / W zakątkach pamięci [5]

Moje przypuszczenia odnośnie Twojego przełomu były całkowicie słuszne. A skąd taki wniosek? Ano, ten rozdział mnie niesamowicie urzekł, poruszył. Może przyczyniła się do tego śmierć elfa, którego, mimo jego głupoty, zdążyłam polubić? A może rzecz leży w magii tego rozdziału, w opisach. A może... Diabeł podobno tkwi w szczegółach.
Nie spodziewałam się, że uśmiercisz elfa. I nie ukrywam też, że jest mi z tego powodu niezmiernie przykro. Dodawał on Twojemu opowiadaniu humoru, lekkości – nie twierdzę, że wraz z nim to wszystko zniknęło. Jednak naprawdę szkoda.
Spodobał mi się element magii, z którymi zawsze kojarzyłam elfy. Tak, nie podlega wątpliwości, że są to istoty magiczne. Nie przeszkadzało mi to, że pozbawiłaś ich cech, które się im zazwyczaj przypisuje, nie przeszkadzało mi też to, że tak nagle obdarzyłaś swojego bohatera nadprzyrodzonymi zdolnościami.
Wiem, że zabrzmi to głupio, ale bardziej niż Theo, szkoda mi smoka. Dla mnie te potwory zawsze miały ogromne znaczenie i darzę je sentymentem. Mi kojarzą się one z wolnością; z mądrymi i wdzięcznymi zwierzętami. (Ach, za dużo się naczytałam.)
Nie podobał mi się w tym rozdziale fragment z Przeznaczeniem. O ile sam pomysł wydaje się być ciekawy, o tyle tutaj... Cóż, przesadzone, to jedyne, co mi przyszło na myśl.
Uch, wprowadziłaś poprawkę w tym rozdziale, a tak mnie intrygowało to słówko „ponoć”, spędzało mi sen z powiek. Tamto zakończenie bardziej mi pasowało, zdecydowanie.

Rozdział XVIII

Ten rozdział, w moim odczuciu, był najzabawniejszy ze wszystkich. A to wszystko przez słowa: „Jofre, sukinsynu.” Nie wiem, dlaczego, ale scena, w której Reynevan najpierw przywala księciu, a potem chce się mu przedstawić, sprawiła, że popłakałam się ze śmiechu.
Ten fragment, w porównaniu z poprzednim, był dosyć spokojny. I dobrze, bo co a dużo, to niezdrowo. Odpoczynek przyda się zarówno bohaterom, jak i czytelnikowi (który, przy okazji, będzie w stanie oswoić się z brakiem Theo).
Takie rozplanowanie fabuły bardzo mi się podoba, raz szybko, potem trochę wolniej, wszystko na swoim miejscu. Lubię akcję, to prawda, tylko, no właśnie, bez przesady. Czułabym się przytłoczona, gdyby w tym rozdziale wydarzyło się coś niespodziewanego, gdybym musiała tak, jak przy czytaniu poprzedniego, siedzieć z zapartym tchem.

W zakątkach pamięci... [6]

W poprzedniej wersji oceny treści napisałam, o ile dobrze pamiętam, że te Zakątki podobały mi się najbardziej. Kreowałaś księcia na, za przeproszeniem, skurwysyna. Cóż, a przynajmniej na bezdusznego, pozbawionego wszelkich uczuć. Nie przeszkadzała mi taka wizja, ba!, nawet mi się podobała, tylko nie za bardzo rozumiałam, co nim kieruje. Owszem, powodem mogło być pochodzenie, w końcu książę to książę, ale u niego brakowało mi tej wyniosłości, szlachetności. Swoim zachowaniem pokazywał, że nie jest dobrze wychowany, tylko po prostu chamski.
Cóż, teraz wszystko wyszło na jaw. Każdy człowiek przybiera maskę, robi dobrą minę do złej gry. Zdarzają się, oczywiście, wyjątki. Żal mi księcia, nie będę tego ukrywać. Stracił osobę, którą kochał (później pojawia się pewna informacja, która mną wstrząsnęła). Jest nieakceptowany, ignorowany przez ojca i rodzeństwo. Nic dziwnego, że po tym wszystkim, co przeszedł, stał się taki, a nie inny.

Rozdział XIX
Zastanawia mnie tajemnicze zniknięcie księżniczki i pseudo-reżysera. Czyżby Grellin (nie wiem czemu, ale kojarzy mi się on z małym, paskudnym i wrednym goblinem) był złym charakterem? A także co się dzieje z Ramónem i Shemarem?
Tworzysz – świadomie, bądź też nie – mnóstwo zagadek, dzięki czemu wciągasz czytelnika w swoją historię. Każesz czytelnikowi zastanawiać się, dajesz możliwość wyciągania wniosków. To pozytywny aspekt.
Jak wiadomo, każdy medal ma dwie strony, dobrą i złą. Pozytywną opisałam wcześniej, czas na negatywną. Jak już wspomniałam, wprowadzasz mnóstwo tajemnic. Właśnie, jest ich za dużo. Gdzie Shemar i Ramón, co się dzieje z Leithe i Homarem? Co to za symbol? Jakie jest pochodzenie Idalli i jaką tajemnice skrywa? Już wymieniłam ich dużo, a znajdzie się jeszcze więcej. Jednych to może ciekawić, drugich przytłaczać. Ja należę do tej pierwszej grupy, ale co, jeśli znajdzie się ktoś, kto nie będzie w stanie się połapać o co chodzi? O kolejnej bohaterce już nie wspominając...


Rozdział XX / W zakątkach pamięci [7]

Shemar się znalazł, ale co z Ramónem? Najpierw połączyłaś losy bohaterów, teraz ich rozdzielasz. Nie twierdzę, że to źle. W końcu więcej zabawy dla mnie, czyż nie?
Wydaje mi się, że pałac księżniczki Andrei jest kreowany na kształt utopijnego. Wszystko idealne, zadbane, pory roku nie mają wpływu na to miejsce. Między innymi dlatego zaczęłam mieć podejrzenia co do, że tak to ujmę, gospodyni.
No i ta jej uprzejmość, uch! Zdecydowanie jej nie polubiłam.
Naprawdę szkoda mi jest księcia. To, co opisałaś, było wstrząsające. Jestem w stanie zrozumieć jego postawę, wszystko. Przykre jest też to, że ma swoją łatkę – chłodnego, bezdusznego.

Rozdział XXI / W zakątkach pamięci [8]

Kolejne tajemnice, oznaczają kolejne pytania. W moim odczuciu ten rozdział był naprawdę ciekawy. Nabrałam większych podejrzeń do księżniczki, a także utwierdziłam się w przekonaniu, że Maria jest jedną z tych najsympatyczniejszych bohaterek – prosta i ciepła, a i w miarę dobrze wychowana.
Cóż mam powiedzieć, to jak na razie, koniec. Wielu wątków nie rozwinęłaś, choć zaczęłaś je w połowie i przydałoby się o nich przypomnieć czytelnikowi. Jest wiele pytań, które mam ochotę zadać, ale wierzę, że wszystko z czasem się wyjaśni.

