22.6.12

[228] dyktator.blogspot.com

Edytuj post

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że wcale nie wróciłam, więc zgłaszajcie się do mnie wyłącznie w aktach desperacji, gdy poczujecie niewysłowioną chęć sprawienia, bym naskrobała dla was osobiście długaśną ocenę. Jednak wiem, że nie jest to nigdzie napisane, a nie chciałam odmawiać Kanako – dlatego proszę o brawa i przystępuję do części właściwej oceny.
No dobra, żartowałam. Chciałabym jeszcze przeprosić autorkę za zwłokę i dodać, że starałam się nadrobić jakością. Zatem zaczynamy.

Blog: dyktator.blogspot.com
Autor:
Kanako

Pierwsze wrażenie:
Adres przywodzi mi na myśl nie kogo innego, jak Benito Mussoliniego, co jest o tyleż dziwne, co logiczne. Zaciekawia mnie jednak, choć nie mówi o blogu prawie nic – o czym będzie? Stwierdzam jednak, że jest wystarczający. Krótki, polski, treściwy, bardzo łatwy do zapamiętania, pozbawiony cyfr czy banalnych zwrotów.
Kontynuując moją podróż przez Twojego bloga, zerkam na belkę. Widzę w niej cytat, którego (a to ci skaza na mej rockowej duszy) nie rozpoznaję, choć piosenkę doskonale znam – Hell’s Bells, jak dowiaduję się później, mają być przewodnią piosenką opowiadania? Robi się coraz ciekawiej. Cytat w pełni mi odpowiada, a co więcej, jest uwzględniony i przetłumaczony w jednej z podstron, co dopełnia dobrego wrażenia.
Nagłówek wręcz czaruje i choć fiolet w tle całkiem do niego pasuje, osobiście powiem, że bardziej do gustu przypadła mi poprzednia wersja (oczywiście nie obrazka, a tła, bo ten pierwszy zmienił się na lepsze!). Nie mam nic do zarzucenia – choć nie przekonałaś mnie w pełni, masz przecież na to czas. A z czysto rzemieślniczego punktu widzenia, wszystkie normy spełniłaś.
10/10

Szata graficzna:
Nagłówek, jak pisałam, jest naprawdę ładny. Fiolet w tle z kolei odrobinę zbyt jasny w porównaniu z poprzednim, mroczniejszym wzorkiem, ale widząc narzekania pod rozdziałami, jestem w stanie zrozumieć twoją decyzję i nawet ją poprzeć. Ogółem blog składa się w ładną całość, choć właśnie pod nagłówkiem coś nie tak jest z rameczką, która się powiela w pewnym momencie i wygląda nieestetycznie. Oprócz tego sonda u góry strony trochę psuje mi wygląd i wygodę – może gdybyś dała do niej po prostu link lub użyła układu dwukolumnowego, byłoby lepiej.
Czcionka jest ładna, nie za duża, nie za mała, kolor komponuje się z resztą, a tekst jest wyśrodkowany. Więcej nie wymagam, bo nawet podkład i cytaty na początku rozdziałów (pomysłowe i intrygujące, że tak wepchnę tę opinię jeszcze przed oceną treści) wyglądają dobrze. Nawiasem mówiąc, podoba mi się ten odcień fioletu – nie razi po oczach, jest pastelowy i na swój sposób głęboki.
9/10


Treść:
„Chodził na wykłady z zasady, łapał powietrze do kieszeni i żył uniesieniem wiatru.” – dobra, chyba mnie kupiłaś.
Niezależnie od wszystkich błędów, które będziesz mogła dla własnej wiadomości przeglądnąć niżej, ani od zamieszań fabularnych czy nadmiernej ilości bohaterów, jedno oddać ci muszę – opisy w Dyktatorze są niemalże powalające. Owszem, zdarzą ci się gafy stylistyczne, ale spójrzmy prawdzie w oczy: nie ma ludzi idealnych. Choć przyznam, jesteś na całkiem dobrej drodze. Zacznijmy jednak od początku...
To, co chciałam powiedzieć o prologu, powiedziała już za mnie w komentarzu Nova. Był długi, nawet na miarę pełnoprawnego rozdziału, ale zdołał mnie wciągnąć i zaintrygować. W opisach czaił się niedosłowny mrok, niepewność i inny, dość przerażający element, który ujawnił się podczas opisu zachowania pierwszego z chłopców. Czułam się, jakbym oglądała horror, którego główną zaletą nie są efekty specjalne, a – uwaga, uwaga, moje ulubione słowo – klimat. Moim zdaniem o niego właśnie powinno chodzić w prologu, którego zadaniem jest wciągnąć czytelnika w świat autora i zachęcić do tego, by zgłębić jego tajemnice.
Jak już zauważyłaś, w rozdziale pierwszym rozpłynęłam się nad opisami. Pal licho poetyczne wzloty, ty w sposób prosty potrafisz nakreślić jesień w taki sposób, że znienawidzona przeze mnie pora roku nabiera uroku. Co prawda brakuje mi tu otwartego powiedzenia, kto jest kim, oraz udowodnienia, że Junko nie jest wytworem wyobraźni bohatera (no ja przepraszam, ale przez Death Note przez pół minuty medytowałam nad tekstem, by wreszcie dojść do wniosku, że dziewczę jest całkowicie materialną studentką). Zaintrygowała mnie tajemnicza kobieta w barze, której pochodzenie i cele były dla mnie jedną wielką tajemnicą, aczkolwiek w porę się wyjaśniły, nie pozostawiając niedomówień i białych plam w pamięci. Ale nie wiem, czy się z tego ucieszysz czy nie, jednak najbardziej do gustu przypadła mi ostatnia część rozdziału, ta z Daichim. Dlaczego? Zrób co chcesz, ale nie wiem. Opisy akcji w barze, pierwsze spotkanie z Kyoheim, nazywanie współpracowniczki Ryuichiro po prostu Kelnerką, wszystko.
Rozdział drugi wita mnie irracjonalnym ze wszech miar zachowaniem Inohary. Z jednej strony jest na swój sposób nonszalancki i zdaje się mieć wszystko w głębokim poważaniu, a tu nagle... ucieka, a Daichi zaczyna go gonić? Hej, ludzie młodzi, gdzie wasza logika? Przekaż bohaterom, że ich nie rozumiem. Ale to akurat nic nowego – często nie potrafię pojąć działań postaci z rozmaitych opowiadań, więc  powoli się przyzwyczajam. Z kolei na zdecydowany plus mogę ocenić fragment z Yuri w roli głównej. Wstawka nadająca fabule nieco magiczny odcień, mówiąca, że to opowiadanie nie będzie należeć do zwyczajnych – a to się zdecydowanie chwali. Nie zdziwię cię, bo znów moim ulubionym fragmentem staje się rozmowa Daichiego z siostrą (bo to jest jego siostra, prawda?) oraz, tu też nic nowego, opisy. Może jednak wystąpił tu trochę inny typ zachwycania się, bo tym razem nie mogłam przestać się uśmiechać nad subtelnym komizmem, który krył się w zdaniach spod twojego pióra. Robisz to celowo, czy przychodzi ci naturalnie?
Co do trzeciego rozdziału, mogę zwrócić uwagę przede wszystkim na rozpracowanie graficzne. Retrospekcje najlepiej by wyglądały pisane kursywą – oczy nikomu nie odpadną, a będzie to od początku bardziej zrozumiałe, nawet bez dat. Bo kiedy po prostu po dłuższym odstępie podałaś mi akapit współczesnych wydarzeń, zaczęłam się gubić. Opisy uczuć są niemal mistrzowskie – chwilę zastanawiałam się, co mogłabym ci w ich sprawie doradzić, ale nie znalazłam ani połowy rady. Po prostu pracuj nad stylem, który bezwzględnie zasługuje na doskonalenie i staraj się podczas opisów emocji na chwilkę przystopować. Oczywiście możesz (a wręcz powinnaś) mówić o nich dużo w trakcie toku akcji, jednak czasem należy poświęcić im osobny, spokojny akapit, by nie przegiąć i nie sprawić, że czytelnik zacznie się gubić. Nie każdy przecież potrafi jednocześnie żałować bohatera i skupiać się na tym, co ów aktualnie robi. Jeszcze jedno słowo na temat końcówki rozdziału – jeśli ci ludzie mają kiedykolwiek wpłynąć jakoś na fabułę, musisz ich głębiej opisać. Może nie przy pierwszym przedstawieniu – niech pozostaną bezimienni, skoro to może dodać tajemniczego klimatu. Ale jeśli zechcesz ich wprowadzić do akcji, sprawić, by spotkali naszą dwójkę nieszczęśliwych chłopców, nie masz innego wyjścia – po prostu musisz ich przedstawić, przez chwilę  spojrzeć na ich wygląd, statycznie opisać twarz, emocje im towarzyszące w aktualnej chwili, nadać imiona. Tak, by ktoś, kto czyta twoje opowiadanie, miał jakiś punkt zaczepienia i wiedział,  kto jest kim, by kojarzył danych bohaterów z konkretną cechą. To jest akurat bardzo ważne.