Summa summarum, piszesz bardzo obrazowo, zgrabnie i z pomyślunkiem. Nie popełniasz rażących błędów, Twój styl niekiedy jest trochę przyciężki, ale mimo to czyta się bardzo przyjemnie i lekko. Ważnym spostrzeżeniem będzie to, że wprowadzasz strasznie dużo bohaterów i bardzo dużo wątków, życzę Ci z całego serca, żebyś się w nich nie pogubiła, co wbrew pozorom nie jest wcale takie trudne. Akcja w Twoim opowiadaniu rozwija się swoim tempem, w niektórych momentach za szybko, w innych zbyt wolno. Zmuszasz czytelnika do myślenia i łączenia faktów, zawsze uważałam to za bardzo dobry zabieg i w tej kwestii niewątpliwe należą Ci się brawa.
Muszę też powiedzieć, że jestem bardzo ciekawa finału tej historii. Jak się potoczą dalsze losy bohaterów, jak rozwiniesz napoczęte wątki.
Jeśli chodzi o sprawy techniczne...
Kompozycji wprawdzie nie mam nic do zarzucenie: są akapity, tekst wyjustowany. Przyczepiłabym się tylko do nieszczęsnych dywizów, ale o tym więcej w następnym podpunkcie.
Braku pomysłu nie mogę Ci zarzucić, bo go masz. Jednakże mam problem z wyodrębnieniem głównego wątku, po prostu w moim odczuciu wszystkie wydają się być istotne, a to nie wróży dobrze. Nie wiem, może to wynika z mojej winy, że nie potrafię go odnaleźć, ale w nawale informacji gdzieś się zgubiłam.
Opisów jest zdecydowanie dużo i nie odniosłam wrażenia, że zbyt. Po prostu one tworzą wykreowany przez Ciebie świat. Nie masz problemów z opisywaniem wydarzeń, miejsc, czy uczuć. Wszystko zdaje się być dokładnie wyważone – nie przesadzasz ze szczegółami, ale też nie ma ich zbyt mało. W tej kwestii nie mam Ci nic do zarzucenia.
Rzecz ma się tak samo, jeśli idzie o dialogi. Budujesz je poprawnie i chociaż początkowo miałam pewne zarzuty w kwestii not odautorskich, to z czasem moje wątpliwości odeszły. Cechuje je przede wszystkim naturalność, a i najczęściej w nich pojawia się humor, którym mnie po prostu kupiłaś.
Każdy kolejny rozdział coraz bardziej mnie wciągał w Twój magiczny świat, a jak napisałam już wcześniej, parę z nich zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na barwne opisy, niewybredne dialogi i indywidualizm postaci. To wszystko skomponowane w całość, daje mi, jako czytelnikowi, satysfakcję i przyjemność podczas czytania. Nie boisz się używać metafor, zdań złożonych, pobudzasz wyobraźnię czytelnika, a to moim zdaniem jest kwintesencja dobrego opowiadania.


26/30

Poprawność języka:

Zacznę od tego, iż tekst sprawdzałam dwa (w przypadkach niektórych rozdziałów nawet trzy) razy, mimo to nie jestem w stanie stwierdzić, czy wyłapałam wszystkie błędy (lata już nie te, wzrok się pogorszył, a wrodzona zdolność do zauważania niewielkich potknięć odeszła w niepamięć). Nieomylna też nie jestem, więc może się zdarzyć tak, że coś, co ja uważałam za błąd, wcale nim nie jest.
Uświadomiłam sobie w pewnym momencie, że w niektórych przypadkach miałam niemały dylemat odnośnie przecinków. W szczególności przed imiesłowami przymiotnikowymi, gdyż nadal tajniki zasad, dotyczące oddzielania ich bądź też wyodrębniania, są niezgłębione (przynajmniej dla mnie). Wynika to może z racji tego, iż większość spornych fragmentów osobiście potraktowałabym jako wtrącenia, mające na celu ubarwienie tekstu, bez których sens zdań byłby całkowicie zachowany. Zostawiam jednak tę kwestię do skomentowania przez bardziej doświadczone osoby.
No dobra!, sama sobie na to zasłużyłam. Gdy skończyłam sprawdzać Twoje rozdziały, Ty zaczęłaś je poprawiać, a ja mogłam uniknąć ponownej korekty, gdybym tylko skończyła tę ocenę szybciej. Cóż, taki mój nieszczęsny los.

Prolog:

„Nieliczne, bielsze chmurki[…]” – przecinek;
„[...]Ruiny miasta - spalone, pokruszone i nie posiadające nic z dawnego pięknapiętrzyły się pod wysokim, stromym wzgórzem.” –  nieposiadające; nie z imiesłowami przymiotnikowymi piszemy razem; pauza miast dywizu
„Odłamki kamieni, będących materiałem wyrzucanym podczas oblężenia z katapult, wciskały się w czarne pnie[...]” – brakujący przecinek;
Zatrzymam się na chwilę przy akapicie czwartym. „Jednak  to nie zgliszcza czy martwy krajobraz były najgorsze.” – tak kończysz poprzedni, wskazując na to, iż dalej będzie o tym co było najgorsze. Czytając, doszłam do wniosku, że chodzi o ową ciszę na górze, a zdaję mi się, że nie to miałaś na myśli. Osobiście od „Mimo to na samym szczycie[...]” zaczęłabym od nowego akapitu.
„[…]całe oblicze zaś sprawiało wrażenie wściekłego, przy okazji będąc pełnym smutku obrazem.” – nie pasuje mi coś w tym fragmencie, nie jestem jednak pewna co;
„Przez lewe oko, od brwi aż do żuchwy, biegła długa, nierówna i głęboka ledwo gojąca się rana od niewprawionego miecza lub noża.” – „nierówna, głęboka i ledwo gojąca się...”.
Zwrócę jeszcze uwagę na to, co kiedyś zostało Ci wytknięte. Chodzi o „popiel”, „popiołów” i „spopielonymi”. Może i nie jest to rażące powtórzenie, ale skoro już parę osób zwróciło Ci na to uwagę, wypadałoby poprawić. Zamiast „spopielonymi” mogłoby być „zwęglonymi”, a te pierwsze dwa można wybaczyć. No, to tyle w tym temacie.

W zakątkach pamięci.../1:

„Tej nocy od Przesilenia mijały już trzy miesiące. Był lipiec.” – jeżeli w elfim świecie pierwszy dzień wiosny wypada tego dnia, co w „normalnym” – że tak to ujmę – to wdarł Ci się tutaj drobny błąd formalny, mianowicie: gdyby minęły trzy miesiące byłby czerwiec;

Rozdział I:

„Ci, którzy przeżyli ich ciche napaści, godne skrytobójców[...] –przecinek;
„Piekła niemiłosiernie- dopiero[...] – zamiast myślnika powinnaś użyć półpauzy, bądź też pauzy;
„Cisza była wręcz nienaturalna- w miarę[...] – znów, półpauza lub pauza;
„[...]uda mu się dostać do karczmy, to czegokolwiek się napije.” – „to napije się czegokolwiek” lepiej by brzmiało;
„ Krajobraz raczej typowy- szlajający się od ściany do ściany pijani, dający jeszcze radę iść [...] – zgubiony przecinek;
„Nagle jednak, tuż przed swoją głową, ujrzał wysokie[...]” - dwa zgubione przecinki, wtrącenie;
„Niebieskie rękawy tuniki w cieńsze, białe paski[...]” - przecinek;
„[...]które teraz, wcale nie tak cicho, pobrzękiwało u pasa.” – jako wtrącenie wygląda to o wiele lepiej;
„[...]powtórzył z trudem, i bardziej przypominało to przeciągły jęk niż pytanie. ­– przed „i” w tym przypadku nie powinno być przecinka, ewentualnie można się tego łącznika pozbyć;
„[…]Kiedy zabrał się za siodłanie dużego, smukłego, bułanego[…]” – przecinek;
„[...]wyróżniać się z tłumu i przyłączył do śpiących strażników.” – w tym przypadku drugie „się” nie zaszkodzi;
„[…]ruszył w stronę powoli i chwiejnie podnoszącego się cienia[…]” – coś mi nie pasuje w tym zdaniu;

Rozdział II:

„[...]czując jak resztki kompotu chlupoczą pomiędzy czereśniami.” – słysząc?;
„Żołnierze nie krążyli po domach, poszukując domniemanych wiedźm[...]” – zastąpiłabym „poszukując” na „w poszukiwaniu”;
„Jednak tu, na cudownym odludziu, w maleńkiej wiosce Haleybae, różnicy prawie się nie czuło.” – partykuła „jednak” wskazuje na odmienność, więc użycie jej w tym przypadku jest błędne; zgubiony przecinek po wtrąceniu;
„Nagle jednak Rosa uniosła rękę, prostując się.” – „jednak” jest całkowicie zbędne;
„[...]chłopiec ściskał wystraszonego, burego kota.” – brakujący przecinek;

Rozdział III:

„[...]a strumień na największe krople z możliwych.” – jest poprawnie, ale czy nie lepiej by było „strumień na największy z możliwych”?;
„Kiedy błyskawice i pioruny przecinały niebo[...]” – istnieje wiele spekulacji na temat czy błyskawica i piorun są tym samym zjawiskiem; zajrzałam do wszechwiedzącej (lecz czasem omylnej) Wikipedii, gdzie jest napisane, iż (definicja pioruna): „Piorunowi często towarzyszy grom dźwiękowy oraz zjawisko świetlne zwane błyskawicą.” oraz (definicja błyskawicy) „Piorun, inaczej "błyskawica", zjawisko meteorologiczne”; wnioskując: jedno albo drugie, nigdy oba;
„Theo stan towarzysza był mu obecnie tak obojętny jak los rozpaćkanej muchy.” – niepotrzebny zaimek rzeczowy;
Znów się zatrzymam przy akapicie zaczynającym się od słów: „Theo stan towarzysza[...]”, a kończącym na „[...] jeśli chciał przeżyć kilka dni”. Mianowicie – nie rozumiem tego akapitu – Theo „stawał się bardziej naburmuszony” i dlaczego „Reynevan musiał cierpliwie to znosić, jeśli chciał przeżyć choć kilka dni.”? Wydawało mi się od samego początku, że ze strony elfa mu nic nie groziło, może się mylę. Mimo wszystko poprosiłabym o wytłumaczenie.
„[...]oboje trochę się zdziwili[...]” – obaj!
„[...]przypomnieć sobie, czym może być owa przygrywka.” – kwestia sporna, lecz ja przed „czym” nie stawiałabym w tym przypadku przecinka;

Rozdział IV:

„[...]jego wzrok stopniał.” – topniejący wzrok? Niby źle nie brzmi, ale pasowałoby tu bardziej „jego spojrzenie złagodniało.”;
„[...]niech zobaczą, jak sobie na niej radzimy… Więc teraz widzą. Radzimy sobie doskonale[...]” – jest powtórzenie, ale jak to zwykle bywa w wypowiedziach bohaterów, można sobie na to pozwolić, więc nie traktuję tego jako błędu jako takiego. Przy okazji mam wrażenie, że jest to raczej zabieg celowy, więc to wytknięcie jest czysto teoretyczne;
„[...]z długim ziewem[...]” – raczej ziewnięciem;
Nie rozumiem zbytnio dlaczego po fragmencie o Reynevanie pokazuje się duży, wytłuszczony „Rozdział 7”.
„ale tego swojego kom       pana raczej już nie zobaczysz.” – wdarły się Ci niepotrzebne spacje;
„[...]ale staram się przemówić ci do rozsądku!” – nie podoba mi się szyk tego zdania;
„[...]że wyglądał poeta.” – zgubiony spójnik „jak”
„[...]Ostatni raz przez taki zryw o mało nie stracił życia. A potem twarzy.” – moim zdaniem powinno być odwrotnie, najpierw twarzy, potem życia.

Rozdział V / W zakątkach pamięci [2]:

„Kręta ścieżka wiodąca do wioski, w której mieszkała Malena była wyjątkowo błotnista[...]” – potraktowałabym „w której mieszkała Malena” jako wtrącenie i przed „była” postawiłabym przecinek;
„[...]chłód ogarnął rozgrzaną na króciutką minutę ziemię.” – również „rozgrzaną na króciutką minutę” uznałabym za wtrącenie;
„[...]bym już miał ją w swoich objęciach[...]” – trochę patetycznie to brzmi, może „bym miał ją już w swoich objęciach”;
„drewniane domostwa, odgrodzone od siebie krzywymi płotkami.” – przecinek;
„W którymś momencie ścieżka się urywała, i tylko dzięki dobrej znajomości tych okolic wiedziałem, jak dojść do celu.” – [...]urywała i, tylko dzięki dobrej znajomości tych okolic, wiedziałem, jak dojść do celu.”
„Słońce znów na krótki moment ukazało się zza chmur[...]” – „wyjrzało” bardziej by pasowało;
„Zostały zmęczenie, niecierpliwość i chłód.” – ogólnie rzecz biorąc zdanie jest poprawne, ale na Twoim miejscu po „zostały” postawiłabym dwukropek. Poza tym, „zmęczenie” oraz „niecierpliwość” są opisem emocji, a chłód nijak ma się do tego. Może zamiast „i chłód” – „a także (dokuczliwy) chłód”; nie chcę ingerować w Twój tekst, zatem pozostawiam Ci (błogosławioną) wolną wolę;
„Dwoje mężczyzn, idących w moją stronę, rozpoznałem bez omyłki[...] – przecinki;
 „To, co teraz okazujesz to zwykła, elfia pycha!” – przecinek;
„Krzyk rozdarł całą przestrzeń. Tafla jeziora zadrżała.” – w kontekście, w którym to zdanie występuje, wygląda to tak jakbyś przeszła z narracji pierwszo- do trzecioosobowej, a to poważny błąd. Drobny zaimek „mój” na początku nie wyglądałby źle i z pewnością uchroniłby tekst od błędu.
„Ale tylko tyle udało mi się zrobić; próbowałem odepchnąć napastnika, ale ten już był blisko[...] – powtórzenie, drugie „ale” możesz spokojnie zastąpić „lecz”;
„całkowicie zamroczonego bólem, i w locie przejechał wbitym na dobry cal nożem w dół[...]” – bez przecinka przed „i”; „wbitym na dobry cal” można potraktować jako wtrącenie, ale nie trzeba;
„ostrze prześliznęło się po żuchwie i, wypuszczone z drżącej ręki, upadło na ziemię.” – znów, mogłoby być wtrącenie;
„Była ubrana w luźną, lnianą sukienkę. Sukienka była beżowa, a dziewczyna piękna.” – dwa powtórzenia w dwóch zdaniach; chwilę później mamy „Były jak bezchmurne niebo” – kolejne powtórzenie (oczywiście, można tego absolutnie nie brać pod uwagę, jako że jest to retrospekcja – rządząca się własnymi prawami);
„Poczułem cichy ruch na kamieniach i wyczułem[...] – „poczułem”, „wyczułem” to również powtórzenie; zamiast „poczułem” bardziej pasowałoby „usłyszałem” zwłaszcza, że po tym słowie występuję słowo „cichy” odnoszący się do zmysłu słuchu;
Na końcu rozdziału zmieniłaś kolor czcionki, ale to tylko taka drobna uwaga.