W rozdziale czwartym nieźle namieszałaś. Na początku za mało używasz imion, ciągle jest tylko podmiot domyślny – a kiedy oboje są mężczyznami, naprawdę trudno połapać się, który co mówi. Nie potrafię też zrozumieć, co miałaś na myśli, pisząc: „Dziewięć lat temu Inohara Ryuichiro umarł i nigdy już nie powrócił. Na jego miejsce narodził się całkowicie ktoś nowy, ale nie miał zielonego pojęcia, że ktoś z głęboką chęcią „wskoczył” na jego miejsce. Mogłabyś to jakoś rozwinąć, opisać, w jakim stopniu to jest metafora, o co tu tak naprawdę chodzi? Moja dedukcja doprowadziła mnie w końcu do tego, że chłopcy po prostu mieli takie same imiona, gdy się urodzili, a dzisiejszy Daichi kiedyś teoretycznie umarł.  A potem dodajesz w rozmowie, że są braćmi – cholera, co tu się dzieje? Nie wiem, czy wszystko dobrze pojmuję, bo nieco to zagmatwane, więc proszę, w razie pomyłki wyprowadź mnie z błędu i miej litość dla mojego pojmowania rzeczy nadprzyrodzonych i niedosłownych.
Trudno mi powiedzieć, czy to wina twoja, czy moja, jednak nie potrafię się od tego momentu odnaleźć do końca w wydarzeniach, choć historia wydaje mi się być niezwykle dopracowana. Wiesz, co i gdzie umieścić, by nabierała kształtów, masz ją rozpracowaną na części i poszczególne rozdziały – zadziwiasz mnie, szczerze mówiąc, bo ja mam jedynie zdolność do jednej wielkiej improwizacji. Teraz, gdy nad tym się zastanawiam, to jednak nie wszystko jest tu dla mnie zagmatwane, a jedynie trzy sprawy: ów urywek z roku 2000, powiązania pomiędzy Kyoheim a Daichim oraz końcówka rozdziału czwartego, która pewnie powinna mnie zaintrygować, a jednak... odrzuca. Bo jej najzwyczajniej w świecie nie rozumiem. Dobrze jest utrzymywać czytelnika w niepewności, ale bez przesady! Na dłuższą metę to zaczyna męczyć. Za to dwa wątki, które przeplatają się pomiędzy tymi wyżej wymienionymi, są bardzo dobre i przyjemne – postać Yuri coraz bardziej mnie interesuje, nie mam pojęcia, czego ona chce ani kim będzie w tej historii, ale czuję, że muszę wiedzieć o niej więcej. Co zaś do zachowania Daichiego... pozwolę sobie przytoczyć fragment komentarza CriminalEye spod rozdziału: „ No, no, chcąc nie chcąc, czasami trzeba być tym rycerzem na białym koniu, nie?”. Musi, musi.
Rozdział piąty mogę podzielić na dwie części. Tę, Którą Rozumiem i Tę Zagmatwaną. Kim jest naprawdę Junko? To jednocześnie „siostra” Daichiego i koleżanka z ławki Inohary, czy może u ciebie słowo brat i siostra mają odmienne znaczenia? O co znowu chodzi Kyoheiemu? I, z kolei co do początku rozdziału – kim, no kim jest fioletowowłosa kobietka, która unosi się nad podłogą? Tu pojawia się to, o czym mówiłam wyżej, a raczej tego brak – nie przedstawiasz jej w ogóle na początku, a czytelnik, wierz mi, niekoniecznie potrafi wejść do twojej głowy i zrozumieć wizję. Musisz ją opisać, chociażby ze strony Yukariego, bo nie umiem wyobrazić sobie jej do końca. A skoro bierze czynny udział w akcji, to nie może być bezimienna postać, prawda? Jeśli już jesteśmy przy Yukarim – bardzo mi się podoba jego postać. Wprowadza nieco – wybacz słowo – luzu do opowiadania, jest od teraz moją ulubioną postacią. Nie potrafię odgadnąć, co jest jego celem, ale teraz zarówno on, jak i jego dwoje przeciwników, stali się dla mnie bardziej klarowni i zrozumiali, już potrafię ich rozpoznać, podczas sytuacji w knajpie zrobiłaś to, o czym wciąż mówię – nie pozostawiłaś ich na pastwę losu, a nadałaś wreszcie kształtu ich charakterom.
Podsumowując całokształt.
Pierwsze dwa-trzy rozdziały były wyśmienite. W czwartym i piątym popędziłaś za bardzo z akcją, przestałaś skupiać się na opisach, opowiadanie straciło nieco czaru. Co prawda wydarzenia na początku piątego były przyjemnym oderwaniem od pasma uwikłań i nieszczęść, ale to nie wystarcza. Teraz musisz sprawić, by któryś z dwójki „najgłówniejszych” poznał część tajemnicy manuskryptów, a wraz z nim czytelnik. Trudno jest bowiem uczestniczyć w walce, o której nic się nie wie.
Dialogi budujesz poprawnie, są naturalne, nie zauważyłam, byś miała problemy z ich zapisem. Nie jest ich za dużo, dobrze komponują się z opisami, człowiek nie zaczyna się nudzić, a jednocześnie  w miarę  rozumie akcję. Jednak pamiętaj – nie spiesz się z nią. Czas nie ucieknie, a czytelnik potrzebuje trochę przemyśleń bohaterów, mniej wyzywających sytuacji i spokoju. Bo kiedy w głowie zaczyna się robić tak zwany  misz-masz, i fakty kłębią się aż za bardzo, to nie dzieje się dobrze.
O opisach już wspominałam – są bardzo dobre, z aspiracją do wyśmienite. Masz styl lekki i niepospolity, który dobrze wpasowuje się w kanwy wydarzeń i czasów, o których piszesz. Do akcji w średniowieczu by mi nie pasował, ale współczesna Japonia – to jest to! Otoczenie nie jest bezkształtne, choć mogłabym się przyczepić do postaci – czasem zbyt rzadko skupiasz się na ich wyglądzie (kolorze włosów, oczu, stroju) i mimice, ale to sporadyczne przypadki, gdy mogę przestać mieć przed oczami bohatera.
Więcej nie napiszę, bo i tak tego nie przeczytasz, a ja biję aktualnie rekord długości oceny treści. Życzę ci powodzenia w dalszym tworzeniu, ułóż sobie w głowie całą historię i przemyśl dokładnie, co musisz z niej czytelnikowi przekazać w jakim momencie – bo to częsty problem pisarzy, którzy nie do końca potrafią oddzielić, ile czytelnik powinien wiedzieć, a ile mu podarować.

22/30


Poprawność językowa:
                                                                                                 
Styl msz naprawdę niezły, natomiast problem leży w literówkach, sporadycznych błędach interpunkcyjnych i przekręcanych wyrazach. Widzę, że ktoś ci sprawdza rozdziały, ale polecam, byś jeszcze sama je czytała. Wiem, że są długie, ale błędy czasem odbierają radość z czytania.
Prolog
(...) nie potrafiłem znaleźć rozsądnej odpowiedzi na pytanie, które wciąż i wciąż układało się w mojej głowie jak brakujący element układanki – Nie pasuje mi tu ani trochę to porównanie, bo „brakującym elementem układanki” nie nazywamy pytania, a wiadomość, której nam brakuje. To dość subtelna różnica, ale wkradł ci się błąd czysto logiczny.
Wtedy była jakaś nadzieja, ostatnia deska ratunku, ne? – Powinno  tu być „nie”, jak sądzę.
(...) w tym przeklętym ciasnym kącie, zabitym czterema dechami. – Zastanawiam się, co miałaś na myśli. Połączyłaś chyba dwa przysłowia w jedno – kąt zabity dechami i zamknięcie w czterech ścianach.
Dziesięciolatek, zmarszczył czoło – zbędny przecinek.
To nie miało być tak, do cholery!!! – znam różne opinie na ten temat, jednak ja wyznaję taką, że nie stosujemy wielokrotnych wykrzykników czy pytajników.
 Niebo było granatowe, a miasto pogrążone w pomroku, marzyło o spokoju i ciszy – miasto pogrążone w mroku lub półmroku, szczerze powiedziawszy z pomrokiem nigdy się nie spotkałam.
Nie za bardzo o to dbał, pozwalając się prowadzić nogą – nogom!
 Teraz nie było już wyjścia, jak krzyczeć i wrzeszczeć o pomoc – „Teraz nie było już innego wyjścia, mógł tylko wrzeszczeć o pomoc”.
(...) potykając się o niezasznurowane sznurowadła zdartych trampek – masło maślane, nie sądzisz? Niezawiązane pasowałoby tu lepiej.
Rozdział 1
(...) stojących gdzieś tam na tych rozłożystych drzewach klonów – brzmi to tak, jakby klony posadziły drzewa. Nie mówisz, że coś rosło na drzewie jabłoni, tylko jabłoni lub jej gałęziach.
(...) dzień bez kawy był dniem zmarnowanym. Taki był właśnie Inohara Kyohei – powtórzenia.
Czuł jej obecność aż za dobrze. (...) Znał ją, aż za dobrze – powtórzenie.
(...) oświadczył po chwili, tak stalowym głosem, że widział jak studentka zadrżała, a go to interesowało, bo? – Możesz mi wyjaśnić, o co chodzi w drugiej części tego zdania?
 Stróżka czarnego płynu spłynęła mu ciurkiem po brzegu dłoni – strużka!
Prychnął pod nosem, dosłownie jak rozjuszona kotka – on jest facetem, słowo „kocur” byłoby mimo wszystko odpowiedniejsze.
(...) gdzie nie gdzie wydartych kartek papieru, które wyglądały, jakby wiele przeszły. – gdzieniegdzie piszemy łącznie.
Czuła się, jak na diabelskim młynie w parku rozrywki – zbędny przecinek.
Miała jednak nadzieję, że niedługo, małymi kroczkami los się do niej uśmiechnie i ukaże swoją łaskawość – los raczej małymi kroczkami się do niej nie uśmiechnie. Pomieszałaś znów powiedzenia, ona ewentualnie małymi  kroczkami mogłaby dojść do momentu, gdy ów los okaże jej łaskawość.
Inohara wręczył parę monet mężczyźnie i odebrał świeży numer „Głosu Osaki”; gazetą codzienną z najnowszymi wieściami z miasta i okolic – „(...) gazety codziennej z najnowszymi wieściami z miasta i okolic.”
 Blado czerwona farba – bladoczerwona to odcień, piszemy razem tak samo jak jasnozielony, kruczoczarny czy ciemnogranatowy.
(...) odeszła, lekko chwiejącym się krokiem. Była już lekko wstawiona. – powtórzenie oraz zbędny przecinek.
Jako, że muzyka została delikatnie przyciszona, mógł usłyszeć strzępek ich rozmowy – jako że, mimo że, podczas gdy – w tych i podobnych wypadkach nie stawiamy przecinków!
Dłonią starł pot z czoło. – z czoła.