Rozdział VI:

 „[...]niesamowicie miękkich, przywodzących na myśl atłas, brązowych oczach.” – zgubiony przecinek po wtrąceniu;
„[...]jaki czekał każdą niemal dziewczynę w jej wieku?” – błędny szyk: „jaki czekał niemal każdą dziewczynę w jej wieku?”;
„[...]przepychu czy złota- przypominała raczej cygankę czy zwyczajną wiejską dziewczynę[...]” – nieszczęsny dywiz oraz powtórzenie „czy” – nierażące, co prawda, ale jest;
„Od wieśniaczek różniło ją to, że owe marzenia mogła spełniać.” – „owe marzenia” to znaczy które? Coś mi umknęło?
„Ale nikomu nie powiedział, czego.” – przecinek jest tutaj absolutnie zbędny;
„Ogołocone drzewa o fantastycznie wygiętych gałęziach straszyły[...]” – znów „o fantastycznie wygiętych gałęziach” potraktowałabym jako wtrącenie;
 „Podczas jednego z takich przyjęć, nie przepadający za jakąkolwiek formą zabaw Jofre został zmuszony[...]” –, zastanawiam się też, czy przed „Jofre” nie powinno być przecinka, bądź też można by to zdanie trochę przekształcić, mianowicie: „Podczas jednego z takich przyjęć, Jofre, nieprzepadający za jakąkolwiek formą zabaw, został zmuszony[...]”;
„[...]a że musiał się jakoś prezentować- siedział nieruchomo[...]” pomijając to, że jest owy dywiz zamiast półpauzy czy też pauzy, użycie którejkolwiek z nich byłoby błędne; po „prezentować” postawiłabym wielokropek a „siedział” zaczęłabym z wielkiej litery; ewentualnie przed „siedział” wstawiłabym „więc” – wtedy półpauza/pauza (do wyboru, do koloru, byleby nie łącznik) byłaby całkowicie na miejsc;
 „Dziewczyna wstała z trawy, wyprostowała się i, patrząc prosto w oczy synowi władcy, ukłoniła się nisko[...]”  – przecinki;
 „[…]i z dość niemrawą miną odwrócił się, i powoli odszedł.” – przecinek;
„Spoglądając za siebie przez ramię, dostrzegł wyprostowaną już dziewczynę, która spoglądała [...] – przecinek, powtórzenie;

Rozdział VII:

W pierwszym zdaniu masz nadprogramową spację.
„To nie honorowe potyczki, jeźdźcy z kopiami, półki pod dowództwem[...] – domyślam się, że na myśli miałaś „pułki”;
„Właśnie się tego dowiedział, i to[...]” – bez przecinka;
 „Na wysokiej huśtawce, stojącej na placyku pośrodku, siedziała dziewczynka[...]” –poza tym nie powinno być „pośrodku placyku” bez „na”?;
„[...]swoim typowo dziecięcym filozoficznym głosem.” – albo „[...]swoim, typowo dziecięcym, filozoficznym głosem.”, albo „swoim typowo dziecięcym, filozoficznym głosem.”
„[...]zakończyła z uśmiechem, z samozadowoleniem zauważając świecące z zainteresowania oczy dziewczynki.” – trochę niefortunnie brzmi to zdanie, zamiast przecinka postawiłabym „i”;
„[...]znajomego wierzchowca, przy okazji z pyska wypadło mu parę źdźbeł zmiętoszonej trawy.” – nie ma tu błędu, jednakże przed „przy okazji” mogłoby być „a”;
„Jofre przewalił oczami i spojrzał poważnie w granatowe oczy siostry.” – „przewalił oczami”?; powtórzenie „oczami” i „oczy”;
„Nieprzyjemną ciszę przerwał jeszcze gorszy, metaliczny szczęk płytowej zbroi.” – przecinek;

Rozdział VIII:

„[...]spiętych w warkocza[...] – „warkocz” (!!!);
„[...]niebezpiecznie pachniał głupotą.” – jakoś to „pachniał” mi tutaj nie pasuje, może „trącał”;
„[...]od suchych gałązek, nad którymi klęczał[...] – przecinek;
„Mimo zakrytych ust, książę wyczytał z oczu[...]” – przecinek;
„[...]i, wytężając wzrok, dojrzał szarpiącą się postać swojej siostry.” – przecinki;
„Nie wiedział, dlaczego pomyślał taką durną rzecz, ani dlaczego właściwie pomyślał. Przecież powinien teraz leżeć sobie spokojnie na chmurce i wreszcie nie musieć myśleć.” – „pomyślał” i „pomyślał”, a także „myśleć” – powtórzenia;
„[...]brązowych włosów, których właściciel musiał być wspólny z właścicielem głosu, który go powitał.” – „właściciel” powtórzone, a także „których”, „który” też nieładnie wygląda;

Rozdział IX:

„[...]gdy woda, w postawionym nad paleniskiem garnku, zaczynała wrzeć.” – tu powinno być to traktowane jako wtrącenie;
„Odkąd wydoroślał, dobrych parę lat spędził[...]” – przecinek;
„[...]dobiegł stłumiony głos, dochodzący gdzieś ze spiżarni.” – „[...]dobiegł go/do niego[...]”;
 „Zza jego pleców odbiegł cichutki jęk zachwytu.” – „dobiegł”;
 „[...]spoglądając na, zachodzące powoli, jesienne słońce.” – znów uznałabym to za wtrącenie;
„[...]bardzo dużo, bardzo nieprzyjemnych rzeczy prosto w twarz.” – domyślam się, że powtórzenie jest zamierzone, niemniej jednak brakuje tam przecinka;
„A wy mi łaskawie opowiecie” – zabrakło kropki na końcu zdania.
„[...]oboje byli kretynami, tylko każdy na swój sposób.”  – obaj;

Rozdział X:

„[...]na to, by człowiek miał jakikolwiek wpływ na to, co się z nim stanie?” – powtórzenie „na to” nieładnie wygląda;
„Czwórka kotów: puchaty rudzielec, dwa nieodstępujące się na krok bure, kudłate kocury i jedna cicha, czarna kocica towarzyszyła mężczyźnie całe dnie.” – wiem, że chodzi o to, że owa „czwórka kotów [...] towarzyszyła mężczyźnie całe dnie.”, lecz tak się składa niefortunnie, iż czytelnik może wywnioskować, że tylko „czarna kocica”; osobiście zamiast dwukropka wstawiłabym półpauzę (czy też pauzę, jak kto woli), a także przed „kocica”;
„[...]kiedy przyjeżdżał odpocząć do Haleybay, musiał coś robić.” – wydawało mi się na początku, że nazwa tej wioski brzmi „Haleybae”;
„Poczuła wiatr w grzywie. Maria poczuła go w długich, prostych włosach. Poczuła go w sercu. Wszędzie.” – „poczuła” i „poczuła” – o ile to trzecie powtórzenie jest jak najbardziej na miejscu, o tyle lepiej by było, gdybyś pierwsze słowo „poczuła” zastąpiła jakimś innym.

Rozdział XI:

„Alenie potrafiła płakać. Nie wiedziała, czym było to spowodowane- po prostu nie potrafiła.” – zgubiona spacja, powtórzenie, ale nie razi w oczy;
„[...]poważnym wzrokiem[...] – zauważyłam, że bardzo lubisz używać słowa „wzrok”, zamiast, jak powinnaś, „spojrzenie”;
„[...]gawędząc i, na obszernych zwojach pożółkłego papieru, zapisując coś, co uparcie nazywali „scenariuszem”.” – przecinki;
 „[...]chronologiczny ciąg wspomnień, nie dając o sobie zapomnieć.” – nie rozumiem, co nie dawało o sobie zapomnieć? Chodzi Ci o „ciąg” czy o „wspomnienia”?;
„[...]jego biedne, wrażliwe, elfie serce.” – przecinek;
„Uśmiechała się delikatnie, z zauroczeniem wypisanym w błękitnych oczach, przemierzając ścieżkę lekkim krokiem.” – przecinek;
 „Szybko mu się to jednak znudziło.” – niby jest poprawnie, ale uważam, że lepiej brzmiałoby to tak: „Jednak szybko mu się to znudziło.”