Rozdział 2

(...) barman miał wrażenie, że ówże osobnik wie o nim wiele więcej, niż by sobie mógł tego życzyć – też lubię ładne słowa, ale chwila moment. Piszesz opowiadanie we współczesnym stylu, twój język nie jest w żaden specjalny sposób wyszukany, a nagle wyskakujesz z „ówże”? Język opowiadania powinien być w miarę ujednolicony.
(...) idące tam i we w te – mówi się „w tę i we w tę” jak już coś.
Przymknęła powieki, ale po chwili żałowała tego frywolnego czynu, czując piekący ból w nadgarstku. Rzuciła mu przelotne spojrzenie i aż się wzdrygnęła, nie mogąc uwierzyć, że o taką małą pierdołę jest tyle krzyku. – po pierwsze, powinno być „pożałowała”. A po drugie – zaraz, ona rzuciła przelotne spojrzenie piekącemu bólowi w nadgarstku? Bo tak z tego wynika.
(...) dosiadającego czarnego, jak smoła, rumaka. – zbędne przecinki.
(...) ale jego syzyfowe próby spaliły na panewce, gdy pierwszy zniknął w jakimś ciemnym zaułku miasta. 
(...) odpowiedział wyjmujący, wyciągając z lodówki karton mleka – nie chodzi aby o „wymijająco”?
(...) kończąc tym samym dyskusje – dyskusję.
Nie maił pojęcia, kiedy zaczął obgryzać paznokcie – nie miał.
czekając, aż załaduję się strona startowa – aż załaduje się.

Rozdział 3

mętna ciesz – ciecz
 odpowiedział z triumfem, patrząc jak gryzoń próbował się wyrwać się z jego uścisku, ale jego syzyfowe próby spaliły na panewce. – błąd składniowy. Nie możesz użyć imiesłowowego równoważnika zdania i czasu przeszłego, a przynajmniej nie w takiej formie. To brzmi mniej więcej jak „Idąc przez miasto, wypadło mu coś z kieszeni”. Poprawnie zdanie mogłoby brzmieć: „(...) odpowiedział z triumfem, patrząc jak gryzoń usiłuje wyrwać się z jego uścisku. Jednak wysiłki  szczura nie przyniosły skutków i musiał przestać się szamotać” – nie mówię, że na takie konkretnie zdanie masz zamienić, ale chciałam, byś zrozumiała, o co mi chodzi. Nie wiem, czy mi się udało.
Kobieta wbiła w niego złowrogie spojrzenie i poprawiła okulary na nosie. . – z niewiadomych przyczyn widzę dwie kropki między zdaniami. 
- Ok., ok. – zaplątała ci się kropka po „ok”.
Odprowadziła go wzorkiem – wzrokiem.
(...) krzyczała, nie mogąc powstrzymać silnych emocji, które ją zawładnęły – które nią zawładnęły.
Daichi poczuł, jak serce podeszło mu do gardła, zacisnął mocno dłoń w pięść, stojąc z impetem, aż krzesło upadło z donośmy trzaskiem – (...) wstając z impetem, aż krzesło upadło z donośnym trzaskiem.
Nie hamując już strumieni łez napływających mu do oczu, zagniwszy próbówki wbiegł do otwartej windy, zostawiając umierając matkę daleko w tyle – cokolwiek znaczy słowo „zagniwszy”, zgubiłaś też „ą” w słowie „umierającą”.
(...) ryknął, jak rozwścieczone zwierzę – zbędny przecinek.
Na odwróćcie – na odwrocie
(...) jego magnez do przyciągania kłopotów nie przysporzył mu wielkich problemów – Magnez, powiadasz? W tym wypadku chodzi o przedmiot, nie pierwiastek, więc powinno być „magnes”.
(...) przesunął wzrok po twarzy Kyoheia, zatrzymując go na ciemnych oczach. Jego spojrzenie zdawało się prześwietlać Kyoheia na wskroś. Kyohei prychnął pod nosem – Kyohei, Kyohei, Kyohei. Może jakiś synonim?

Rozdział 4
Ten krzyk przeszył powietrze. Ciemnowłosy mężczyzna podbiegł do niego, ślizgając się o mokrą trawę. – do kogo podbiegł? Do krzyku? Ogólnie rzecz biorąc trudno się połapać w akcji na początku tego rozdziału, a raczej w tym, kto i co mówi.
Słowa, które skradł wiatr, zawisły nad nimi jak fatum – brakujący przecinek.
(...) tak naprawdę pierwszy raz od zawsze naprawdę szczerze. – powtórzenie.
Mimowolnie zabłądził dłonią do kieszeń wyciągnąwszy z niej wygiętą kartkę – „Mimowolnie zabłądził dłonią do kieszeni i, wyciągnąwszy z niej kartkę (...)”
Szkielet, trzymający w jednej dłoni kose - kosę.
(...) po za tym Yuri miała marzenie – poza tym.
(...) jakby była to wystarczająca odpowiedź na jej pytanie, bo nawet one przywołało wspomnienie płomieni Kyoheia – ono.
 Myślał już tylko o swoim magicznym barku, pełnym skarbów – „Myślał już tylko o swoim  magicznym, pełnym skarbów barku”.
(...) przypatrując się znanej personie ni to z niepokojem, ni to z lękiem. – brakowało przecinka.
Rozdział 5

Zastanawiał się mimo wszystko, czy ujrzą jeszcze światło dzienne czy też wszystko przepadnie w czeluściach tej, z pozoru, niewinnej dziury. – Zastanawiał się mimo wszystko, czy ujrzą jeszcze światło dzienne, czy też całość przepadnie w czeluściach tej, z pozoru niewinnej, dziury.”
Kilka pochodni, umocowanych do ściany, rozświetlało ciasny, wąski, zatęchły korytarz i dziewczyna wykrzywiła twarz w zdumieniu. – nie pasuje mi konstrukcja tego zdania. Już lepiej brzmiałoby, gdybyś i zastąpiła więc.
(...) łapiąc za pierwszą lepszą pochodnie z brzegu – pochodnię
(...) zapytał, ale w jej głosie nie było ani cienia strachu – zapytała.
Yukari, udało nam się! – brakujący przecinek.
(...) nie kryjąc już fali uczuć, które ją zawładnęły. – „(...) które nią zawładnęły”
(...) przyglądając się badawczo lustrze z każdej stronie –  z każdej strony.
(...) w porównaniu do jej apartamentowca śmiała mogła nazwać to miejsce obskurnym wychodkiem. – śmiało.
Yuri uniosła brew ku górze i zamrugała parę razu – razy
Ale jako, że jestem BARDZO miłaznów zbędny przecinek.
Junko kołysała się delikatnie na krześle, wpatrując się dopiero w co używany telefon komórkowy, leżący na stole jak w ósmy cud świata – tu też trochę zła konstrukcja. „Junko kołysała się delikatnie na krześle, wpatrując w leżący na stole, dopiero co używany telefon komórkowy jak w ósmy cud świata.”
(...) westchnął cicho, zdając sobie sprawy, że to wszystko posunęło się zbyt daleko. – sprawę.
Junko natomiast zadrżała, gdy usłyszała swoje imię. I, własnowolnie wypowiedziała imię mężczyzny, który jako pierwszy cisnął jej się na myśli:
- Kyohei – kun?
- Kyohei – kun? – czy coś się nam aby nie powieliło?

4/7

Kreacje bohaterów:
W tym podpunkcie naprawdę nie wiem, co napisać. Sama widziałaś wyżej, ile rozpisywałam się na temat tego, że o bohaterach zbyt mało wiemy poprzez opisy, zbyt wiele poprzez działania. Spróbuj dodać nieco tego pierwszego, a będzie idealnie.
Idealnie? Owszem. Bo nie mogę im odmówić różnorodności, głębi, której jeszcze nie wydobyłaś, ale na którą mają zadatki. Po prostu raz na czas zatrzymaj się i użyj jakiegoś statycznego opisu, by przedstawić ich charakter, tak, jak to uczyniłaś w przypadku Ashidy. Była jednocześnie tajemnicza i jasna, potrafiłam sobie ją wyobrazić, ale intrygowała mnie – to była kwintesencja tego, co od początku oceny staram się wtłuc ci do głowy. Głównie chodzi mi o dwójkę naszych dziewiętnastolatków, którzy mimo tego, że piszesz o nich najwięcej, są dalej dla mnie dziwnie odlegli, a ich przeszłość nazbyt zagmatwana.
A co do naszych złych bohaterów, trafiłaś w sedno: „Narita to sadystka, ale hm... chciałam dać jej osobie trochę komizmu, a chwyt z jedzeniem i brakiem dobrego wychowanie sprawdza sie w osiemdziesięciu procentach, zresztą to bardzo pasuje do jej osobowości”. I bardzo mi się ten chwyt spodobał, sprawił,  że nie była jednolita i nieskazitelnie zła.
4/7

Pomysł:
Ten akurat jest bez wątpienia oryginalny. Podoba mi się to, że masz w głowie zarys fabuły i kreujesz go, zamiast pleść bzdury i zapełniać rozdziały bezsensownymi wydarzeniami. Wszystko dąży do konkretnego celu, ma jakieś skutki, jeśli nie teraz, to na pewno w przyszłości. Wielowątkowa fabuła z pewnością ma zadatki na coś świetnego!
5/5

Podstrony:
Oczekujesz pewnie, że i tu się rozpiszę? A ja nie cierpię tego punktu jak nie wiem co i będę się starała opisać wszystko pięknie i szybciutko. Masz spis treści, bardzo przydatny i uporządkowany, a także podstronę „opowiadanie”. Jest bardzo ciekawa, ale mimo wszystko byłabym za tym, by nazwać ją inaczej, bo moja intuicja wciąż prowadzi mnie do niej, zamiast do spisu treści. Po prostu automatycznie kojarzę sobie, że tam zobaczę opowiadanie. Korzystniej byłoby więc nazwać ją „O opowiadaniu” czy jakoś tak. Mamy miejsce dla postaci, przy czym każda jest opatrzona cytatem i jednozdaniowym opisem, a także ładną grafiką. Linki, piosenka przewodnia, pytania – czyli wszystko, czego sobie dusza zapragnie. Brakuje mi jedynie słowa o tobie, autorce, ale może daruję.
5.5/6

Punkty dodatkowe:
+ za wspaniałe opisy na początku
+ za wstawki z Yuri
+ za rozwiniętą fabułę

3/5

Podsumowanie:

Jest świetnie, ale może być lepiej. Mam nadzieję, że nie plotłam trzy po trzy i cokolwiek z tej oceny wyniesiesz, ale nie zdziwiłabym się, gdyby tak nie było. Zbyt długie przerwy w pisaniu mi ewidentnie nie służą. Tak czy inaczej, otrzymujesz ode mnie 62,5 punkta, a jest to ocena bardzo dobra. Gratuluję!