Rozdział XII:

„Wiedza ta jednak na nic mu się przydała[...]” – przed „przydała” powinno być „nie”, nieprawdaż?;
„[...]krwi. Jej metaliczny zapach dotarł do nozdrzy[...]” – specjalistką nie jestem, ale z tego, co wiem, krew może mieć metaliczny posmak, zapachu natomiast nie ma;
„Granatowy płaszcz, okrywający szczelnie ciało wroga, zdawał się idealnie wtapiać w nocną scenerię[...]” – przecinki;
„Mimo to ustał na nogach, spierając się mocno o zakapturzoną postać.” – „wspierając”;
„źrenice błysnęły złowrogim ognikiem.” – ten „ognik” wydaje mi się tutaj nie na miejscu, może „błysnęły złowrogim ogniem”?;
„[...]wyjąć z jego pochwy długą, lecz zużytą już i cienką od wielokrotnego ostrzenia szablę.” – przed „szablę” postawiłabym przecinek;
„[…]krtań wroga drga pod naciskiem zimnej stali. […]syk, który wydobył się z gardła wroga.” – powtórzenie;
 „Żołnierz splunął w bok, a ślina zmieszała się z krwią.” – dodałabym „jego”;
„Po krótkiej szamotaninie i wiązance przekleństw niespodziewanie odpuścił i, z niemalże uprzejmym wyrazem, spojrzał przeciwnikowi w twarz.” – przecinki;
„Biedne dziecko nie specjalnie potrafiło pojąć[…]” – niespecjalnie, nie z przysłówkami w stopniu równym piszemy łącznie;
„[...]byle by tylko zająć się czymś.” – „[...]byleby tylko się czymś zająć.” (Wiem, że to kwestia sporna, ale moim zdaniem „byleby” pisze się łącznie.)
„Głośny wydech dodawał, że razem z cebulkami.” – głośny wydech?;
„Zastanawiał się, jak to jest, że ludzi poznaje się tak naprawdę dopiero po długim czasie przebywania ze sobą, ale naprawdę razem – nie obok siebie.” – nie rozumiem tej części od „ale”;
„[...]poruszając mięciutką, dolną wargą, pokrytą pojedynczymi, dłuższymi włoskami.” – przecinki;
„Reynevan po raz kolejny zaskoczył się samego[…]” – siebie samego;


W zakątkach pamięci... [3]:

„Kilkuletni chłopiec o ciemnych, rozczochranych włosach, brodząc po kolana w śniegu, biegał po ogrodzie.” – przecinek;
„Rudowłosa wybuchła śmiechem[...]” – forma „wybuchła” jest poprawna, jednakże w tym przypadku powinno być „wybuchnęła”;

Rozdział XIII:

„Zrobiło się nieprzyjemnie. Temperatura w lesie co prawda wciąż była bliska zeru, ale bez wahania można rzec – zrobiło się gorąco.” – wiem, że może to już podchodzić pod czepianie się, ale powtórzenie „zrobiło się” w tym przypadku jest, przynajmniej według mnie, odrobinę rażące;
„[...]nie uraczył spojrzeniem, zdającej się trwać w osowiałej bierności, siostry.” – przecinki;
„Theo zmierzył ją oschłym spojrzeniem[...]” – jakoś to „oschłe spojrzenie” mi nie pasuje, może „chłodne” albo „beznamiętne”;
„Przerwał jej zdecydowany ruch dłoni żołnierza, i – ku własnemu zdziwieniu – zamilkła.” – zbędny przecinek;
„[...]wyrzucenia z siebie negatywnych emocji. — wysyczała[...]” – niepotrzebna kropka;
„[...]niemal proszący wzrokiem.” – zgubiona literka m;

Rozdział XIV:

„[...]tracili nadzieję, zrywali włosy z głowy i kłócili się bez przerwy.” – „z głów”;
„Bez trudu można było zauważyć, że nie raz i nie dwa to niepozorne miejsce było siedzibą spotkań i biesiad – liczne ślady w postaci pustych kufli, kielichów i mis dostrzegało się niemal wszędzie.
Księcia, nie bez trudu, przeniesiono i zabandażowano, ale jego tętno wciąż zwalniało.” – mimo iż poprzednie zdanie, kończące akapit, jest rozbudowane, pojawia się powtórzenie „bez trudu”, któreś można spokojnie zastąpić słowem „wysiłek”;
„[...]pragnąć najwyraźniej dodać innym otuchy.” – pragnąc;
„Chłodny wzrok zmierzył rozjuszoną Idalię, usta wygięły się w lekkim uśmiechu.” – przeredagowałabym to zdanie: „Chłodnym spojrzeniem zmierzył rozjuszoną Idalię, a jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu.”; znów ten nieszczęsny wzrok;
„Obecnie odpowiadała za to, by Maria siedziała cicho i nie była zbyt zadowolona ze swego położenia.” – ze zdania wnioskuję, że Maria miała nie być zadowolona ze swojego położenia, ale na upartego można wywnioskować, że chodzi o Belę (dobrze myślę, że chodzi o Belaque?), wtedy przed „i” trzeba postawić przecinek;
„Reynevan chciał, by wyraz jego wzroku przybrał coś na kształt współczucia, ale wciąż był tam tylko ból.” – może „by jego spojrzenie wyrażało współczucie”?; nie jest źle, ale jakoś mi ten! wzrok nie pasuje, znowu;
 „[...]nie zakrawał się szczególnie kolorowo.” – słowo „zakrawał” zostało użyte w złym znaczeniu, „zapowiadał się” – może i prościej, ale i bardziej adekwatne;
 „Ułamek sekundy łapał on równowagę.” – bez zaimka osobowego byłoby lepiej

Rozdział XV:

Błędem to raczej nie jest, ale wytłuszczony i powiększony tytuł piosenki Louisa Armstronga (bogowie!, co za cudo!) trochę razi w oczy.
„[...]głośno sapał.     Nikt jednak nie[...]” – spacje;
„[...]ze wszelkich uczuć.” – zastrzeżeń nie mam, ale „emocji” według mnie brzmiałoby lepiej;
„Co miał jej wówczas powiedzieć poetce o Ramónie?” – nie rozumiem; znaczy się, domyślam o co chodzi, ale nie mogę się dopatrzeć jakiegoś sensu w tym zdaniu;

Rozdział XVI:

„[...]rzekła dziewczyna bardzo nieszczęśliwym donem.” – drobna literówka – „tonem”;
 „elfa, usiłując niego nie podpalić.” – „go”;
„Theo westchnął głęboko, wstając i przypadkiem potrącając leżąc[...]” – urwane zdanie;
 „[...]były prawdziwe. Ucieczka, której mężczyzna się podjął, była dla niego upokarzająca, ale konieczna.” – powtórzenie;
 „[...]cała mimika twarzy jego towarzyszki drży.” – twarz może drżeć, ale mimika? – nie wydaję mi się;
„W tym momencie wierzchowiec przeszedł do kłusa, wyraźnie już zmęczony.” – przyspieszył, „wyraźnie już zmęczony”? Może „choć był już wyraźnie zmęczony”;
„bardzo trudno było określić — kiedy kobieta załatwia swoje potrzeby?!” – po „określić” powinna być kropka;
„[...]moc zdecydowanie bladła.” – nie wiem, czy moc może zblednąć, mimo wszystko to określenie mi nie pasuje, natomiast słowo „malała” byłoby odpowiedniejsze;
 „Theo w tym momencie stracił pojęcie, co może robić.” – zamieniłabym „może robić” na „mógłby zrobić”;
„Każdy normalny zorientowałby się, że coś, co zieje ogniem i zrzuca konary drzew jak zapałki, to jest smok.” – przecinek, to raz; dwa, nie podoba mi się „to jest smok”, po pierwsze „coś [...] to jest smok” nieładnie brzmi, prawda? Albo „jest smokiem” bez „to” albo „to smok”;
 „Srebrne łuski szeleściły, a rozbiegane oczy inwigilowały wszystko wokoło[...]” – błąd leksykalny, „inwigilować” nie znaczy obserwować, a przynajmniej nie w tym sensie, w jakim zostało użyte;