17 komentarzy:

  1. W sumie jak napisałam maturę, to pojechałam razem z chłopakiem do mojej siostry, która jest w UK już od ponad sześciu lat. To miały być moje wakacje, bo chciałam się odstresować. Ale jak, to w życiu bywa, siostra powiedziała " A popracuj sobie gdzie chcesz, to będziesz miała na swoje wydatki". Niestety, ale spodobała mi się ta samodzielność, to, że nie muszę się nikomu tłumaczyć z tego, co robię ( mam dość "zaborczych" rodziców)i, że w końcu czuję się szczęśliwa. Najpierw zostałam miesiąc dłużej ( mama dostawała zawału, bo przecież jej córeczka musiała iść na studia!), potem drugi, trzeci, aż zadzwoniłam do rodziców i powiedziałam, że to jest teraz moje życie i nie wracam. Zawsze robiłam to, co oni chcieli. Nie mogłam wyjść na piwo z koleżanką, bo zaraz były pytania, a nie należę do dziewczyn, które chodzą po dyskotekach. Odkąd pamiętam nic nie robiłam tylko and tymi książkami siedziałam. A tu nagle taki psikus. Z moją mamą dość długo się do siebie nie odzywałyśmy, ale w końcu zrozumiała, że jestem dorosła i to, że nie poszłam na studia nie znaczy, że jestem głupia. Jakby, to powiedzieć w poetyckim stylu? "Poszłam za głosem serca". To taka w wielkim skrócie moja historia :). Właśnie zapisałam się do takie czegoś jak college na plastykę :). Dużo by tu pisać. Moja siostra jest po studiach z filologi angielskiej i powiedziała, że gdyby miała taką odwagę jak ja, to jeszcze szybciej by tu przyjechała :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miało być "do takiego czegoś jak college" :).

      Usuń
    2. Ciekawa historia, nie powiem :D Może kiedyś sama pojadę gdzieś do naszych sąsiadów zza północnego morza, ale raczej nie na stałe. Choć, kto mnie tam wie, od zawsze mnie ciągnęło do podróży, a na geografii zamiast słuchać, bazgram z koleżanką na mapie trasę naszej przyszłej wyprawy dookoła świata. XD

      Usuń
    3. Ja jadę na wakacje, omom. <3

      Usuń
    4. Chwal się, chwal. XD Ja pewnie tylko na obóz konny czy coś w ten deseń.

      Usuń
    5. Ja w tym roku podróżuję po całym świecie, haha. XD

      Usuń
    6. Kłaku, to nie jest miłe :c

      Usuń
    7. Jedziesz na obóz konny, tak? :D Będziesz jeździła na koniu Rafale. :D

      Usuń
  2. Bardzo dziękuję za ocenę. I, uwierz, nadrobiłaś jakością, zwłaszcza mnie zadowoliła, przynajmniej dowiedziałam się co mam zmienić i jak ulepszyć opowiadanie, bo ocena, którą ostatnio zostałam była bardzo skąpa w treść i osobiście miałam wrażenie, że została napisana na "odwal się". Nie miałabym nic przeciwko jakbyś się bardziej rozpisałaś, i uwierz, przeczytałabym wszystko od deski do deski :D
    Inohara to pozer, właściwie bał się trochę spotkania z Daiem i chciał również troszkę "pobawić się" jego kosztem, dlatego zostawił go bez odpowiedzi na cokolwiek, dlatego właśnie uciekł.
    Czy robię to specjalnie czy wychodzi naturalnie? Hm... po prostu piszę, stukam palcami o klawiaturę w jakimś sensownym rytmie i później czytam, sprawdzając i poprawiając bądź dopisując, ot, tyle. Nad dialogami nie chce się specjalnie zastanawiać, zazwyczaj pisze je szybko i zostawiam swoją pierwszą myśli, bo myślę, że zbyt kombinowane dialogi nie wyszłyby dosyć dobrze. Człowiek zazwyczaj mówi to co ma na myśli, nie często zastanawia się co chce powiedzieć i mówi to, co ma dopowiedzenia - i Daichi, i Junko są takim osobami.
    Zastanawiałam się właśnie na tą nieszczęsną kursywą i koniec końców zostawiłam to w spokoju, ale pójdę za twoją radą i faktycznie zmienię na kursywę. Bo i o to szala zwycięstwa przechyliła się właśnie na nią :D
    „Dziewięć lat temu Inohara Ryuichiro umarł i nigdy już nie powrócił. Na jego miejsce narodził się całkowicie ktoś nowy, ale nie miał zielonego pojęcia, że ktoś z głęboką chęcią „wskoczył” na jego miejsce.”
    Słowa te nawiązują do prologu, jak i dalszego wątku ich przeszłości. Ryurichiro wówczas, dziewięć lat temu, miał na nazwisko Inohara (nawołanie do treści snu), jednakże, przy spotkaniu z Yukarim zmienił je na nazwisko, które wpadło mu jako pierwszego do głowy (a było to nazwisko z kartoteki jego matki, którą miała w dniu śmierci na swoim biurku, czyli odnosi się do retrospekcji). Ale wyrzekając się swojego nazwiska, właściwie od chwili ucieczki z domu, nie tylko nazwisko zostało zmienione. Można rzecz, że Dai od momentu nieszczęśliwego wypadku przeszedł metamorfozę charakteru i poniekąd to skłoniła go do decyzji opuszczenia domu, jednakże o tym w dalszych rozdziałach.
    Zaś nazwisko Kyoheia brzmiało Daichi. Mając na myśli określenie "wskoczył na jego miejsce", miałam na myśli Kyoheia, aczkolwiek nie zrobił tego świadomie (bo czy dziesięcioletnie dziecko może wymyślać swojej główce zmyślne intrygi?), dopiero później naświetliła mu się bardziej sytuacja, którą zaczął wykorzystywać, nie do końca jeszcze tylko dla samego siebie. Jednakże to też będzie wyjaśnione przy innej okazji.
    Junko to biologiczna siostra Yukariego, a jako, że Daichi wychowywał się z nią od dziesiątego roku życia są dla siebie jak brat i siostra, właściwie powiązanie pomiędzy Yukarim i Daichim jest dosyć podobne.
    Kyohei nazywając Daia swoim „bratem” użył ironii, która jednak nie wzięła się z ulicy. Jest ściśle związana z tym „wskoczeniem”. Czyli wątek zostanie wyjaśniony i rozstrzygnięty w dalszych rozdziałach. :)
    Bardzo dziękuję za wypisanie wszystkich błędów, które poprawię za chwilę. Ach, faktycznie to „Kyohei-kun?” się powieliło i zgaduje, że w trakcie wklejania akapitów.
    Szczerze powiedziawszy, wcale nie oczekiwałam, że się rozpiszesz w „podstronach”. Dla mnie przede wszystkim liczy się ocena treści, kreacji bohaterów itp., i byłam naprawdę szczęśliwa, że mogłam przeczytać tyle rad i, co najważniejsze, mogę je wcielić w rzeczywistość.
    Na koniec powiem z rączką na sercu, że nie spodziewałam się tak wysokiej oceny, ba, bardzo wysokiej. Liczyłam na trójkę tudzież na dwójkę. Spotkała mnie naprawdę miła niespodzianka! Bardzo dziękuję, że poświeciłaś mojemu blogowi czas.
    Jak dla mnie ocena pojawiła się dosyć szybko, zważywszy na fakt, że czasem czeka się o wiele dużej. Pozdrawiam, Kanako.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie cieszy, że sprostałam wymaganiom ;D A co do tego wszystkiego, co mi wyjaśniłaś - w moim umyśle najwyraźniej słabo są jeszcze rozwinięte skojarzenia pomiędzy poszczególnymi faktami i potrzebuję prostego napisania, co, jak i dlaczego. Przecież widziałam w zakładce o bohaterach, że Junko ma takie samo nazwisko jak Yukari (który jest swoim nazwiskiem... czemu nie ma imienia? :D), a Daichi na swojej drodze napotkał właśnie jego. No nic, następnym razem przyłożę się jeszcze bardziej ^^ A co zaś do oceny - moim zdaniem jest w pełni zasłużona. W całej mojej karierze wystawiłam chyba 3-4 trójki, a były one dla blogów wiele, wiele gorszych niż Twój. Poza tym wyznaję zasadę, że to nie ocena końcowa jest najważniejsza, a treść całokształtu i rady, które otrzyma oceniany.
      Także wielkie dzięki za wyczerpujący komentarz! Dobrze wiedzieć, że praca się opłaca i daje owoce ;)

      Usuń
    2. Yukari ma imię, ale to imię jest jedną z trzech tajemnic "dyktatora". :)

      Usuń
    3. Wiem, wiem, że ma - bardziej chodziło mi o to, czemu go nie ujawniasz. :3 Ale skoro to "jedna z trzech tajemnic" to na pewno ma jakieś szczególne znaczenie ^^

      Usuń
  3. Czy w związku z przedłużającą się nieobecnością Kazu, tak jak sugerowała Czekoladowa, mogłabym prosić Imloth o ocenienie opowiadania o Syriuszu Blacku => www.syriuszblack.mylog.pl ?

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli tylko Imloth wyrazi zgodę, to tak :)

      Usuń
    2. Syriusz? ALWAYS :D
      Tylko po raz kolejny uprzedzam, że nim ocenię Nanshunyo minie trochę czasu, więc radziłabym się przygotować porządnie na sierpniowe terminy.

      Usuń
  4. Przepraszam za moją nieobecność na Erze od jakiegoś czasu. Wszystko przez to, że chwilowo nie mam dostępu do internetu z przyczyn niezależnych ode mnie. Jutro wyjeżdżam i nie będzie mnie cały tydzień, więc czy mogłabym prosić o przedłużenie mojego stażu? Byłabym wdzięczna.

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj

Credits crazykira-resources | LeMex ShedYourSkin | ferretmalfoy masterjinn | colourlovers FallingIntoCreation