W zakątkach pamięci [4]:

„[...]talentu w wątku śpiewu[...]” – zupełnie nie pasuje mi tutaj „w wątku”;

Rozdział XVII/W zakątkach pamięci [5]:

„[…]zdumiał się nad tym[…] – albo „zadumał się nad tym”, albo „zdumiał się tym”;
„[…]tylko z tym przerażającą poczwarą[…]” – „z tą”;
„[…]rozigranym wzrokiem.” – spojrzeniem;
„[…]pomyślał jeszcze, nim pęd odebrał mu zmysły[…]” – przecinek;

Rozdział XVIII:

„Spokój, lecz nie śmiertelna cisza.” – nieśmiertelna, czytając ten rozdział po raz drugi doszłam do wniosku, iż chyba się pomyliłam, jednakże zdanie nadal niefortunnie brzmi, gdyż przynajmniej ja cały czas mam ochotę połączyć „nie śmiertelna” w jedno słowo;
„Jego umorusana twarz wreszcie doświadczyła szczęścia[…] – twarz nie może „doświadczyć szczęścia”;
„Śmiech, dotąd tłumiony, wyrwał się na powierzchnię ze zdwojoną siłą.” – na powierzchnię? Może „z gardła”?;
„Deszcz, który nie tak dawko był[…] – dawno;
„[…]niebo wzrokiem tak mocnym i niezłomnym[…]” – spojrzeniem;
„W drodze ostateczności w grę wchodziło zakrzykiwanie bojowe hasła[…]” – albo „bojowego hasła”, albo „bojowych haseł”;
„Wstrząs, jaki przed chwilą poczuł[…]” – może doznał?;

W zakątkach pamięci [6]:

„[…]dotknięcia kielicha w różnych wysokościach.” – pasowałoby mi bardziej „na różnych wysokościach”;
„[…]męczyło ją wyjście po schodach, a bladości jej twarzy nie skrywał nawet makijaż.” – wejście i nie mógł skryć/ukryć;
„[…]uniesionymi wysoko brwiami – nawet ledwie roczna Leithe[…]” – nie podoba mi się; szczerze wątpię w to, że takie dziecko mogło cokolwiek zrozumieć, a tym bardziej „unosić wysoko brwi”;
„Ona, cesarzowa, roczyła drogą powoli[…]” – kroczyła;
„Z pozoru niewinne i miękkie[…]” – może łagodne?;

Rozdział XIX:

„Trudno powiedzieć, jak wpłynęło na to ich rozeznanie w terenie, a jak szczęście, ale raczej to drugie miało większy skutek.” – ujęłabym to tak: „Trudno powiedzieć, jakie znaczenie miało ich rozeznanie w terenie, a jakie szczęście, ale raczej to drugie odniosło większy skutek.”
„[…]katar cieknący z nosów zdawał się zamarzać na skórze twarzy.” – nie pasuje mi określenie „katar cieknący z nosów”, katar może być „cieknącym”, ale w tym przypadku nie pasuje mi tutaj ten „katar”; może wodnista wydzielina? Wiem, że to brzmi niesmacznie… Z resztą, sama nie wiem, o co mi dzisiaj chodzi…;
Gdzieś zauważyłam (nie pamiętam już gdzie), że ktoś wytknął Ci jako błąd zdanie „Lecz choć trochę miarowo.” Powiem tak, sprzeczałabym się, ponieważ w tym przypadku „lecz” pełni funkcję spójnika, natomiast „choć” partykuły, która ma na celu zaakcentowanie treści…;
 „[…]i splotła zgrabnie ręce na piersi.” – „zgrabnie splotła”;
„[…]szczerze oburzonym wzrokiem.” – spojrzeniem;
„[…]okażesz chociaż najmniejsze, rozumiesz, najmniejsze ślady wdzięczności.” – nie pasują mi te „ślady”, nie wiem może „oznaki”, „przejaw”;
„[…]rozedrgane brwi Idalii[…]” – może usta?;
„Reynevan zdecydowanie potrzebował długiego snu przy ciepłym kominku, najlepiej przy gorącym wiśniowym kompocie serwowanym przez Rosę.” – z tego zdania można wywnioskować, że potrzebował snu przy kompocie, trochę to nielogiczne, prawda? Może po wypiciu?;
 „W przekomicznym ruchu powoli oderwał każdy z osobna palec[…]” – „z osobna każdy palec”/ „każdy palec z osobna”;
„Odsunął powoli skałkę, która osłaniała wejście i skrzywił się na dźwięk głuchego szurania, które towarzyszyło czynności.” – powtórzenie;

Rozdział XX / W zakątkach pamięci [7]:

„[...]gdzie nikt nigdy nie zazna ani odrobiny szczęścia.” – zaznał;
„[...]jej ciało martwo podskakiwało[...]” – może bezwładnie?;
„[...]rozszerzył oczy w akcie zszokowania i osłupiał.” – może zamiast „w akcie zszokowania” po prostu „zszokowany”?;
„Mimo wszystko, kiedy tylko podano[...]” – przecinek;
„[...]puścił mimo uszu już niezliczony raz dziwny dialekt księżniczki.” – nie podoba mi się budowa tego zdania, ale nie mam koncepcji, jak mogłoby brzmieć.

Rozdział XXI / W zakątkach pamięci [8]:

„Jak się wywrócisz, to ja zbierać nie będę[...]” – może „cię zbierać”?;
„[...]głośno i ciężko oddychając.” – lepiej by brzmiało „oddychając głośno i ciężko”;
„Znów mógł odpocząć, poukładać panujący w zoranym ostatnimi wydarzeniami umyśle chaos.” – to zdanie przyprawiło mnie o palpitacje; wiem, że chciałaś, by brzmiało ono ładnie, ale osobiście „chaos” postawiłabym po „poukładać”;
„[...]dojmująca trwogę.” – „dojmującą”;
„Idalia jakby opadła bez, próbując pozbierać myśli.” – chyba zgubiłaś słówko „sił”;
„[...]to coś, przypominającego zwinięte naleśniki wypełnione przepysznym, mięsnym farszem, smakowało wspaniale.” – zgubiony przecinek; powinno być „przypominające”;

Podsumowując: popełniasz naprawdę drobne błędy (nie zważaj na to, iż wypisałam ich aż tyle), które da się wybaczyć. Na Twoim miejscu zastąpiłabym tylko wszystkie dywizy półpauzami bądź pauzami z racji tego, że łącznik pełni zupełnie odrębną funkcję (używany jest, gdy przenosimy jedną część wyrazu do następnego wiersza, a także do łączenia wyrazów). Gubisz czasami przecinki, w szczególności przy wtrąceniach, ale każdemu się to przecież może zdarzyć. (W trakcie wypisywania błędów, wiedziona mą naturalną ciekawością, zajrzałam na inną ocenialnię i uraczyłam się wypowiedzią na temat Twojego bloga. Jakież było moje zdziwienie, gdy ujrzałam tam wypisany błąd w jednym z pierwszych rozdziałów, a wersja sugerowana brzmiała tak samo, jak moja!; niemniej jednak, mimo wytknięcia, nie zmieniłaś go.)


3/7

Kreacje bohaterów:

Przez Twoje opowiadanie przewinęło się ­– moim zdaniem – zbyt dużo bohaterów. Nie masz też o nich podstrony (co mnie bardzo cieszy), więc opinię o nich trzeba sobie wyrobić w trakcie czytania. Każda postać w Twoim opowiadaniu ma zarówno te dobre, jak i złe cechy, a to się chwali. W jedną i drugą stronę łatwo jest przegiąć, ale znaleźć złoty środek – to jest dopiero sztuka.
Zacznę ogólnie. O ile charakter poszczególnych postaci pozostał mi w pamięci, to z wyglądem jest już gorzej. Dopiero teraz to sobie uświadomiłam, będąc po lekturze wszystkich opublikowanych rozdziałów, że tak naprawdę mam mgliste pojęcie o tym, jak Twoi bohaterzy wyglądają. Przebąkujesz o kolorach oczu, włosów, ale jest tego za mało. Przynajmniej teraz towarzyszy mi takie wrażenie. I nawet jeśli z początku opisywałaś ich wygląd dokładnie, to tak później o tym zapomniałaś. Warto wspomnieć o takich rzeczach raz, czy dwa, tak by w czytelniku pozostał jakiś obraz.
Kolejnym problemem jest to, że mam problem ze sklasyfikowaniem Twoich bohaterów. Pierwszoplanowy, drugo-, a może trzecio-? O ile w przypadku niektórych sprawa rozwiązuje się sama, tak, przykładowo, z Idalią, czy Jofre, mam problem. To taki drobny mankament, który nie daje mi spokoju.
Uważam, że Twoi bohaterowie są na tyle różni, że przestępstwem byłoby nieopisanie ich oddzielnie. Cieszę się z tego, że każdy z nich ma swoje cechy, zachowania. To naprawdę umila czytanie, a przede wszystkim ułatwia spamiętanie ich wszystkich.
Zacznę może od Theo. W moim odczuciu to bardzo sympatyczna postać. To porywczy, czasem naiwny elf. Podoba mi się to, że otoczyłaś go nutką humoru. Nie da się ukryć, że zrobiłaś z niego ofiarę losu, w końcu ginie śmiercią tragiczną acz szlachetną (i może trochę głupią), ale wspominam go z uśmiechem na twarzy i żałuję, że już więcej nie pojawi się w Twoim opowiadaniu. Do gustu niezmiernie przypadła mi scena w karczmie, gdzie poznajemy inne oblicze tego bohatera. Co jeszcze mnie urzekło? Ano to, że był w stanie się poświęcić dla innych. A za Theo jako arbuz otrzymujesz owacje na stojąco.
Następnie pojawia się Reynevan. Inteligentny, skrzywdzony przez życie mężczyzna. Moim zdaniem to najbardziej charakterystyczna postać. Cechuje go cięty język, zdrowe spojrzenie na świat, odwaga. W moim odczuciu jest to bohater pozytywny, mimo jego niezbyt uprzejmego usposobienia. Jednakże uważam go za tchórza: ucieka cały czas, choć tak naprawdę chyba sam nie wie, przed czym. Nie podoba mi się to, że zostawił Rosę samą, wiem, że zrobił to z troski, ale i tak, w moim mniemaniu, to jego największy błąd.
Rosa, mimo początkowej niechęci, przyjęła Theo ciepło. Nieszczęśliwie (chyba?) zakochana w Reynevanie, wiadomo, że on odwzajemnia jej uczucie, a mimo wszystko ją zostawia. Bardzo bym się ucieszyła, gdyby się jeszcze z dwa razy ukazała, może w otoczeniu jeźdźców ze Świątyni, którzy mnie niezmiernie zaintrygowali. Brakuje mi jej w Twoim opowiadaniu. Tak naprawdę to byłam w stanie o niej zapomnieć, bo tak mało o niej wspominałaś w późniejszych rozdziałach.
Idalia, wspaniała poetka, owiana tajemnicą. Skąd pochodzi: nie wiadomo. W jaki sposób jest powiązana ze smokiem i postacią znad rzeki: też nie. Przez to Twoja bohaterka dla mnie jest bardzo intrygująca i to ją najbardziej chciałabym poznać (drobna sugestia: może jakieś „Zakątki” związane z Idalią?). Podoba mi się jej podejście do Jofre, filozofia, jaką, może nieświadomie, głosi. Także ciepłe serce i siła, którą w sobie ma.
Książę, ach, książę. Jofre, moim zdaniem, jest mężczyzną, który dużo przeszedł w życiu. Wspominałam o tym już raz, ale nie omieszkam po raz kolejny: w młodości stracił matkę, pragnął uwagi ojca, odrzucony i wyśmiewany przez starsze siostry. Wszystko to sprawiło, iż zamknął się w sobie, stał się taki, a nie inny. Kryje się pod maską obojętności i cynizmu. Tchórzy, ale kto tego nie robi? Jest mi go bardzo szkoda, naprawdę. I cieszę się, że nadałaś mu taki charakter, a nie inny.
Maria – uch, muszę Ci przyznać, że skrzywdziłaś biedną kobietę. Bardzo mnie poruszyła scena w lochu, do dziś nie mogę się jej wyzbyć z pamięci. Wychowywała się na wsi, jej jedyną bliską osobą jest wuj. Zawsze spragniona przygody, w końcu w nią wyrusza. Za co dostała niemiłą nauczkę. Nie da się ukryć, że ma wybujałą wyobraźnię, a także, że jest bardzo odważna.
Andrea... Czy ja już wspominałam, że bardzo jej nie lubię? Nie mam wcale na myśli jej sposobu wysławiania się, ba!, uważam, że to dodaje jej uroku, ale kiedy tylko się pojawiła, nabrałam w stosunku do niej podejrzeń. Jest taka niewinna, słodka i dobroduszna, że aż trudno w to uwierzyć. Ciekawe jaka się okaże tak naprawdę.
Avia, jedna z wielu elfów, jakich ukazałaś w tym opowiadaniu. Przyjaciółka Theo, członkini grupy rebeliantów pod dowództwem Zawieji. O dobrym usposobieniu, w końcu pomaga w ucieczce Reya i Marii, nieprawdaż? Niestety jednak, nie przypadła mi do gustu w momencie, w którym odwiodła Theo od poszukiwania Reynevana.
Belaqua – bardzo nie jej nie lubię, ale to bardzo. Za pojmanie Reya i Marii, za jej bezduszność. Według mnie to ona jest czarnym charakterem w tej historii.
Zawieja – mało go, mało, ale trochę jest. Wrażenia: niezbyt pozytywne. Ma jakąś misję do spełnienia i to robi, a to ważne.
Ramón to ciekawa postać, podwójny zdrajca – to się nie zdarza często. W moim wyobrażeniu to wysoki, smukły elf, o przyjemnym, melodyjnym głosie i, nie wiem, czemu, brązowych oczach (jeśli wspominałaś jaki ma kolor oczu, to przepraszam, ale nie pamiętam). Mimo zdrady, lubię go. Jest ciepły, przynajmniej dla mnie.
Leithe – małe, niewinne dziewczę, z którym niewiadomo co się obecnie dzieje. Słodka Ci wyszła, bardzo. Poza tym bardzo lubię dzieci, więc chyba stąd ta moja sympatia. Poza tym mam ochotę ją wziąć w ramiona i mocno utulić. Trochę to dziwne, prawda? Ale odzywa się mój instynkt macierzyński.
Shemar i Grellin. Tego pierwszego kojarzę dobrze, drugi natomiast przywodzi mi na myśl małego i upierdliwego gnoma. Ale fajny jest jego szaliczek, o tak.
I jeszcze paru elfów, ach tak, i zniewieściały Alessandro.
Podoba mi się Twoja nietypowa kreacja elfów – brak większych zdolności magicznych, upodobnienie ich w pewnym stopniu do ludzi. Podoba mi się ich barbarzyństwo, ta typowo zwierzęca cecha (w sumie to człowiek jest najgorszym potworem).
Wachlarz postaci jest duży, niektórym poświęcasz strasznie mało uwagi, a jednak jakoś wszystkich (tak myślę) udało mi się spamiętać. Jeśli kogoś pominęłam, to przepraszam. Twoi bohaterowie wzbudzają mieszane uczucia, jest paru dobrych, paru złych. Mimo wszystko czuję się trochę tym wszystkim przytłoczona, dlatego ujmę Ci jeden punkt.

6/7

Pomysł:

Jeśli o tę kwestię idzie, pod względem tematyki nie wyróżniasz się niczym. Moda na elfy była, jest i będzie, ale muszę Ci przyznać, że jest to pierwsze takie opowiadanie, które przeczytałam z chęcią i uśmiechem. Według mnie wyróżnia Cię Twój sposób kreowania postaci, każda z nich ma swój niepowtarzalny charakter i pod tym względem nie mogę Ci zarzucić braku oryginalności. Nie miałam też zbytnio pomysłu gdzie mogłabym Ci przyznać punkty za „W zakątkach pamięci”, ostatecznie padło na to kryterium. Jedyna moja drobna uwaga jest taka, iż powinnaś dodawać je trochę częściej, zwłaszcza, gdy wprowadzasz nowych bohaterów.

4/5

Podstrony:

Wydawać by się mogło, że wszystko jest w porządku. Podstrony masz rozbudowane, opisy ciekawe, jest też miejsce na spam, ku Twej chwale, co by nie zaśmiecać niepotrzebnie bloga. „Portretownia”, w której są tylko dwa obrazki, ten drugi jest niezwykle urokliwy, linki są bardzo ładnie pogrupowane. Z boku informacje i archiwum bloga. No właśnie, nieszczęsne archiwum. Nie chcę Ci niczego narzucać, ale moim zdaniem każde opowiadanie powinno mieć spis treści. Nigdy nie rozumiałam też zbytnio przeznaczenia zakładek typu „Informuję” – moim zdaniem powinnaś zostawić to na komentarze, gdzie ktoś ewentualnie mógłby wyrazić ochotę na bycie informowanym, ale wypisywanie, kogo zawiadamiasz o nowych postach – hm, dla mnie to podchodzi trochę pod chwalenie się.

5/6

Dodatkowe punkty:

Zawsze staram się znaleźć w opowiadaniu coś, co je wyróżnia na tle pozostałych, niekiedy, niestety, na siłę. Z przyjemnością mogę powiedzieć, że w Twoim przypadku tych plusów nie musiałam się dopatrywać. Dodatkowe punkty przyznaję Ci za:
-        teksty Reynevana – jeszcze nigdy indywidualizm postaci mnie tak nie bawił podczas czytania;
-        porównanie Theo do arbuza;
-        barwne słownictwo i pobudzające wyobraźnię opisy;
-        podstronę o Autorce;
-        „W zakątkach pamięci [4]”.
5/5

Podsumowanie:

Twój blog wyróżnia się na tle innych i z całą pewnością będę dalej śledzić losy Twoich bohaterów. Jak już wcześniej napisałam, bardzo jestem ciekawa tego, jak się to wszystko rozwinie. Na Twoim miejscu zredukowałabym ilość postaci, bądź też poświęcała co ważniejszym więcej uwagi. Zdobywasz w sumie 65 punktów, co daje Ci ocenę bardzo dobrą. Gratuluję!


6 komentarzy:

  1. O rany, rany! Opłacało się tyle czekać. Po pierwsze niezmiernie dziękuję ci za ocenę, za wytknięcie błędów, za wszystko generalnie. Dzięki tobie mam teraz swój szlachetny notesik zapełniony całymi czternastoma punktami w których napisałam sobie, co też muszę zmienić w drodze ku upragnionej doskonałości. XD
    Humor? Matko jedyna, ja i humor?! Szczerze powiedziawszy, komiczne kwestie wychodzą spod mojego pióra (czy raczej klawiatury) całkowicie... hm, naturalnie, przypadkowo. Nigdy nie miałam specjalnie wyrafinowanego poczucia humoru, ale miło, że wstawki przypadły ci do gustu :)
    Idąc dalej, co to ja miałam... a! Naprawdę, jesteś pierwszą oceniającą, która wytknęła mi tak solidnie wszystkie moje błędy i potknięcia i wreszcie powiedziała otwarcie, że nawtykałam tam krocie bohaterów, a potem ich porzuciłam. Tak, to prawda, jestem złym człowiekiem. A to wszystko wzięło się z tego, że pierwsze rozdziały opowiadania pisałam w sumie dla siebie, dla zabawy, bez jakiegokolwiek planu. I nie wiem jak to zrobiłaś, ale wspaniale wyczułaś moment, w którym wszystko zaczęło nabierać kształtów w mojej głowie.
    Ale czemuś nie dała znać, że sobie spokojnie czytasz czy oceniasz i żebym dała sobie spokój z tym całym remontem? :) Przecież bym ci życia nie uprzykrzała!
    Wydaje mi się, że w prologu błędy wzięły się z tego, że nie przeczytałam go dokładnie po przepisaniu i chyba zapomniałam o kilku zdaniach, które miały być w osobnym akapicie właśnie po słowach "ale nie to było najgorsze".
    Rozpiszę się, wiem, ale chcę odpowiedzieć na wszystko. Wydaje mi się, iż o zawodzie Reynevana pisałam już wcześniej, jeśli nie - z pewnością uzupełnię braki. Wygląd bohaterów też opiszę częściej, bo najzwyczajniej w świecie nie pomyślałam o tym.
    Różne dziwne błędy pauzowo-dywizowe na początkach to wina mojej beznadziejnej wiedzy na temat poprawnego zapisu, którą mogłam się wówczas poszczycić. Znaczną część już zmieniłam, ale jeszcze nie wszystko zdołałam. Tak się jeszcze "pochwalę", że na początku ani tekstu nie justowałam, ani akapitów nie używałam... ech. A co do niepoprawienia któregoś z wytkniętych mi błędów - istnieje duże prawdopodbieństwo, że po prostu nie przeoczyłam jeden fz iluśtam. :P
    Dobra! Nie rozpisuję się jeszcze bardziej, bo dostaniesz oczopląsu. Ogromnie dziękuję za wkład włożony w ocenę i możesz być pewna, że się do rad zastosuję! :)

    Piękny debiut, Psinko! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, jeszcze mi się przypomniało - moje "informuję" służy do tego, żebym ja sama pamiętała, komu o nowych rozdziałach mówić. Zrobiłam sobie już listę na gg, ale niektórych informuję na blogach, więc to po prostu kwestia tego, że jest mi wygodniej. :P Choć w sumie prawda jest taka, że kto ma wejść to wejdzie. XD
      Amen.

      Usuń
    2. Bardzo się cieszę, że jesteś zadowolona z oceny, starałam się, jak mogłam :) Trochę dziwnym mi się wydało, że nikt wcześniej nie zwrócił Ci uwagi na ilość, a dokładniej na nadmiar bohaterów. Reynevan był żołnierzem, to pamiętam i, bodajże tajnym agentem, jeśli mnie pamięć nie zawodzi.

      Ścielę się,
      Psia Gwiazda.

      Usuń
  2. W razie gdyby mój blog [wiecej-niz-slowa] uległ przeterminowaniu, to proszę o ocenę pomimo to.
    Pozdrawiam ciepło! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że zostanie oceniony :)

      Ścielę się,
      Psia Gwiazda.

      Usuń
    2. No, to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko wyczekiwać oceny :D

      Usuń

Skomentuj

Credits crazykira-resources | LeMex ShedYourSkin | ferretmalfoy masterjinn | colourlovers FallingIntoCreation